Graalion

Nowe Życie (1)

Wersja do druku Następna część

Tess rozejrzała się po dworcu autobusowym. Była jedyną oczekującą. Sprawdziła jeszcze raz rozkład, by się upewnić. Tak, autobus powinien przyjechać za kilkanaście minut. Jeszcze tylko chwila i pożegna Roswell na zawsze. Roswell i Maxa. Poczuła, że oczy jej wilgotnieją. Otarła je energicznie. Nie, nie rozklei się teraz. Zrobiła wszystko, by odzyskać Zana, mężczyznę którego kochała. Lecz nie udało jej się. Zawiodła. Ta wywłoka owinęła go sobie wokół palca. Ech, kogo chciała oszukać? Musiała spojrzeć prawdzie w oczy – Max po prostu kochał Liz. Właśnie, Max. Nie Zan. Gdy tu przybyła z Nasedo myślała, że będzie tak jak na Antarze. Że Zan zobaczy ją i stare uczucie powróci. Godzinami oglądała zdjęcia, które Nasedo zrobił Maxowi z ukrycia. Patrzyła na tą młodą twarz i zastanawiała się, czy ten szczupły ciemnowłosy chłopak to rzeczywiście jej Zan? Jej ukochany? Jej mąż? Nasedo wciąż powtarzał jej o planie, o układzie, ale ona miała własne plany. Marzył jej się powrót u boku ukochanego na Antar, przegnanie Kivara i rządzenie w blasku chwały wyzwolicieli. Naturalnie wolała nie zwierzać się z tych marzeń swemu opiekunowi. Powiedziałby, że to naiwne mrzonki nastoletniej Ziemianki, a ona przecież przede wszystkim była antariańską królową. Czasami miała go dość. Jego strach przed Kivarem był godny politowania. Ale w sumie okazało się, że miał rację. Gdy w końcu przyjechała do Roswell i poznała Maxa, to było jak uderzenie pioruna. Od razu wiedziała, że to on, to naprawdę on. Jej Zan. Czuła to od pierwszego momentu. A jednak się myliła. Zan zniknął. Jego miejsce zajął jakiś chłopczyk, omotany przez ziemską dziewczynę, niezdolny podjąć stanowczej decyzji, taki ... ludzki. I on miałby się zmierzyć z Kivarem? Ale wciąż myślała, że może maleńka cząstka Zana wciąż w nim tkwi, gdzieś głęboko, tylko czekająca, by ją rozbudzić. Więc próbowała. Przekazywała do jego umysłu obrazy mające przypomnieć mu uczucie, jakie do niej żywił na Antarze. Przez jakiś czas to wydawało się działać, lecz w końcu powrócił do tej swojej Liz. Nawet gdy ta odsunęła się od niego i wyjechała na całe wakacje, nie przestawał o niej myśleć. Nie pozwalał Tess się do siebie zbliżyć. Zrozumiała, że straciła Zana. A Nasedo wciąż przypominał jej o układzie. Zajść w ciążę z Maxem i wydać ich wszystkich Kivarowi. Jakby to było takie łatwe. Tymczasem starała się pozyskać sobie Michaela. Przynajmniej on wydawał się nie mieć nic przeciwko niej. Chętnie uczył się wykorzystywać Moc. Max i Liz w końcu wrócili do siebie. A potem pojawili się Skórowie. Nasedo zginął, zabity zaraz na początku. Oni też kilka razy z ledwością uniknęli śmierci. W końcu kilka dni temu Skórowie ich dopadli. Użyła wtedy Mocy w sposób, którego nie rozumiała. Wyzwoliła ogień. I spopieliła ich wszystkich. A Max zamiast jej podziękować za ocalenie życia tylko patrzył na nią z przerażeniem w oczach. I ten wyraz szczęścia na jego twarzy, gdy Liz powróciła. To właśnie wtedy zrozumiała, że już go nie odzyska. Co więcej, nie urodzi też jego dziecka, gdyż nigdy nie uda jej się na tyle zbliżyć do niego. Postanowiła więc wyjechać. Nic nikomu nie powiedziała. Zostawiła jednak list adresowany do szeryfa i Kyle'a. Przez ten krótki czas jaki tu spędziła byli dla niej jak rodzina której nigdy nie miała. Przypomniała sobie zakłopotaną twarz Kyle'a. Był taki zabawny. Gdyby tylko wspomnienia z Antaru nie były tak żywe. Kyle był na swój sposób pociągający; ale nie był Zanem. Znów poczuła łzy pod powiekami. Potrząsnęła gniewnie głową. Nie rozpłacze się. Przecież sobie obiecała. Ale łzy nie chciały przestać płynąć.
Greyhound podjechał. Po raz ostatni objęła wzrokiem miasto, które złamało jej serce. Które Naseda kosztowało życie, a ją – przyszłość. Odwróciła się i wsiadła do autobusu. Od teraz sama będzie tworzyć swoją przyszłość.


Wersja do druku Następna część