arCHanGeL

Przybysz z gwiazd

Wersja do druku

Trwala przerwa sniadaniowa, Max szedl korytarzem w strone wolajacej go Liz, w pewnym momencie wyostrzyly mu sie wszystkie zmysly. Ludzie poruszali sie wolno, szept wydawal sie byc krzykiem i nagle ta wizja, widzial cos ale tylko urywki nie mogl dojsc do tego co widzial. To sie dzialo za szybko, Max spojrzal raz jeszcze na Liz, jej jeszcze do nie dawna szybkie machanie, teraz bylo wolne jak chod zolwia. Evans obrocil sie w lewo w inny korytarz i zobaczyl tam jak w tlumie licalistow, ktos mu sie przyglada. Byl to chlopak sredniego wzrostu o muskularnej budowie, nie widzial jego twarzy bo te skrywal cien. Wtedy zrozumial ze to on wywoluje w nim to co sie z nim dzieje. Patrzac tak w niego zaczal slyszec jakies mysli, otworzyl swoj umysl i zobaczyl wizje, ale tym razem wyrazne, poczul sie jak by rozmawail ze swoim przyjacielem, ale nigdy przed tem go nie znal, nawet wtedy gdy rzadzil Antarem i podczas wojny. W ciagu ulamka sekundy wszystko wrocilo do normy, tajemniczej postaci juz tam nie bylo. Max rozgladnal sie wkolo i poszedl w kierunku Liz, ktora wyszla na przeciw mu. Wszyscy wiedzieli, ze sa para dlatego normalne bylo ze wpadli sobie w ramiona. Evans objal ja i podniosl obracajac sie do okola. Parker miala usmiech na twarzy, widac bylo jej wielka radosc z kazdej chwili zpedzonej z nim.

— Jak sie masz Ksiezniczko? – spytal lagodnym glosem Max.

— Teraz juz wspaniale, bo jestes przy mnie – odpowiedziala Liz przyblizajc swoej usta do jego. To bylo dziwne, nie rozumiano tego jak oni moga sie tak soba cieszyc, tak sie kochac nie do znudzenia. To sciskanie przerwal im nauczyciel.

— Opanujcie sie mlodzi, rozumiem ze jestescie w takim okresie zycia, ale to jest szkola – profesor sie usmiechnal i dodal – a z reszta tylko zeby was dyrektor nie zobaczyl bo sami najlepiej wiecie jaki on jest – po czym odwrocil sie i wszedl do swojej kalsy, oczekujac na dzwonek. Max i Liz chwycili swoje dlonie, splotli je i poszli w strone klasy, w ktorej mieli lekcje. Na lekcji kosmita nie byl skupiony i to nie przez Liz, tylko przez tego, ktorego spotkal na przerwie. Jego twarz byla zamyslona, dziewczyna to zauwazyla i szturchla go wykonuja gest ostrzegawczy wskazujacy nauczyciela, ktory przymierzal sie do wywolania Maxa do odpowiedzi, ale na daremne poniewaz wlasnie zadzwonil dzwonek na przerwe. To byla ostatnia godzina zajec szkolnych zakochanej pary. Gdy wyszli ze szkoly, postanowili ze pojda do szkolnego parku. Liz wyprzedzila Maxa obracajac sie za nim i mowiac, smiejac sie – kto pierwszy ten lepszy.

— Daj spokoj Mala i tak nie wygrasza – jednak wygrala bo Max wpadl na rowerzyste, gdy sie pozbierala spojrzal na Liz, ktora juz zajela lawke, na ktorej mieli spedzic najblizsze pol godziny.

— Niezdara – krzyknela Liz.

— Odezwala sie, wstan i popatrz na swoje ubranie – usmial sie Max. Liz wstala, ogladla sie, byla cala w farbie. Max podszedl do niej i dotknal jej ubrania reka, zielone plamy znikly. Liz schylila glowe, i schowala twarz pod wlosami, Evans spojrzal na nia i zdal sobie sprawe, ze przed nim stoi najwiekszy skarb jaki mogl znalesc na Zimi. W tej samej chwili Maxa znowu zaczely trapic wizje, teraz sobie przypomnial.

— Ten chlopak to Christoph... – wydusil z siebie szeptem.

— Jaki Christoph, o czym mowisz Max, co sie dzieje? – spytala wystrzaszona Liz.

— Gdy szedlem w twoja strone, w szkole nagle dziwnie sie poczulem, wszystko do okola mnie zwolnilo i wtedy zobaczylem jego, Chrisa mojego przyjaciela. Przestalem sie z nim widywac kiedy odkrylem swoje moce i to kim jestem, a teraz okazuje sie, ze on takze jest kosmita, ale nie pochodzi z mojej rasy. Chce sie ze mna spotkac, musze isc nie moge znowu go zostawic. Max podniosl sie i zobaczyl jak jego dawny przyjaciel wlasnie podchodzi do niego.

— Czesc Max – powiedzila Chris.

— Witaj, Chris... Przybyszu z Gwiazd... – nie zdazyl dokonczyc.

— Rozumiem Cie Max i nie czuje zadnej urazy, jestem tu bo chce Ci powiedziec, ze wiedzialem od poczatku kim jestes, jeszcze przed tym jak nasze drogi sie rozeszly i wyjechalem do Polski. Moj ojciec, walczyl ramie w ramie z Michaelem i razem zgineli. A ja zostalem zeslany podobnie jak wy na Ziemie, tyle ze poczolem sie z kobiety, a nie wyszlem z kokonu. Moje DNA wymieszalo sie z ludzkim naturalnie, dlatego odziedziczylem wiele ludzkich zdolnosci. Jestem ostatni ze swej rasy, ktora byla oddana twej Matce i twemu Ojcu. Wrocilem by znowu walczyc po twojej stronie, ale teraz jest wieksze niebezpieczenstwo niz skorowie, na Ziemie przybyli Bleakerzy...

— Czemu dopiero teraz tu przyjechales, potrzebowalismy Cie wczesniej! – krzyknela Liz myslaca o Alexie.

— Wybacz, Krolowo – "Przybysz z Gwiazd" kleknal przed nia – ale to kim jestem odkrylem niedawno, wiele dni trenowalem i koncentrowalem swoje moce. I nie moglem przybyc tu wczesniej niz teraz poniewaz dlugo zajelo mi pojmowanie sztuki teleportacji... Wybacz prosze – Chris wstal i spojrzal na Maxa, a ten przekazal mu wmyslach to co sie wydarzylo i usprawiedliwil zachowanie Liz, lecz na to "Przybysz z Gwiazd" rzekl "Nie przepraszaj bo nie masz za co. Wiem co to znaczy stracic kogos bliskiego" kosmita wstal i znikl zamieniajac sie w niebiesko-jaskrawe swiatlo, ktore wzbilo sie w gore wirujac i stopniow znikajac w blasku slonca... CDN


Wersja do druku