Ela

Przemiana

Wersja do druku

Ostatnio czuję następujące wewnątrz mnie zmiany ...dziwne, przyspieszające, impulsywne, rzeczywiste.

Wiem, że on zmienił mnie dotykiem, że powoli, cząsteczka po cząsteczce coś, co jest we mnie w środku narasta, staje się coraz bardziej czymś nieziemskim.

Kocham Maxa głęboko. Wtedy gdy jego ręce obejmują mnie, pieszczą , kiedy zabiera mnie do innego świata ... Był także wewnątrz mnie, podpatrując umysłem, duchem, odwiedzając miejsca w których nigdy nie był. I odnajdując miejsca w których był.

A ja pozwalam mu na całkowitą swobodę, otwieram się przed nim , jego ręce wędrujące ponad moim ciałem, naprawiają, koją, leczą, dają poczucie bezpieczeństwa. Te ręce, które zwróciły mi uciekające życie.

Mówią, że się zmieniam, a ja rozwijam się codziennie , bo wewnątrz mnie rośnie coś obcego, coś tak różnego.

Przyzwyczajam się do tego co się stanie, tej mistycznej siły, przejmującej mnie komórka po komórce.

Moja rodzina obserwuje mnie, jak gdyby nie wiedzieli co myśleć . I nawet teraz, kiedy podaję klientom zamówione posiłki, ojciec nie spuszcza ze mnie wzroku, patrząc na mnie z niepokojem. Czuję ten wzrok. Uspokajałam go mówiąc, że wszystko jest w porządku, że poradzę sobie ze zmianami ale tak naprawdę ten poważny wyraz nigdy nie znika z jego twarzy.

I teraz, kiedy jestem taka krucha i słaba...wraca do niego obraz gdy leżałam na podłodze Crashdown, a życie ze mnie szybko uciekało. Jeszcze nie rozumie, że nie jestem już jego małą dziewczynką, dorastam, jestem młodą kobietą i tym chyba zaskakuję go najbardziej.

Z każdym dniem czuję tę obcą istotę, coraz mocniej znaczącej we mnie swoje miejsce, pokazującą mi, że to wszystko wewnątrz mnie jest ludzkie i zwykłe, a ja powoli przegrywam bitwę, którą nazywałam niezależnością.

Wiem, że teraz już nigdy nie będę sama, nigdy już nie będzie osobno Maxa i Liz, między nami będzie ta inna istota dająca tak mocno o sobie znać.

Ostatnio poruszam się po Crashdown jak gdyby w oszołomieniu, widzę znajome twarze, ludzi będących obok mnie przez całe moje życie. Uśmiechają się grzecznie, ale kiedy odchodzę, słyszę ich szepty .

" Parkerowie zawsze byli dziwni...'"

" inteligentna dziewczyna mogła lepiej urządzić swoje życie..."

" nie mogę uwierzyć, że oni pozwalają jej związać się z kim takim .."

To są słowa wypowiadane półgłosem, poza mną, myślą, że ja ich nie słyszę. Ale to, czego nie rozumieją to są zmiany we mnie. Moja obca połowa rozwinęła się, pozwalając mi słyszeć i widzieć więcej niż sobie wyobrażają.

Z każdym dniem coraz mniej dbam o to, co myślą o mnie, właśnie teraz kiedy moje ciało nabrzmiewa, a Max patrzy na mnie jaśniejącym wzrokiem i wygląda przy tym jak mały, śmieszny chłopiec. Kilka tygodni wcześniej dosłownie zaczynał się jarzyć się, a teraz promienieje .

Codziennie, wcześnie rano, na długo przed ciepłymi podmuchami wiatru i cichym dzwonkiem sygnalizującym kolejnego klienta , Max rozpoczyna pracę w Crashdown . I w takich momentach, poruszając się cicho po kawiarni obserwuje mnie, uśmiechając się jednym ze swoich półuśmiechów , ale jego oczy mówią tak wiele .

Nawet na moment nie spuszcza ze mnie wzroku, jakby nie chcąc nic stracić ze zmian jakie zachodzą we mnie i moim ciele.

Gdyby tylko moi rodzice rozumieli . Zamiast tego, oczy mojego ojca bacznie i surowo zwrócone są na niego , odpowiada sucho na to co Max do niego mówi. Tylko dlatego nie wyrzucił go z kawiarni, że błagałam go. Słyszałam wiele słów pełnych goryczy i żalu. Nie może wybaczyć mu tego co mi zrobił.

A ja nie mogę być z nim, kiedy nawet nie próbuje zrozumieć kim Max jest dla mnie , że umarłabym za niego. .I teraz jeszcze...

Wyjaśniałam im, że nie ma niczego, czego nie można wybaczyć, że kocham to wszystko czym mnie obdarzył, to jest takie cenne i kruche, nikt nie może mi tego odebrać. Nie słuchają.

Pewnego dnia , Max i ja wyruszymy stąd razem, a moi rodzice nie będą zdolni mnie zatrzymać .

Oni mogą stać na drodze naszego związku ale nigdy nie będą wiedzieli co razem możemy, nie znają tego co jest wewnątrz mnie. Nigdy już nie stanę się normalna bo nigdy ponownie nie będę taką jaką chcieliby mnie widzieć.

Mały, nieziemski książę albo księżniczka rośnie w moim brzuchu. Nie wiem jeszcze kto.

Rodzice myślą.... to tylko jest dziecko Maxa Evansa, ludzkie dziecko, stworzone w czasie jednej, miłosnej nocy na tylnym siedzeniu jeepa....głupota, pomyłka. i jeżeli będą trzymać Maxa z daleka ode mnie , wtedy nasz związek osłabnie . Tak sądzą bo ja mam tylko siedemnaście lat .

Nie wiedzą, że los planet opiera się na równowadze. Nigdy nie uwierzyliby w to, jak wiele nie wiedzą .

A inni.... Unicestwiliby wszystkich w mieście gdyby wiedzieli, że obce dziecko rośnie w moim brzuchu?. Czy zabiliby mnie żeby badać to zjawisko? Prawdopodobnie. A może nie. ..Nie wiem.

Siedzę w pustym holu, nabrzmiałe stopy oparłam na siedzeniu obok. Jestem coraz bardziej zmęczona, teraz kiedy zbliża się koniec dnia. Wczoraj, położyłam się na kanapie w czasie przerwy i spałam tak mocno z jedną nogą wiszącą poza krawędź kanapy aż obudziłam się chrapiąc . Maria klęczała obok tapczanu , uśmiechając się i pocieszając mnie w jej wiadomy tylko sposób.

— Liz, – szeptała – koniec przerwy, wracasz jeszcze do pracy?

Schyliłam się kładąc jedną stopę na podłodze, potem drugą. Musiałam wstać. Nie pozwoliłabym aby moi rodzice myśleli, że potrzebuję parasola ochronnego nad sobą. I nie chcę aby próbowali zasugerować mi, że nie powinnam "płacić za swoją pomyłkę."

To drobne życie nie ma nic wspólnego z pomyłką , jest rezultatem miłości Maxa i zawsze takie będzie.

Długo popijam lodowatą wodę , aby jakoś ochłodzić rozgorączkowane ciało. I kiedy tak siedzę w kafeterii, moja ręka zsuwa się nisko , przytulam ją do brzucha w ochronnym geście i czuję jak nasze dziecko się porusza.

Obserwuję mój brzuch z bliska, jego ruchy z jednej strony na drugą. Czasami, kiedy mój ojciec jest na górze, siedzę z Maxem, a on kładzie ciepłą dłoń aby poczuć to maleństwo, przybywające do nas w tak niespodziewanym czasie . W takich momentach oczy Maxa otwarte szeroko ciemnieją, czasami widzę w nich łzy, które stara się powstrzymać nie chcąc mnie niepokoić.

Patrzę na niego gdy tak ciężko, w milczeniu pracuje i zastanawiam się czy gdyby ojciec wiedział skąd pochodzi, gdzie się urodził i kim jest, czy wtedy wybaczyłby mu......nas? Tkwię w tej niepewności.

Ale kiedy moich rodziców nie ma w pobliżu, siadam obok i ściskam jego rękę , chcąc dodać mu otuchy, aby wiedział, że o nic go nie winię , nigdy nie będę miała żalu i niepotrzebne nam niczyje wybaczenie .

Dlatego, na razie gram w grę moich rodziców. Lecz już niedługo . Skończę osiemnaście lat i wkrótce się pobierzemy.

Długo w nocy siedzę na balkonie. Odpoczywam i spoglądam na spokojne, aksamitne niebo. To jest czas kiedy dziecko porusza się gwałtownie i niecierpliwie, a ja staram się je uspokoić. Ale im bardziej jestem wyciszona tym bardziej ono daje o sobie znać .

Ono....dlaczego zawsze myślę , że dziecko Maxa to chłopiec?

Ponieważ potrzebuje spadkobiercy? Nie wiem ale może gdzieś, tam w górze jest niewidzialna siła która to wszystko zaplanowała, poza naszym rozumem. Może właśnie tam mają jakiś określony cel, dla którego to dziecko zostało stworzone tak wcześnie. Czy delikatne życie rosnące we mnie, ma do wypełnienia jakąś rolę?.

To zbyt trudne do pojęcia dla dziewczyny z małego miasteczka jak ja.

Patrzę na atramentowe niebo, może jest tam także miejsce dla mnie. Będę przecież matką syna władcy antariańskiego tronu.

Liz Parker , siedemnastoletnia dziewczyna, w której rośnie nieziemskie życie. Antariańska królowa.

Być może któregoś dnia, Max wprowadzi królową i swojego następcę do domu.

Ale teraz mogę tylko patrzeć na niebo, które jest tak blisko i marzyć, jak miliony świateł będą tańczyć i migotać kiedy nastanie cud i nasze dziecko będzie wśród nas.

Wyobrażam sobie moje przeznaczenie, tak mocno związane z Maxem.

Ostatecznie będzie prowadzić mnie poprzez to rozświecone diamentami gwiazd niebo.




Wersja do druku