Alex Whitman

Czas wyboru

Wersja do druku

Isabel jechała z Alexem samochodem. Czuła, że coś jest nie tak. Droga przed nimi była pusta.

— Alex! Mam dziwne przeczucie – powiedziała dziewczyna i spojrzała na niego. Krzyknęła. Alex miał zamknięte oczy. Nie oddychał. Isabel zobaczyła, że w niewielkim oddaleniu jedzie przed nimi ciężarówka. Chciała dostać się nogą do hamulca, ale nie mogła. Złapała za kierownicę i próbowała skręcić, ale również nie mogła. Ku jej przerażeniu samochód gwałtownie przyspieszył. Isabel poczuła, że ktoś używa mocy i steruje samochodem. Auto niebezpiecznie szybko zbliżyło się do ciężarówki. Dziewczyna przez chwile myślała, że ominą ciężarówkę, ale tylko przez chwilę, gdyż samochód kierowany czyjąś mocą skręcił wprost pod koła ciężarówki. Isabel zaczęła krzyczeć.

XXX

Isabel obudziła się z krzykiem. Usiadła na łóżku. Była spocona ze strachu. Już piąty dzień z rzędu śniła jej się śmierć Alexa, w której ona też uczestniczyła. Zawsze było tak samo, nie mogła zatrzymać samochodu czując czyjąś moc, a następnie ginęli pod kołami ciężarówki. W pewnym sensie ginęła tylko ona, bo w końcu Alex zginął wcześniej. Zabiła go Tess i to ona opętała samochód. Przez chwile Isabel przemknęło przez myśl, że Tess wróciła i teraz się mści, ale uznała to za niedorzeczność. Uspokoiła się. Poczuła się senna. Nie bała się usnąć, gdyż limit koszmarów na te noc skończył się. Zapadła w sen.

XXX

Obudziła się ku swojemu zdziwieniu – wyspana. Po zwyczajnych porannych czynnościach zaczęła sprzątać swój pokój. Rodziców i Maxa nie było w domu. Nie miała żadnych szkolnych obowiązków, ponieważ trwały wakacje. Gdy posprzątała swój pokój postanowiła pójść do "CRASHDOWN". Było strasznie gorąco, ale Isabel jako kosmitka potrafiła niezauważalnie dla innych klimatyzować swoje ciało. Spokojnym krokiem doszła do kawiarni. Weszła do środka. Za barem stały Liz i Maria.

— Cześć dziewczyny! – przywitała je.

— Cześć Isabel.

W kawiarni było jeszcze pusto. Dziewczyny zaczęły planować co będą robić po pracy. W końcu wymyśliły, że wieczorem po zamknięciu kawiarni zrobią sobie mała imprezę w najbliższym gronie. Do kawiarni wszedł Max, Michael i Kyle. Przywitali się. Isabel usłyszała jakiś dziwny dźwięk, rozejrzała się, by stwierdzić skąd dochodzi. Nagle znalazła się w jakiejś jaskini, dźwięk był bardzo wyraźny. Pod swoimi stopami zobaczyła małe pudełko. Na jego wieczku był umieszczony symbol z jej planety, schyliła się, by go podnieść i wtedy... znalazła się znów w kawiarni. Leżała na ziemi. Naokoło niej stało pięcioro zaniepokojonych przyjaciół.

— Isabel nic Ci nie jest? – spytał wystraszona Maria.

— Nie! Co się stało?

— Chyba zemdlałaś – powiedział jej Max.

Isabel ponownie usłyszała dziwny dźwięk. Wsłuchując się w niego zrozumiała, że zaraz znajdzie się w tej samej jaskini. Tak się stało. Postanowiła jak najszybciej otworzyć skrzynkę. Wtedy ten dziwny dźwięk przeobraził się w słowa: "możesz mu pomóc". Wszystko zniknęło. Isabel na chwilę zamknęła oczy. Gdy je znów otworzyła zobaczyła ten sam obrazek co chwile wcześniej, czyli pięcioro przyjaciół stojących nad nią. Nie czekając aż się odezwą wstała.

— Isabel?! Na pewno dobrze się czujesz??? – zapytał zaniepokojony Kyle.

— Taaak.

Po chwili wahania uznał, że musi im o tym opowiedzieć. Tak też zrobiła. Wysłuchali jej, a gdy skończyła zapadło milczenie. W głowie Isabel zaczęła się kształtować pewna myśl.

— Wiem gdzie jest to miejsce ze skrzynką – krzyknęła tak nagle, że reszta mało nie pospadała ze stołków.

— Gdzie? – spytali wszyscy naraz.

— W jaskini z inkubatorami.

— Skąd to wiesz???

— Nie wiem. Po prostu wiem. Trochę to jest zamotane, ale jestem pewna, że to jest tam. Liz i Maria zamknęły kawiarnię. Pojechali do miejsca, gdzie znajdowały sie kiedyś granilith. Max otworzył wejście do jaskini. Weszli do środka. Odkąd Tess odleciała nie byli wtam ani razu. Ku ich zaskoczeniu komora inkubacyjna ciągle tam stała. Weszli do pomieszczenia, gdzie był granilith. Teraz nie było tam nic. Puste miejsce otoczone skałami. Tylko słońce dostawało się tu swoimi promieniami. Na ziemi był nasłoneczniony krąg. W okręgu tym stała skrzynka z wizji Isabel. Na początku jej nie zauważyli.

— Ale tu jest... – zaczęła mówić Maria.

— ... pusto inaczej. – dokończył za nią Michael.

— Właśnie -poparł ich Kyle.

Isabel usłyszała znów ten dziwny dźwięk. Zobaczyła skrzynkę. Podeszła do niej i wzięła ją na ręce. Reszta paczki podeszła do niej, ale żadne z nich nie kwapiło się od niej wziąć tej skrzynki. Isabel poczuła coś pod podstawą. Tym czymś okazała się książeczka, podobna do tej, którą przetłumaczył Alex przed swoja śmiercią. Zobaczyła też, że skrzynka jest jednolita i nie ma w niej żadnego zamka. Postanowili jechać do domu, by tam się zastanowić co z tym fantem zrobić. Wrócili do
domu Maxa i Isabel.

— Co z tym zrobimy??? Przecież my nie potrafimy tego rozszyfrować! – powiedziała zawiedziona Isabel.

— Niektóre znaki znamy – rzekła Max.

— Ale my jesteśmy przymuleni, jak dno Nilu – krzyknęła Liz. – Przecież Alex przetłumaczył waszą księgę, więc my możemy zrobić to samo. Mamy wszystko wydrukowane. wystarczy zeskanować to do komputera, a następnie dzięki odpowiedniemu oprogramowaniu będziemy mogli to przetłumaczyć.
Przyjaciele popatrzyli się na nią zdumieni.

— My umiemy na komputerze układać pasjansa i pisać – odezwała się Maria.

— W paru słowach: komputer zrobi to za nas.

Poszli do gabinetu ojca Maxa. Stał tam nowy komputer wraz ze skanerem i drukarką. Isabel przyniosła przetłumaczoną księgę oraz oryginał. Następnie zeskanowali tę nową. Liz uruchomiła odpowiedni program. Przez kilkadziesiąt sekund nic się nie działo. Czekali w napięciu. Nagle komp jakby ożył. Zaczął dopasowywać znaki do odpowiednich liter i wyrazów. Po paru minutach mieli przetłumaczony tekst. Isabel zaczęła czytać: "Droga Vilandro! To jeden z twoich prezentów ślubnych. Nigdy go nie użyłaś, więc postanowiliśmy wysłać go z tobą. W środku skrzynki jest kamień. Ma uzdrawiającą moc. Potrafi ożywić nawet osobę, którą zabił jeden z kosmitów. Może być wykorzystany tylko raz i tylko na osobie, która była dobra. Tylko ty możesz go użyć. Kluczem do otworzenia skrzynki jest twój brat. Pamiętaj, ze wraz z otworzeniem skrzynki moc którą posiadają twoi przyjaciele oraz inni, którzy są z tobą przestanie działać do czasu kiedy kamień nie zostanie użyty. Ożywienie osoby nie zaważy na przeszłości, teraźniejszości ani przyszłości. Tylko ty będziesz o tym wiedzieć". Isabel skończyła czytać. Zamarła, gdy dotarł do niej sens słów. Liz złapała Maxa, gdyż poczuła, że kręci jej się w głowie. Do niej też dotarł sens przetłumaczonego tekstu.

— O Boże! – szepnęła Maria i powiedziała to co pomyśleli inni.

— Możemy ożywić Alexa.

Max, Liz, Kyle, Isabel, Maria i Michael stali jak słupy soli.

— Więc to mnie cały czas wzywało – powiedział do siebie Isabel.

— Co? – spytał Kyle.

— Moje koszmary w których ginę wraz z Alexem, to przez ten kamień i tą skrzynkę.

— Boję się – powiedziała Maria i przytuliła się do Michaela.

— Co to znaczy, że kluczem jest twój Max? – zaciekawił się Kyle.

— Max jest kluczem?! Może musisz powiedzieć nad skrzynką "Max" – zaproponowała Liz.

— Nie możecie użyć mojego imienia, gdyż "oni" go nie znali.

— Kluczem jest... "ZAN" – powiedziała Isabel trzymając skrzynkę w dłoni.

W mgnieniu oka skrzynka rozsypała się w proch, a na dłoniach Isabel spoczywał niebieski kamień. Nagle rozświetlił pokój niebieską poświatą. Stali urzeczeni niezwykłym zjawiskiem. Po chwili kamień "przygasł". Isabel schowała go do pudełka na buty.

— To co teraz zrobimy??? Ożywimy Alexa? – spytała Maria.

Cała szóstka chciała to zrobić, ale również się bała. Nie wyobrażali sobie, żeby Alex znów mógł znimi żyć. Działo się to dla nich zdecydowanie za szybko. Nie byli gotowi na tak drastyczne kroki, ale czas naglił gdyż kosmiczna trójka była teraz bez mocy. Odezwała się Liz.

— Ten kamień nie jest mój. Boję się tego co będzie, ale jednocześnie tego pragnę jak niczego na świecie. Chcę z całego serca by Alex był znów z nami.

— Ja też – poparła ją Maria.

— I ja – przyłączyła się Isabel.

Chłopcy też się zgodzili z wypowiedzią Liz. Mieli tego samego wieczoru ożywić Alexa.

XXX

Była godzina 22.00, gdy Max, Michael, Maria, Isabel i Liz zebrali się przed bramą cmentarza. Czekali jeszcze na Kyla. Zleciało półgodziny, a jego jeszcze nie było. Postanowili zacząć bez niego. Weszli na teren cmentarza. Byli z łopatami, gdyż kosmiczna trójka była bez mocy. Isabel trzymała kamień w pudełku. Czuła bijącą od niego moc. Stanęli na wzgórzu, na którym pochowano Alexa. Zabrali się do kopania. Szybko im poszło. Wyciągnęli trumnę z grobu. Liz i Maria patrzyły na grób swojego najlepszego przyjaciela. Isabel wyciągnęła kamień. Ten rozświetlił się czując jakby co ma się stać. Max kucnął przy trumnie chcąc ja otworzyć. Wtedy usłyszeli krzyk...

— Nie!!! – krzyczał Kyle biegnąc do nich. Był cały zakrwawiony. Kamień przygasł. Chłopak dobiegł do nich. Na jego policzkach widać było łzy. Oczy miał zaczerwienione.

— Co się stało??? – spytał Michael.

— Mój ojciec był świadkiem włamania do banku. Obezwładnił włamywacza, ale wtedy okazało się, że jest drugi i że ma broń. Strzelił ojcu w plecy. Kula prawdopodobnie doszła do serca, gdyż ojciec... – głos Kyla załamał się.

— Mój ojciec nie żyje. Jeszcze nikt o tym nie wie. Ciało jest w domu. Isabel wiem, że nie mam prawa o to Cię prosić, ale proszę uratuj mojego ojca.

Dziewczyna stała i myślała. Gdyby poświęciła Alexa szeryf będzie żył, ale gdyby z kolei poświęciła szeryfa Alex znów by był z nimi. Wiedziała jaka podejmie decyzję...

— Uratujemy twojego ojca.

Pobiegli do domu Kyla. Tam Isabel powiedział na głos, że chce by szeryf żył. Kamień rozjarzył się nieziemsko. Rana na plecach szeryfa zagoiła się. Kamień zniknął. Szeryf otworzył oczy.

— Co tu robicie??? – spytał ich.

Wtedy opowiedzieli mu historie z kamieniem. Nie chciał wierzyć dopóki nic zobaczył dziury po kuli. Isabel poszła zrobić herbaty. Kyle poszedł za nią.

— Pewnie mnie teraz nienawidzicie... – rzekła do niej.

— Jak możesz tak mówić!!!

— Gdyby nie ja Alex by żył.

— Kyle! Alexa nie ma. umarł prawie rok temu. Twój ojciec jest nam tak samo bliski jak on. Gdybyśmy go stracili to jak wtedy moglibyśmy cieszyć się z tego, że Alex jest wśród nas. Ja nie mogłabym żyć z myślą, że przeze mnie szeryf by odszedł. Więc proszę nigdy, ale to nigdy nie mów, że to
twoja wina.

— O.K

— No. Pijesz z cukrem czy bez???

— Isabel?

— Tak...

— Mogę Cię pocałować...





Wersja do druku