Courtney

Krok do tyłu

Wersja do druku

Dziś wieczorem powiedziałem Liz, że potrzebujemy więcej przestrzeni. Naprawdę to zrobiłem. Powiedziałem, że potrzebuję czasu, że chcę go spędzić z dala od niej, żeby upewnić się, co dla każdego z nas oznacza bycie ze sobą. Czy to nie przedziwne ? Musimy być oddzielnie, żeby odnaleźć siebie nawzajem? Tylko ja mogłem wpaść na taki pomysł, ale tak naprawdę nawet dla mnie nie ma to najmniejszego sensu.
Wszystko to, wszystkie wydarzenia związane z Michaelem, wszystko co wydarzyło się wokół mnie i Liz, wszystko to spowodowało, że moje myśli biegną w milion różnych miejsc. Już nie potrafię myśleć o wszystkim tak prosto, w czarno – biały sposób. Już nawet nie wiem, czego teraz pragnę... więc jak mogę być pewien, że Liz Parker nie jest właśnie tym, czego tak rzeczywiście i naprawdę pożądam?
Oczywiście, że tak! Ona jest wszystkim, czego pragnę. Kiedy zamykam oczy przed snem widzę jej twarz. Wypełnia moje sny, śmiejąc się i patrząc na mnie swoimi cudownymi oczami, których spojrzenie hipnotyzuje mnie za każdym razem kiedy nawet przelotnie je złapię. Jej twarz jest wszystkim, o czym mogę myśleć, kiedy tak naprawdę powinienem skoncentrować się na logarytmach w czasie zajęć z matmy, albo kiedy się uczę, albo w każdej innej chwili. Powinienem myśleć o tym, co w danej chwili robię, ale nie potrafię! Wszystkim, co wypełnia mój umysł jest Liz... nawet teraz.
To coś wspaniałego, mieć w swoim życiu kogoś, kto tak naprawdę mnie rozumie. Kocham Isabel i Michaela, ale to przecież nie to samo. Oni mnie rozumieją, ale nie tak, jak Liz to potrafi. Liz widzi moją duszę, widzi wszystko to, co czuję, i potrafi te uczucia w taki sam sposób odwzajemnić.
Patrzy ma mnie i moje serce przestaje bić... Dotyka mojej dłoni i umieram...
Kiedy jest w pobliżu nic innego nie istnieje, nic innego się nie liczy... Jesteśmy tylko MY... tylko my mamy wobec siebie taki rodzaj uczucia i nagle okazuje się, że to wystarczy, żeby wypełnić sobie nawzajem cały świat. To więcej, niż kiedykolwiek miałem odwagę sobie wymarzyć.
Ale to nie dosyć, nie w prawdziwym świecie. Nie w świecie, który nigdy by mi nie zaufał, gdyby tylko dowiedział się kim naprawdę jestem. Nie w miejscu, gdzie po prostu muszę się ukrywać, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Tu panuje atmosfera permanentnego osaczenia, nie mogę sobie pozwolić na błądzenie z głową w chmurach i marzeniu o Liz, gdy powinienem stać twardo na ziemi. Powinienem być tym, który zadba o nas wszystkich. Isabel i Michael mnie potrzebują. Zawsze mnie potrzebowali.
Tylko czy potrzebują mnie bardziej, niż ja potrzebuję Liz?
Nie mogę zapomnieć wyrazu jej twarzy, kiedy zostawiłem ją tego wieczoru – to strasznie boli. Nigdy w życiu nie chorowałem, nie miałem żadnych złamań, nawet draśnięcia, z którymi sam nie umiałbym sobie poradzić... a teraz ból, który czuję po zranieniu Liz jest właśnie tym, czego nie potrafię naprawić. Zasłużyłem sobie na takie samopoczucie. Sam się do tego doprowadziłem.
Ciągle czuję na ustach jej ostatni pocałunek tego wieczoru. Boże, jakżeż chciałem ten pocałunek odwzajemnić! Jedyne czego pragnąłem to z powrotem wspiąć się na ten taras, objąć ją ramionami i pozwolić całemu światu wokół nas przestać istnieć. To byłoby wspaniałe. Wtedy znowu wszystko byłoby jak dawniej.
Ale to byłby wielki błąd.
Liz mnie ekscytuje i urzeka, sprawia, że patrzę na świat w sposób, w jaki nigdy wcześniej tego nie robiłem. Ale też przeraża mnie. Liz Parker, maleńka, drobniutka Liz Parker, która nigdy nie skrzywdziłaby żywej istoty, przeraża mnie bardziej, niż jakakolwiek widziana na video czy w TV autopsja obcego. Kiedy z nią jestem, nie jestem sobą. Nie jestem Maxem Evansem, poważnym samotnikiem uśmiechającym się z drugiego końca Crashdown, ale zachowującym dystans. Jestem Maxem Evansem – nastolatkiem nie mogącym oderwać zakochanych oczu od małej boginki siedzącej obok niego i próbującym udawać mistrza w jedzeniu pałeczkami.
Liz sprawia, że czuję się normalnie, jak zwykły człowiek. Ale rzecz w tym, że nie mogę. Nie mogę się tak czuć i nigdy już nie będę. Nie jestem taki, jak wszyscy wokół mnie i nawet przez sekundę nie mogę poczuć, że kiedykolwiek mógłbym się takim stać. Muszę zachować dystans. Muszę pozostać w cieniu, żeby być bezpiecznym i zapewnić bezpieczeństwo wszystkim, których kocham.
Ona tego nie rozumie. Zobaczyłem w jej oczach, że nie rozumie powodów tego rozstania. Myśli, że winię ją za to, jak zachowała się, gdy uzdrawialiśmy Michaela albo za to, że wtedy bała się o mnie, albo z jeszcze innego, nie znanego jej powodu. Ale to nie o to chodzi... zupełnie nie o to. Nie winię jej za nic... za nic oprócz tego, że sprawiła, że się w niej tak bardzo zakochałem. To wszystko.
I to właśnie jest problem. Kocham Liz Parker. Kocham jej jasną twarz kiedy się śmieje i kiedy na matmie rzuca na mnie ukradkowe spojrzenia myśląc, że ich nie widzę, i to, że wie, że lubię colę wiśniową z odrobiną sosu tabasco. Kocham to, że zna mnie tak dobrze i jak nikt inny mnie rozumie. Kocham wszystko w niej i wszystko, co jej dotyczy. No i to właśnie jest problem.
Ale im bardziej kocham Liz, tym mniej mogę się skoncentrować na tym, o czym teraz naprawdę powinienem myśleć. Nie potrafię się skoncentrować na tym, żeby utrzymać sobie, moją siostrę i najlepszego przyjaciela w bezpiecznym miejscu i próbować znaleźć odpowiedź, której tak desperacko poszukujemy. Liz jest przyczyną, która sprawia, że wszystko inne wydaje się mniej ważne, a to jest właśnie to, na co w tej chwili absolutnie nie mogę sobie pozwolić. Nie teraz.
Musiałem to zrobić. Musiałem teraz zranić nas oboje, żeby kiedyś w przyszłości oszczędzić nam jeszcze większego bólu i większych rozczarowań. Musiałem oczyścić swój umysł, żeby spróbować znaleźć sposób na kochanie Liz chociaż trochę mniej bezwarunkowo, choć trochę mniej ... Ale myśl o kochaniu jej choć odrobinę mniej, o czuciu do niej czegoś innego niż teraz czuję, sprawia, że moje odbicie w lustrze jest teraz bardziej niż kiedykolwiek dotąd odbiciem Obcego. Przecież ona jest centrum mojego małego świata i tak trudno jest mi tak po prostu z tego zrezygnować.
Ale muszę. Musze dla dobra nas obojga. Zrobiłem ten krok w tył.... teraz poczekam. Poczekam na tę chwilę, która pokaże mi, jak kochać Liz i potrafić jednocześnie troszczyć się o wszystko inne. Poczekam na odpowiedź... i mam nadzieję, że znajdę ją już wkrótce.

A wtedy zrobię krok do przodu jeszcze raz. Ostatni raz.


Wersja do druku