Raechel

Princess of Roswell (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Liz pchnęła Chasity przez drzwi i do Crashdown. 'Uważaj.' Krzyknęła przez ramię.

'Wypchaj się.' Liz odkrzyknęła. 'Idź na górę, i NIE śpisz w moim pokoju!' zawołała obserwując jak jej siostra wchodzi po schodach.

Max rozejrzał się po pustym Crashdown, inni musieli już wyjść. Liz odwróciła się do niego z uśmiechem. 'Dzięki za transport, Max.' Powiedziała. 'Do zobaczenia jutro.'

Max złapał jej ramię zanim mogła odejść. Pociągnął ją do stolika i posadził, siadając naprzeciw niej. 'Uciekinierka, co?' spytał ją.

Liz gapiła się na swoje dłonie. Nie mogła na niego spojrzeć. Prawie wszystko co wyszło z jej ust, było kłamstwem. Co on o niej teraz myśli? 'Liz?' powiedział, kładąc dłoń na jej dłoni.

Liz westchnęła i odsunęła się. 'Czego ty ode mnie chcesz?'

'Chcę wiedzieć dlaczego wcześniej nie powiedziałaś nam, że jesteś uciekinierką. Jeśli nie mi, to Alex'owi i Marii.' Max powiedział, nadal patrząc na nią. 'Co zmusiło cię do ucieczki?' spytał, po chwili milczenia.

'Pytanie brzmi, dlaczego nie odeszłam wcześniej.' Wymamrotała. 'Mój ojciec zostawił moją matkę dla innej kobiety. Przez jakiś czas po rozwodzie, kursowaliśmy od jednego domu do drugiego, ale któregoś dnia, nie zastaliśmy mojej matki. Niczego tam nie było, wszystko co miała – zniknęło, nie było niczego, co mogło by nam pomóc odgadnąć dokąd pojechała, nawet listu. Nic. Po prostu wyjechała, bez pożegnania. Po paru latach, ojciec miał za sobą 4 małżeństwa, każde z nich kończyło się brutalną kłótnią, o kobietę, z którą znalazła go żona.'

Max słuchał wszystkiego co mówiła Liz. Wyczuwał w jej głosie niepewność przed mówieniem tego wszystkiego. Kto wie ile czasu minęło od kiedy ostatni raz rozmawiała z kimś o tym.

'Mój ojciec, został alkoholikiem. Wychodził w środku nocy i nie wracał do rana. A jakby tego było mało, później zaczął sprowadzać do domu kobiety, inna każdego dnia. Przestał chodzić do pracy i zwolnili go z powodu nieobecności. Musieliśmy sami się utrzymać, jego też.' Liz mówiła, patrząc się na swoje ręce. Tak dobrze było w końcu o tym komuś powiedzieć. Próbowała rozmawiać z bratem, ale żadne z nich nie mogło zmusić się do dokończenia, i robiło się jeszcze ciężej. Liz czuła łzy ściekające jej po policzkach na myśl o tym, co miała właśnie powiedzieć. 'Mając 13 lat, moja siostra była gotowa sprzedawać swoje ciało, żeby zdobyć pieniądze.' łkała, pośpiesznie wycierając łzy. 'Miała 13 lat, nie powinna czuć na sobie takiej presji.'

'Zrobiła to?' Max spytał, przełykając gulę tworzącą mu się w gardle. 'To znaczy, czy sprzedała swoje ciało?'

Liz potrząsnęła głową. 'Nie, nie pozwoliliśmy jej na to. Przez pewien czas mieliśmy z Jakobem wszystko pod kontrolą. Ale ojciec co chwila pakował się w kłopoty z prawem i wszystkie nasze oszczędności szły na wyciągnięcie go z więzienia. Wiele razy próbowaliśmy odnaleźć naszą mamę, ale nie udało się. Jakby nie chciała, żebyśmy ją znaleźli. Po przetrwaniu kolejnych dwóch lat tego piekła, miałam dość. Zadzwoniłam do cioci i wujka, i powiedziałam, że przyjeżdżam, że moja szkoła nie była dostatecznie dobra, i że potrzebowałam zmiany. Najwyraźniej im to odpowiadało, bo nie zadawali żadnych pytań. Myślę, że wiedzieli, że problemy rodzinne były prawdziwym powodem, nie wiedzieli tylko, że uciekłam.'

'Co powiedziałaś ojcu?' Mac spytał.

Liz patrzyła się na swoje ręce nie jemu w oczy. 'Nic.' wyszeptała. 'Nic nikomu nie powiedziałam, po prostu spakowałam się, i odeszłam. Skąd dowiedzieli się, że tutaj jestem, nie wiem. Wiem tylko, że tam nie wrócę.'

Max nie mógł się powstrzymać więc spytał. 'Co jest takiego szczególnego w 30-stym kwietnia?' Max patrzył jak Liz wzdycha i opada na oparcie krzesła.

'Wtedy kończę osiemnaście lat, i nic nie zmusi mnie do powrotu. Będę mogła sama podejmować decyzje, i nie będę musiała wrócić jeżeli nie będę chciała. Mam tylko nadzieję, że Chasity mnie nie sypnie i nie powie im, że zwiałam.' Liz powiedziała, w końcu podnosząc wzrok i patrząc na niego.

'Nie sądzę, żeby to zrobiła.' Max powiedział. 'A na pewno nie naumyślnie.' Wstał ze swojego krzesła tylko po to, żeby wsunąć się na miejsce koło niej i objąć ją opiekuńczym ramieniem. 'Mój ojciec jest prawnikiem, więc jeśli jakimś cudem się dowiedzą, może pomóc ci wypełnić petycję o emancypację. No wiesz, gdyby chcieli cię odesłać.'

Liz odwróciła głowę w jego stronę, żeby móc na niego spojrzeć. Widziała, że mówił serio i naprawdę chciał pomóc. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. 'Dziękuję.' Wyszeptała.

Max przyciągnął ją bliżej i uśmiechnął się czując że kładzie mu głowę na ramieniu. Nie mógł powstrzymać ogarniającego go uczucia opiekuńczości wobec niej, po wszystkim co usłyszał. Liz Parker nie miała idealnego życia, to wiedział od początku, ale to co ukrywała, okazało się wcale nie być życiem. To był koszmar...

***

'I... dlaczego nie powiedziałaś nam o tym wcześniej?' Alex spytał gdy Liz skończyła wszystko tłumaczyć. 'To znaczy, my... My nie...'

Liz usiadła na łóżku i westchnęła. 'Alex, Maria, przepraszam. Wiem, że gdybym była prawdziwa przyjaciółką powiedziałabym wam od początku. Ale było mi wstyd. Tak, mi, Liz Parker, było wstyd.' Powiedziała, nerwowo wyginając palce. 'Wiem, że mówiłam, że nie macie się przejmować co ludzie pomyślą, i przez większość czasu tak jest, ale to było dla mnie za wiele do...przełknięcia, chyba.'

Maria spojrzała na Alex'a, który oparł się o kant biurka Liz. Po tych wszystkich latach, przez które znała Alex'a, była pewna, że w tym momencie srałby frisbee. Ale widok kompletnego zrozumienia na jego twarzy zwalił ją z nóg, i Maria wiedziała, że nie był zły.

Maria uśmiechnęła się do Alex'a zanim przysunęła się bliżej do Liz, oplatając ją ramieniem. 'Liz, jesteś prawdziwą przyjaciółką.' Gdy to powiedziała, Liz spojrzała na nią z niedowierzaniem. 'Pomogłaś nam na tyle sposobów, i jesteśmy ci ogromnie wdzięczni. Pokazałaś nam, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż dopasowanie się i staranie być idealnym pod każdym względem. Staranie się, żeby ludzie cię zauważyli. Zaprzyjaźniłaś się z nami, bo lubiłaś nas za to, kim jesteśmy, i od tamtego dnia okazywałaś nam tylko dobroć i zrozumienie. Liz Parker, jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką ja, my, kiedykolwiek mieliśmy.'

Alex wstał z brzegu biurka i usiadł z drugiej strony Liz, również obejmując ja ramieniem. 'Ditto.' Powiedział z uśmiechem.

dla nie wtajemniczonych: ditto tu: ja też. Uznałam, że oryginalna odpowiedź pasuje lepiej. Przyp. Tłumacza.

Liz uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że ona też ma dwóch najlepszych przyjaciół jakich ktokolwiek mógłby mieć. Liz objęła ich oboje za szyję, przyciągając bliżej. Wszystko zaczynało się powoli układać.

'To, było taaakie, słodkie.' Odezwał się głos z korytarza. Spojrzeli do góry widząc załzawioną Chasity stojącą w drzwiach. 'Liz.' Chasity powiedziała ocierając łzę. 'Lubię tych gości bardziej niż twoich poprzednich przyjaciół. Ten cały Rath był dziwny, i nawet nie będę zaczynać o Lonnie.'

Liz śmiała się z siostry i patrzyła jak ta wchodzi do pokoju. 'Gotowa na jutro do szkoły?' Spytała ja.

'Na tyle na ile mogę.' Odpowiedziała Chasity.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część