Raechel

Princess of Roswell (28)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część 28

Max spojrzał na Liz po raz czwarty w ciągu ostatnich pięciu minut. Spała oparłszy głowę o jego ramię, ich splecione dłonie spoczywały na jego nodze. Został z nią do chwili kiedy musieli udać się na samolot do Roswell. W międzyczasie dzwoniła Isabel. Tak jak się spodziewał, jego rodzice byli wkurzeni. Nie powiedział nikomu gdzie jedzie, wyszedł zaraz po telefonie od Liz. Wiedział, że go potrzebuje, mimo że nie chciała się do tego przyznać.

Max pochylił się i pocałował ją w czoło, gdy zaczęła się kręcić. Schowała twarz w jego ramię starając się zablokować warkot silników. W końcu uniosła głowę i spojrzała na Maxa.

"Ile jeszcze?" spytała.

"Jakieś pół godziny." odpowiedział. "Możesz się jeszcze przespać."

Liz pokręciła głową nie podnosząc jej z jego ramienia. "Jeszcze raz dzięki, że przyjechałeś." powiedziała patrząc na ich ręce. Kciukiem rysował serca na wierzchu jej dłoni. "Twoi rodzice na pewno będą źli."

Max pocałował jej czoło. "Nie obchodzi mnie to." powiedział obejmując ją ramieniem. "Zajmę się nimi."

"Zajmiemy, się nimi." poprawiła go. "Razem z nimi porozmawiamy."

Skinął. Cieszył się, że chciała to zrobić, dzięki temu chciał jej pomóc tym mocniej. Gdyby tylko chciała rozmawiać. "Wiesz, Liz." zaczął. "Możesz być ze mną szczera. Jeśli potrzebujesz pomocy, tylko powiedz, a jestem. Żadnych pytań." spojrzał na nią, zakładając jej kilka loków za ucho. "Po prostu mów."

Liz skinęła. "Pracuję nad tym."

***

Max wjechał na podjazd przed swoim domem. Spojrzał na Liz i złapał ją za rękę. "Jeszcze możesz się wycofać, odwiozę cię do Crashdown jeśli chcesz." zaoferował.

Liz pokręciła głową. "Ja cię w to wpakowałam i ja cię wyciągnę." powiedziała cicho.

Nachylił się i pocałował ją lekko w usta. Nie mógł wręcz uwierzyć jak bardzo się zmieniła w tak krótkim czasie. Jeszcze niedawno była tą odważną, sarkastyczną pięknością, w której się zakochał, a teraz zmieniła się we wrażliwą, łagodną młodą kobietę, którą pokochał jeszcze bardziej. A wszystko przez jej przeszłość. Czuł, że musi się nią zaopiekować.

Uniósł głowę i ucałował jej czoło. "Gotowa?" spytał ściskając jej rękę.

"Nom." powiedziała próbując brzmieć optymistycznie. "Wszystko pójdzie dobrze." powiedziała za nich oboje.

"Wiem." powiedział. "Choćby nie wiem co."

Liz przytaknęła, wyszła z jeepa i razem z Maxem podeszła do drzwi domu Evansów. Wszystko pójdzie świetnie...

***

Diane Evans wyszła z kuchni słysząc, że otwierają się drzwi frontowe. Jak oczekiwała, Max wszedł do środka. Nie oczekiwała jednak, że Liz wejdzie zaraz za nim.

"Max." powiedziała odstawiając herbatę na stół. Odwróciła głowę, Philip stanął u jej boku. "Winien nam jesteś wyjaśnienie."

Max zaczął mówić, ale Liz go powstrzymała. "To wszystko moja wina Pani Evans. Zadzwoniłam do niego i poprosiłam żeby przyjechał, bo potrzebowałam przyjaciela i-"

"Zdaje się, że prosiłam o wyjaśnienia syna, Panno Parker."

Liz wgapiła się w Diane. Czy to ta sama kobieta, która pomogła jej, gdy wrócił jej ojciec?

"Mamo!" Max powiedział patrząc między matką a swoją dziewczyną. "Ma rację, potrzebowała mnie więc pojechałem jej pomóc. Przepraszam, że nic wam nie powiedziałem, ale to była decyzja całkowicie spontaniczna."

Diane skinęła. "Spontaniczna?" spytała. "I co, to ma wszystko naprawić?" pokręciła głową, zawiedzona. "Idź do swojego pokoju, Max. Zaraz do ciebie przyjdę. Teraz chcę porozmawiać z Liz."

Max spojrzał na Liz przepraszająco. "W porządku.” powiedziała mu, ściskając jego rękę i patrzała jak mija rodziców i idzie w dół korytarza.

"Pani Evans, naprawdę strasznie mi przykro-"

Diane przerwała jej. "Chcę żebyś trzymała się z dala od moich dzieci." powiedziała sucho.

Liz znów mogła tylko gapić się na straszą kobietę. "Słucham?" spytała. Co ona takiego zrobiła?

"To co słyszałaś. Uważam, że masz zły wpływ na moje dzieci, nie pozwolę im przebywać z kimś takim." kątem oka dojrzała, że mąż kręci głową. Uważał, że była za ostra. Ale nie była. Ta dziewczyna miała przeszłość.

"Ale, ja-"

Diane podeszła do drzwi i otworzyła je dla Liz. Liz pokręciła głową i wyszła.

"Dlaczego to zrobiłaś?" Diane obróciła się, jej syn wrócił do salonu.

"Max, z tobą porozmawiam za chwilę." powiedziała biorąc swój kubek i wychodząc do kuchni.

"Liz nic nie zrobiła! To byłą moja decyzja!" krzyczał. Ojciec położył mu rękę na ramieniu.

"Max, idź do swojego pokoju." Diane powiedziała od zlewu.

Max wpatrzył się w tył głowy matki, potem odwrócił się i spojrzał na ojca. Widział, że ojcu sytuacja nie leży, ale i że nie podoba mu się jak Diane sobie z nią poradziła. "Tato-"

Ale Philip tylko pokręcił głową. "Niewiarygodne!" Max zadrwił, wyszedł z pokoju i jak burza wpadł do swojego.

***

Liz weszła do mieszkania i rzuciła kurtkę na kanapę. "Diane." usłyszała z kuchni głos Nancy. "Liz to bardzo porządna dziewczyna, niw wiem co ci się wydaje- Halo? Halo?" Nancy patrzyła się na telefon po odłożeniu go. Obróciła się i zobaczyła, że Liz patrzy na nią. "Próbowałam Liz, przykro mi."

Liz pokręciła głową. "Nie martw się." powiedziała. "W każdym razie dzięki." powiedziała jej i poszła do swojego pokoju.

Rzuciła się na łóżko i wgapiła w sufit. Cole wskoczyła na łóżko i zaczęła ciągnąć jej sznurówki. Liz usiadła po turecku i wzięła Cole na ręce. "Hey ty." powiedziała, drapiąc ją za uszami. "Rośniesz jak na drożdżach. Nie wiem jak chcesz się zmieścić ze mną w łóżku."

Szczeniak polizał ją i pomerdał ogonkiem. Liz położyła ją z powrotem na łóżku, i patrzyła jak zeskakuje z niego i biegnie do swojej miski. Położyła się z powrotem, bawiąc się naszyjnikiem od Maxa. Nie chciała uwierzyć, że miała na niego zły wpływ. Jak mogła miłość być czymś złym? Diane potrzebuje po prostu kilku dni, żeby odreagować, przejdzie jej. Tak, wystarczy kilka dni...

***

"Kicha." Maria powiedziała siadając obok Liz na brzegu łóżka. "Naprawdę tak powiedziała?"

"Nazywasz Liz kłamczuchą?" Alex spytał z parapetu. Machał w powietrzu skarpetkami Liz, śmiejąc się gdy Cole próbowała je złapać. "Ha, ha, pudło."

"Alex." Liz powiedziała. "Przestań jej dokuczać. Bo wiesz, jak urośnie, będzie większa od ciebie."

"No i?" Alex spytał, patrząc się na maleństwo zastanawiając jak duża może urosnąć.

"No i... przypomni sobie, że ty to ten gość, który nie chciał jej dać skarpety, a wtedy dostaniesz." zagroziła.

"Krótko mówiąc." Maria dodała. "Połknie cię w całości."

Alex zaśmiał się nerwowo. "Na-a."

"A-ha." Liz i Maria powiedziały.

Alex ponownie spojrzał na pieska wpatrzonego w wiszącą nad nim skarpetę. Puścił skarpetę i patrzał jak Cole łapie ją w szczęki i macha nią we wszystkie strony. Pochylił się i poklepał ją po pysku. "Dobry piesek." powiedział. Cole podskoczyła próbując złapać jego rękę, na co Alex odskoczył z krzykiem.

Liz pokręciła głową uśmiechając się szeroko. "A widzisz, rozśmieszyłem cię." Alex powiedział nie spuszczając oczu z obgryzacza kostek. Tupnął nogą i zawarczał. "Jasne, jasne." powiedział, gdy szczeknęła piskliwie. "Ja się ciebie nie boję."

"Alex, ostrzegam cię." Liz powiedziała. "Zapamięta sobie te prześladowania."

"Tak? I dobrze, niech pamięta. Nie boję się jej." powiedział siadając na łóżko, odsuwając stopy od krawędzi najdyskretniej jak umiał.

Liz tylko pokręciła głową. Cieszyła się, że przyszli dotrzymać jej towarzystwa, bo czuła się bardzo samotna.

"No to jak, oglądamy jakiś film czy coś?" zaoferował. "Maria mówiła, że Obłędny rycerz jest dobry, i że chciałaby zobaczyć go jeszcze raz."

Liz pokręciła głową. "Dzisiaj zostanę w domu, ale dzięki."

Maria spojrzała na Alexa. Dobrze wiedzieli jak ciężko było jej przełknąć opinię Diane. Tak, miała za sobą kiepską przeszłość, ale to nie jej wina. "Liz, ona się myli." Maria powiedziała, ściskając jej ramię. "Sama nie wie o czym gada."

Liz westchnęła i położyła się. "Dzięki."

***

Max po raz kolejny wspinał się po jej drabinie, ale tym razem jego cel był zupełnie inny. Wszedł przez otwarte okno, spała na boku, twarzą do niego. Cole przycisnęła się do jej brzucha. Uśmiechnął się lekko do Liz i przez chwilę zastanawiał czy nie wyjść, ale otworzyła oczy.

Liz usiadła i uśmiechnęła się do niego. Zeskoczyła z łóżka i przytuliła go mocno. "Wiedziałam, że przyjdziesz." powiedziała z uśmiechem. "Chodź..." powiedziała kierując go w stronę łóżka.

Max pokręcił głową. "Co jest?" spytała patrząc na niego zaniepokojona.

"Wyjedźmy." powiedział po prostu.

Liz spojrzała na niego zszokowana. "Co?" spytała.

"Ucieknijmy.."

"Max.." Liz zaczęła kręcąc głową.

"Nie na zawsze, na kilka dni. Żebyśmy mogli pobyć trochę sami." Max prosił, przeczesując palcami jej włosy. "Słyszałem jak matka mówiła ci, że nie masz się trzymać z dala, ale ja tego nie chcę.."

Liz zatrzymała ręce Maxa swoimi, gdy położył jej na jej twarzy. "Dokąd pojedziemy?" spytała.

Max wzruszyła ramionami. "Nie wiem, po prostu wyjedźmy."

Liz wyszczerzyła zęby. "Max, wierz mi, jeśli chcesz uciekać, musisz mieć plan."

Powiedziała podchodząc do szafy, z której wyciągnęła plecak. "Masz jakieś ciuchy?"

"W jeepie." powiedział, patrząc jak pakuje rzeczy do plecaka. "To jedziemy?"

"Ja tak." powiedziała przeciągając koszulkę przez głowę, odsłaniając nagą klatkę piersiową. Max przełknął i patrzył jak wciąga sweter. Podszedł do niej, objął dłońmi jej twarz i pocałował ją. Przejechał językiem po jej dolnej wardze, czekając wejścia, które otrzymał. Czule gładził jej język swoim, a jego ręce gładziły ciepłą skórę pod swetrem.

Max odsunął się i patrzył na nią, miała zamknięte oczy. Oblizała usta, zanim otworzyła powieki. "Powinnam dokończyć." powiedziała, wskazując plecak na łóżku. Skinął i opuścił ręce.

Liz uśmiechnęła się do niego, wzięła jeansowe szorty i zastąpiła nimi flanelowe piżamowe spodnie. Wepchnęła do torby czystą piżamę i jeszcze kilka rzeczy, których będzie potrzebowała i zapięła ją. Potem wzięła komórkę i wsadziła ją do kieszeni torby. Maria na pewno zadzwoni, a nie chciała żeby się martwiła. Na końcu podniosła z łóżka śpiącego psa i niosąc go na rękach wyszła na balkon.

Max zszedł za nią po drabinie, złapał jej rękę i sprintem pobiegł do jeepa. „No, jakieś pomysły dokąd jedziemy?” spytał odpalając jeepa.

Liz spojrzała na śpiącego jej na kolanach psa. „Mam przyjaciółkę na Florydzie. Wisi mi przysługę. Prowadzi jedną dziuplę, na pewno nas zakwateruje.”

Max skinął i wyjechał na drogę. Złapał jej rękę, uniósł do swoich ust i pocałował czule jej dłoń. Nikomu nie pozwoli ich rozdzielić.

Nikomu.

CDN...

(jeszcze trzy)


Poprzednia część Wersja do druku Następna część