Raechel

Princess of Roswell (30)

Poprzednia czę¶ć Wersja do druku Następna czę¶ć

Czę¶ć 30

Max zauważył wyraz szoku na twarzach rodziców gdy weszli z Liz do restauracji. Parkerwie nie byli tyle zszokowani, co próbowali zrozumieć co się wła¶ciwie dzieje.

‘Max?’ Phillip powiedział wstaj±c od stolika. ‘Co ty sobie wyobrażasz/my¶lisz?’ Wiedział, że jego syn żywił głębokie uczucia do tej dziewczyny, ale czy zdawał sobie sprawę w co się pakuje?

‘NajwyraĽniej nic, Phillipie.’ Diane powiedziała staj±c obok męża. ‘Max, daj spokój. Skończ te brednie/nonsens.’

‘Zamknij się, mamo.’ Max powiedział przyci±gaj±c Liz bliżej do swego boku.

Diane „gasped” i zakryła sobie usta dłoni±. ‘Maxwell!’ powiedziała ostro. ‘Idziemy do domu, w tej chwili!’

‘Nie.’ Powiedział spokojnym głosem.

Nancy stanęła między nastolatkami i rodzicami Maxa. ‘Może powinni¶my to razem przedys-‘

‘Nie ma nad czym dyskutować, Nancy.’ Diane powiedziała, zabieraj±c swoj± torebkę ze stolika. ‘Zabieram swojego syna i idziemy do domu. Postanowione.’

Phillip położył dłoń na ramieniu żony. ‘Powinni¶my to przedyskutować.’

‘Nie, tato.’ Max powiedział. ‘Ma rację, nie ma o czym rozmawiać. Liz i ja pobierzemy się zaraz po skończeniu ogólniaka. Razem pójdziemy na UCLA.’

Diane patrzyła na syna z otwartymi ustami, torebka wypadła jej z r±k. Obróciła się i spojrzała na Phillipa. ‘Idzie na UCLA.’ Odwracaj±c się z powrotem do Maxa powiedziała. ‘Idziesz na UCLA? A co się stało z Harvardem, co?’

‘Liz się stała.’ Powiedział.

‘A wła¶nie. Ona się stała.’ Diane powiedziała patrz±c na dziewczynę stoj±c± tak blisko jej syna.

‘Ona ma imię, mamo.’ Max wysyczał. Nie mógł znie¶ć tego jak jego matka się zachowywała. Nie mogła ich po prostu zaakceptować?

Diane westchnęła i podniosła torebkę. ‘Nie rozumiesz co robisz? Zrujnujesz sobie z ni± przyszło¶ć!’

‘Diane! Nie waż się tak mówić o mojej siostrzenicy!’ Nancy krzyknęła broni±c Liz. ‘Jest doskonale-‘

W tym momencie Liz przestała ich słuchać. Naprawdę rujnowała Maxowi przyszło¶ć? Miał tyle możliwo¶ci, a ona wiecznie będzie uciekać przed przeszło¶ci±. Czy to małżeństwo to aby na pewno dobry pomysł? Nie chciała być przyczyn± rozpadu zwi±zku matki i syna…

Gdy Liz wróciła do rzeczywisto¶ci przywitał j± wrzask, wszyscy na siebie krzyczeli, musiała zakryć uszy.

‘ZAMKNIJCIE SIĘ WSZYSCY!’ przekrzyczała ich.

Odkryła uszy, wszyscy się na ni± patrzyli. Spojrzała na swoj± lew± dłoń z błyszcz±cym diamentem.

‘Liz?’ Max spytał widz±c ponury wyraz jej twarzy.

Matko, Max, pomy¶lała. Mnie to zaboli bardziej niż ciebie…

Liz spojrzała w górę, oczy ¶wieciły jej się od nie uronionych łez. Jeszcze raz spojrzała na swoj± dłoń, zdjęła pier¶cionek. ‘Przykro mi, Max.’ Powiedziała kład±c pier¶cionek na jego dłoni. ‘Nie mogę zrujnować ci przyszło¶ci.’

Max spojrzał na pier¶cionek, który mu oddała, poczuł ucisk na żoł±dku. Podniósł wzrok, drzwi do zaplecza hu¶tały się w przód i w tył.

‘Max.’ Diane położyła rękę na ramieniu syna, ale on odskoczył.

‘Nie.’ Powiedział i wybiegł na zaplecze, po schodach do mieszkania Parkerów. ‘Liz!’ krzykn±ł dobiegłszy do drzwi. Przekręcił klamkę. Zamknięte. ‘Liz!’ krzykn±ł znowu. Zacz±ł uderzać pię¶ci± w drzwi, mgli¶cie zdaj±c sobie sprawę, że po policzkach płyn± mu łzy. ‘Błagam, nie rób tego. Nie stawiaj na mnie krzyżyka.’ Max płakał ze¶lizguj±c się na posadzkę. Waln±ł w drzwi jeszcze kilka razy. ‘Kocham cię… I wiem, że ty też mnie kochasz.’

Liz podci±gnęła kolana pod brodę. ‘Kocham cię, Max.’ Wyszeptała.

***

Diane patrzyła jak jej syn ponownie wchodzi do jadalni. ‘Max.’ Powiedziała, próbuj±c się do niego zbliżyć, ale on znowu się odsun±ł.

Max wyszedł z restauracji i przeszedł przez ulicę do swojego jeepa. Szarpn±ł drzwi i wsun±ł się do ¶rodka. Obrócił głowę słysz±c jak jego rodzice odpalaj± samochód, zanim odjechali w dół ulicy. Max uderzył pię¶ci± w kierownicę, przeklinaj±c własn± matkę. Ostrym ruchem otarł łzy i już miał zapalić jeepa, gdy usłyszał cichy jęk, a potem szczeknięcie. Spojrzał do tyłu na fotel pasażera, Cole patrzyła się na niego wielkimi br±zowymi oczami.

Max za¶miał się przez łzy na widok psa. Jakim¶ cudem zapl±tała się w pas bezpieczeństwa, kiedy oni zostawili j± tutaj, aż skończ± rozmawiać z rodzicami. Wypl±tał j± z pasów, wzi±ł na ręce i wyszedłszy z jeepa ruszył w stronę Crashdown. Dotarł do drzwi, otworzył je, dzwonek o¶wiadczył jego przybycie Nancy Parker.

Odwróciła się szybko i spojrzała w smutn± twarz Maxa Evansa. Trzymał psa Liz czule w ramionach gdy powoli szedł w jej stronę.

‘Proszę.’ Powiedział, składaj±c psa na jej rękach. ‘Postanowili¶my zostawić j± w samochodzie dopóki nie skończymy… dyskutować z wami.’

Nancy patrzyła jak tarł oczy, próbował powstrzymać łzy. Gdy powoli odchodził, jej serce ¶ciskało się z żalu dla niego. ‘Max..’ zawołała zanim mógł wyj¶ć. Obrócił się i czekał aż co¶ powie. Co mogła mu powiedzieć? ‘Przykro mi..’

Skin±ł i wyszedł z restauracji…

***

Maria weszła powoli do pokoju Liz. Słysz±c skrzypnięcie drzwi, Liz usiadła na łóżku, jej oczy czerwone i spuchnięte od płaczu.

‘Oooh, kochanie.’ Powiedziała, czuj±c że jej oczy też napełniaj± się łzami. Usiadła koło niej i przytuliła j±. ‘Już dobrze..’ powiedziała pocieszaj±co.

Liz wypłakiwała się w ramię Marii, gdy ta kołysała j± w tył i w przód. Jej łzy przemoczyły koszulkę Marii i moczyły jej ramię. Odepchnęła przyjaciółkę na odległo¶ć ramienia i otarła jej łzy. ‘Matko, Liz, tak mi przykro.’ Powiedziała. Co mogła powiedzieć, żeby jej ulżyć? ‘Jest co¶ co mogę zrobić?'

Liz pokręciła głow± i potarła oczy. ‘Nikt nie może nic zrobić.’

***

Isabel zapukała do drzwi pokoju brata i weszła. Leżał na łóżku, ręce pod głow±, wpatrywał się w sufit. Oczy ¶wieciły mu się od łez, ale chyba nie zdawał sobie sprawy z jej obecno¶ci.

‘Cze¶ć, Max.’ Powiedziała łagodnie. Rzucił w jej stronę szybkie spojrzenie, dalej wpatrywał się w sufit. ‘Słyszałam co się stało, I ee, chcę żeby¶ wiedział, że mi przykro. Wiem jak bardzo j± kochałe¶..’

Max obrócił się na bok, tyłem do niej, ale ona mówiła dalej. ‘Chcę żeby¶ wiedział, że je¶li chcesz z kim¶ porozmawiać, jestem tu.’ Powiedziała. Rozejrzała się po pokoju, jej oczy spoczęły na migotaniu z jego szafki nocnej. ‘Hey, to ten pier¶cionek?’ spytała, wyci±gaj±c po niego rękę.

‘Nie dotykaj go.’ Max powiedział, choć nie ruszył się ze swojego miejsca.

Powoli cofnęła rękę. ‘Jest ładny.’ Powiedziała cicho. Uznała że nic z niego nie wyci±gnie i ruszyła do wyj¶cia. ‘Pamiętaj, że jestem tutaj, je¶li będziesz mnie potrzebował.’

***

Alex patrzał w jej duże br±zowe oczy, jego usta mocno zaci¶nięte.

‘No dobra, kundlu.’ Powiedział, a uszy psa uniosły się. ‘Jeste¶my tylko ty i ja. Nikogo więcej tu nie ma. No, pokaż co potrafisz…’ powiedział jej, zacieraj±c ręce.

‘Hey, Alex.’ Liz powiedziała cicho wchodz±c do pokoju.

Przestraszyła tym samym Alexa, który aż podskoczył. ‘Matko, Liz.’ Powiedział. ‘Na ¶mierć mnie wystrachała¶.’

Liz patrzyła się na niego z uniesion± brwi±. ‘No, ja…’ Alex zacz±ł.

‘Udam, że tego nie słyszałam.’ Powiedziała, stawiaj±c wodę na szafce, weszła z powrotem pod kołdrę.

Alex podszedł do niej i usiadł na łóżku. Teraz jego kolej, by spróbować j± rozweselić, Maria była w pracy. ‘No, jutro szkoła..’ powiedział.

Liz jęknęła. ‘Nie idę.’ Zrzędziła.

Alex przytakn±ł. ‘Nie spodziewałem się.’ Wpatrzył się w koc, w końcu zacz±ł nowy temat. ’31 kończymy szkołę…’

Znów jęknęła, ukryła głowę w ramionach. ‘Nawet mi nie przypominaj.’

Alex miał ochotę trzepn±ć się w głowę. ‘Jasne, sorry… Ja- e, zapomniałem..’ powiedział. Nowe podej¶cie. ‘Wiesz, słyszałem ostatnio jeden kawał-‘

Liz usiadła prosto. ‘Alex, nie my¶l sobie, że nie lubię twojego towarzystwa, bo lubię, i wiem, że chcesz mi poprawić humor. Ale serio, chcę być teraz sama, teraz.’ Powiedziała, maj±c nadzieję, że dobrze j± zrozumie.

Skin±ł i u¶ciskał j±. ‘Ok., rozumiem.’ Zanim całkiem się odsun±ł, ucałował czubek jej głowy.’ ‘Kocham cię, mała.’

‘Też cię kocham, Alex. Dzięki.’ Powiedziała mu i patrzyła jak wychodzi.

‘Wszystko będzie dobrze.’ Alex powiedział jej, nie¶wiadomie przysparzaj±c jej więcej bólu.

Liz położyła się z powrotem i przykryła głowę kocem. ‘Już to gdzie¶ słyszałam…’

***

Liz zerwała się ze snu słysz±c przenikliwy dĽwięk dzwonka. Jej ręka wynurzyła się spod koca, sięgnęła po telefon i przyłożyła do ucha słuchawkę. ‘Hallo?’

‘Liz.’ Odpowiedział jej głos Diane Evans.

Liz przewróciła oczami i usiadła, a koc opadł jej z ramion. ‘Nie, Maxa tu nie ma, i nie, nie wiem gdzie jest.’ Powiedziała i chciała odłożyć słuchawkę ale Diane odezwała się znowu.

‘Nie, Liz, Max jest tutaj, ale nie o tym chciałam z tob± rozmawiać.’ Powiedziała. ‘Musimy porozmawiać. Możesz tu przyjechać?’

Liz przez chwilę nie odpowiadała. ‘No chyba…’ powiedziała. ‘Zaraz będę.’

***

Liz wyszła ze swojej sypialni do pokoju dziennego poprawiaj±c kurtkę na ramionach. Nancy zauważyła j± z kuchni.

‘Wszystko w porz±dku, Liz?’ spytała, zastanawiaj±c się co się dzieje.

Liz obróciła się do ciotki. ‘Wła¶ciwie to nie wiem.’ Powiedziała przygryzaj±c wargę. ‘Diane wła¶nie dzwoniła i powiedziała, że chce cos ze mn± przedyskutować…’

‘Nie musisz i¶ć.’ Nancy natychmiast powiedziała. Diane mogła znowu chcieć j± skrzywdzić.

‘Wiem. Ale zobaczę czego chce.’ Liz powiedziała. Przemy¶lała to sobie jeszcze raz kiedy się ubierała i stwierdziła, że posłucha co Diane ma jej do powiedzenia. ‘Pa, Nancy.’

Nancy zatrzymała j± jeszcze ma chwilę. ‘Liz, chcę tylko żeby¶ wiedziała, mimo że nie pochwalam tego jak z Maxem uciekli¶cie’ zaczęła. ‘popieram twój wybór. Ufam wam obojgu i wiem, że nie postanowiliby¶cie się pobrać… gdyby¶cie się naprawdę nie kochali, i nie uważali że to wła¶nie należy zrobić.’

Liz, posławszy ciotce smutny u¶miech, podeszła do niej i przytuliła j±. ‘Dziękuję ciociu. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.’ Powiedziała szczerze. Pu¶ciła ciotkę, pomachała i wyszła.

***

‘Co ja tu wła¶ciwie robie?’ Spytała sama siebie, stoj±c przed drzwiami i wpatruj±c się w nie. Stała tak już od pięciu minut i nie mogła się zebrać dostatecznie by zapukać. ‘Po prostu zapukaj do tych cholernych drzwi.’ Wymamrotała do siebie. W końcu uniosła rękę i miała zapukać, ale drzwi się przed ni± otworzyły. Diane Evans stała po ich drugiej stronie.

‘Witaj, Liz.’ Powiedziała wycieraj±c ręce w ¶cierkę kuchenn±. ‘Cieszę się, że wpadła¶.’

Liz skinęła, nie wiedz±c jak j± oceniać. Diane usunęła się i Liz weszła do ¶rodka. ‘Chciała pani, ze mn± rozmawiać?’ spytała.

‘Tak.’ Powiedziała odkładaj±c ¶cierkę na stolik kuchenny. ‘O tym co stało się wczoraj w kawiarni.’

Liz westchnęła i usiadła na kanapie. Powinna była się domy¶lić co j± czeka.

‘Max nie odezwał się do mnie przez to od tego czasu.’ Kontynuowała.

‘Czyli, pójdę na górę, powiem mu żeby przestał się wydurniać i zacz±ł z pani± rozmawiać.’ Liz powiedziała wstaj±c. ‘Tego pani chce?’

Diane pokręciła głow±. ‘Nie, nie to chciałam powiedzieć.’ Powiedziała. ‘Wiem, że usłyszała¶ ode mnie wiele krzywdz±cych słów, i za to przepraszam.’

Liz usiadła z powrotem i skrzyżowała ramiona. ‘Ta, dobra.’ Powiedziała. ‘Mogę już i¶ć?’

Diane zignorowała komentarz. ‘Ale musisz zrozumieć, że masz przeszło¶ć.’ Kontynuowała nie zauważaj±c jak Liz przewraca oczami. ‘Matka porzuciła ciebie i twoje rodzeństwo, twój ojciec jest alkoholikiem, i jeszcze ta bójka z t± biedn± Hardingówn±…’

‘Czyli chodzi o t± beznadziejn± bójkę?’ spytała. ‘Niech pani posłucha, pani Evans, ta łasica dostała to, na co zasługiwała. Nienawidziła mnie od pierwszego dnia kiedy tu przeprowadziłam-‘

‘Nie przeprowadziła¶ się tutaj, Liz.’ Diane poprawiła j±. ‘Uciekła¶ z domu. Okłamała¶ wuja i ciotkę...’

‘Zrobiłam co musiałam.’

Diane westchnęła i usiadła w krze¶le na przeciwko niej. ‘Zaprosiłam cię tu dlatego, że mojemu synowi bardzo na tobie zależy, a ja Ľle cię oceniałam. Oceniałam cię na podstawie tego za kogo ja cię uważałam, a nie tego jaka jeste¶.’ Powiedziała. ‘Dlatego chcę cię poznać, zrozumieć.’

‘My¶lałam, że mnie pani rozumie.’ Liz powiedziała. ‘Je¶li sobie dobrze przypominam, siedziałam wła¶nie tutaj, płacz±c, bo mój ojciec…’

Diane przytaknęła. ‘To prawda, ale wtedy zaczęłam mieć w±tpliwo¶ci. Wtedy dowiedziałam się, że uciekła¶ z domu. Współczułam ci, ale nie wiedziałam jakie jeszcze ciemne sekrety ukrywasz.’

Liz tylko skrzyżowała nogi i wpatrzyła się w obrazek na ¶cianie.

‘Kochasz go?’ Diane spytała j±.

Liz spojrzała w górę w oczy starszej kobiety ‘Tak.’ Powiedziała z cała pewno¶ci±.

‘A ja wiem, że on kocha ciebie.’ Diane skomentowała. ‘Dlatego jestem gotowa zrozumieć i poznać cię, je¶li ty chcesz tego samego.’

Liz przygryzła wargę i zastanowiła się chwilę. ‘Ta, ok…’

***

Liz podeszła do drzwi, gło¶na muzyka z wierzy odbijała się od ¶cian. Diane wysłała j± na górę żeby z nim porozmawiała, dla siebie i dla niej. Westchnęła cicho zanim zapukała do drzwi i otworzyła je.

Max leżał rozwalony na swoim łóżku, patrzył się w sufit. Diane powiedziała jej, że nie ruszył się z tego miejsca od Bóg wie ilu dni. Weszła do pokoju, ale wci±ż jej nie widział. Liz podniosła pilota od wierzy i wył±czyła j±. Ostrym ruchem okręcił głowę w jej stronę i jak tylko j± zobaczył wystrzelił z łóżka.

‘Liz.’ Wyszeptał, jakby niepewny czy rzeczywi¶cie tam była.

Liz skinęła i u¶miechnęła się lekko. ‘Cze¶ć, Max.’ Powiedziała wysuwaj±c krzesło spod biurka i siadaj±c na nim.

‘Co ty tutaj robisz?’ powiedział zarzucaj±c nogi za brzeg łóżka.

Wzruszyła ramionami. ‘Twoja mama zaprosiła mnie na mał± integrację.’ Powiedziała. Jego twarz wyrażała całkowity szok. ‘Ta, dobrze słyszałe¶. Cytuję: żeby cię poznać i zrozumieć.’

‘Nie wierzę, że to zrobiła.’ Max powiedział. Nie wiedział czy ma być szczę¶liwy czy w¶ciekły. ‘No, i co zrobiła¶?’

‘Ona zadawała pytania, ja odpowiadałam.’ Powiedziała. ‘Opowiedziałam jej o moim życiu, to samo co mówiłam tobie. Przeprosiła mnie za ocenienie według tego co jej się wydaje, zamiast tego jaka jestem…’

‘Czyli w dwóch słowach: lubi mnie.’ Powiedziała szczerz±c się.

Max pokręcił głow± i u¶miechn±ł się. ‘Nie wiem co powiedzieć…’

‘Niektóre pytania były naprawdę dziwne..’ Liz powiedziała, przypominaj±c sobie jedno.

U¶miechn±ł się szeroko. ‘Na przykład?’ spytał, ciesz±c się z samej jej obecno¶ci, mimo że napięcie było wyczuwalne.

Liz prawie wybuchła ¶miechem próbuj±c przypomnieć sobie jak dokładnie brzmiało pytanie. Przekręciła się na krze¶le tak, że ręce leżały jej na kolanach. ‘Ok., czyli twoja mama zadaje pytania, ja odpowiadam. Że niby wiesz, czę¶ć tej całej integracji.’ Powiedziała przewracaj±c oczami. ‘No nieważne. Także to było jedno z ostatnich pytań, i ona tak: „Liz,” zaczęła udawać jego matkę. „To pytanie jest do¶ć osobiste.”’

Max zakrył twarz rękoma, już się czerwienił. ‘ O matko.’

Liz roze¶miała się. ‘Nie, czekaj, nie skończyłam. Ok., no i wiesz, mówię jej.. „ok...”’ kontynuowała ale zaraz znowu się roze¶miała. ‘No to ona: „Czy uprawiała¶ kiedy¶ sex?”’

Max jękn±ł i rzucił się na łóżko, a ¶miech Liz powędrował za nim. ‘O, mój, Boże.’ Powiedział, podkre¶laj±c każde słowo.

Liz dalej się ¶miała, ale starała się opanować. ‘Ok., no oczywi¶cie byłam tak samo zażenowana jak ty teraz, ale nie miałam zamiaru jej okłamywać, więc mówię: „No… tak.”’ Powiedziała. ‘A twoja mama na to: „Och biedactwo, czy Max wie?”

Max już zacz±ł z powrotem siadać kiedy usłyszał odpowiedĽ matki. ‘Co?’ Spytał patrz±c w czerwon± twarz Liz. ¦miała się tak mocno, że płakała. ’I co powiedziała¶?’

Liz machnęła na niego ręk±, staraj±c się odzyskać oddech. ‘Liz!’ jęczał. ‘Powiedz mi!’

‘No poczekaj.’ Wydyszała. ‘Cicho, teraz najlepsze.’

Wzięła głęboki oddech. ‘No więc jestem kompletnie zażenowana ale wiadomo, nie wykręcę się już. No więc mówię prawdę: „Powinien, w końcu też tam był.” Przysięgam Max! Szczęka twojej mamy potoczyła się po podłodze!’

Tak samo jak szczęka Maxa. Patrzył na ni± z otwartymi ustami, a ona trzymała się za brzuch ze ¶miechu. Nie potrafił powstrzymać u¶miechu, a chwilę póĽniej ¶miał się już razem z Liz.

¦miech Liz przycichł, kontynuowała swoj± historię. Otarła łzy, za¶miała się ostatni raz. ‘No więc kiedy już się pozbierała, skinęła lekko i powiedziała: „Zdaje się, że mogę zapomnieć marzenie o sexie dopiero po ¶lubie, co?” A ja na to „Ee, no tak.”’

Max znowu pokręcił głow±. ‘Kto¶ tu odbył ciekaw± konwersację.’ Powiedział po chwili.

‘Nom.’ Liz przytaknęła. ‘Powiedziała też, że nie wyszedłe¶ od tego czasu nie wyszedłe¶ ze swojego pokoju. To prawda?’

Wzruszył ramionami. ‘Max, to nie jest zdrowe. Nie możesz siedzieć zabunkrowany w pokoju 24/7..’

‘Je¶li sobie dobrze przypominam, Liz.’ Max przewał. ‘Alex powiedział Is, która powiedziała mi, że robiła¶ dokładnie to samo…’

‘Jaki¶ morał?’

Max u¶miechn±ł się półgębkiem i spojrzał na dłonie. Czy między nim a Liz będzie jeszcze tak jak było? Czy mu na to pozwoli? ‘Czyli moja mama… akceptuje nas?’ spytał.

‘Chyba tak.’ Odpowiedziała. ‘Je¶li w ogóle s± jacy¶ my.’ Wymamrotała.

Mimo to usłyszał j±. Wstał i uklękn±ł przed ni±, kład±c swoje ręce na jej dłoniach. ‘Chcesz żeby¶my byli?’ spytał.

Liz spojrzała na niego. ‘No tak, ale-‘ Max uciszył j±, pocałował j± delikatnie. Jego dłonie powędrowały wzdłuż jej nóg, w górę pleców, aż do tyłu głowy. Chciał żeby pogłębiła pocałunek, ale odsunęła się.

‘Max.’ Powiedziała, opieraj±c czoło o czoło, oddychaj±c głęboko. ‘Powinni¶my porozmawiać-‘

‘Nie chcę rozmawiać.’ Przeszkodził, i spróbował j± znowu pocałować.

Położyła mu dłonie na ramionach i odepchnęła lekko. ‘Ale ja muszę.’ Powiedziała.

Max skin±ł rozumiej±c, pozwolił jej mówić. Choć wci±ż j± obejmował. ‘Musisz wiedzieć jak strasznie, ogromnie mi przykro… Przepraszam za wszystko i za-‘

Pocałował j± znów. ‘Przeprosiny przyjęte.’ Powiedział, odsun±wszy się. Przysun±ł się znowu, ale ona wyskoczyła z krzesła.

‘Jak ci się to udaje?’ spytała, patrz±c na niego z góry.

‘Ale co?’ spytał, zdziwiony.

Liz wpatrzyła się w niego. ‘Jak możesz tak łatwo przebaczyć?’ spytała go, i znów nie patrzyła mu w oczy. ‘Po tym wszystkim co ci zrobiłam. Zw±tpiłam w ciebie! W nas. Dlaczego możesz mi tak po prostu wybaczyć i zachowywać się jakby nic się nie stało?’

Max wstał jeszcze zanim skończyła. Złapał j± za rękę, gładz±c j±. ‘Bo Cię Kocham.’ Prosta odpowiedĽ.

‘Ale-‘

Przyłożył palec do jej ust, zbliżył się o krok. ‘Żadnych ale.’ Powiedział jej. ‘Nie zw±tpiła¶ we mnie. Samo to, że przyszła¶ tu dzisiaj i rozmawiała¶ z moj± matk±… wiem że ci±gle mnie kochasz.’

‘Nie umiałabym przestać.’ Wyszeptała czuj±c że jego dłoń lekko gładzi jej twarz.

Uwagę Maxa odwrócił błysk z nocnej szafki. Spojrzał na niego przez ramię Liz, pier¶cionek migotał rado¶nie. U¶miechn±ł się do niej, wymin±ł i podszedł do szafki. Ostrożnie wzi±ł do ręki pier¶cionek, podszedł do Liz i uklękn±ł przed ni±.

‘Tym razem zrobię to jak należy.’ Powiedział łagodnie i wsun±ł pier¶cionek na palec Liz. Spojrzał w jej ¶wiec±ce oczy. ‘Elisabeth Parker, czy wyjdziesz za mnie?’

Liz u¶miechnęła się przez łzy, zastanawiaj±c się jak udało jej się trafić na tego wspaniałego mężczyznę. Uklękła naprzeciw niego, objęła jego twarz dłońmi. ‘Tak.’ Odpowiedziała i przyci±gnęła jego twarz do siebie w delikatnym pocałunku.

***

Max ¶cisn±ł rękę Liz. ‘Nie ważne co ma na nasz temat do powiedzenia.’ Powiedział jej jeszcze raz gdy wychodzili z jego pokoju. Oboje wci±ż bali się, że Diane nie zaakceptuje Liz, i dlatego podjęli decyzję, że wbrew wszystkiemu i wszystkim, pobior± się po maturze. Już za kilka tygodni…

Diane wychodziła z kuchni, spojrzała w stronę korytarza i prawie przeoczyła dwójkę trzymaj±cych się za ręce nastolatków. Zatrzymała się i u¶miechnęła do nich lekko. Dopiero teraz zauważyła błysk brylantowego pier¶cionka na palcu Liz. Wzięła głęboki oddech i u¶miechnęła się do niej gdy podeszli.

‘Witaj w rodzinie, Liz.’ Diane powiedziała wyci±gaj±c ręce by przytulić Liz.

Liz spojrzała na Maxa zanim pu¶ciła jego rękę i u¶cisnęła Diane. Gdy tylko się pu¶ciły, wróciła do Maxa, trzymaj±c się za ręce.

Diane u¶miechnęła się do nich obojga. ‘Potrzebujesz pomocy z przygotowaniami do ¶lubu?’ spytała, w nagrodę otrzymała u¶cisk od syna.

‘Dzięki mamo.’ Wyszeptał

CDN!




??

??

??

??



Poprzednia czę¶ć Wersja do druku Następna czę¶ć