Vonnie

Nowe Pokolenie: Zan i Ava (3)

Poprzednia część Wersja do druku

Ava zaczynała się niecierpliwić.Wreszcie znalazła kogoś.kto zdawał się pamiętać jej matkę.On koniecznie chciał się spotkać w tym klubie, bo podobno mu się tu bardzo podoba.Ava niezbyt ucieszyła się z tej perspektywy.Starała się spędzać tu jak najmniej czasu.Od kiedy weszła tu po raz pierwszy minęło już prawie dwa tygodnie.Ale dziwczyna wciąż miała to zdarzenie żywo w pamięci. Gdy tylko przekroczyła próg klubu,dostała jakiegoś ataku.Ludzie myśleli,że to padaczka.Ale to nie było to.Ava dostała wtedy,jakiejś wizji.Widziała chłopaka.Był dziwnie ubrany.Ale za to bardzo przystojny.Był wysokim brunetem o głębokim spojrzeniu brązowych oczu.Zdawał się jej szukać.Ale był bardzo daleko.W bardzo dziwnym miejscu,co przynosiło na myśl ogród.Ale z jakąś dziwną roślinnością.Dziwną ,ale znajomą.

Gdzieś w kosmosie.Lot Antar-Ziemia

—Tato,ile jeszcze?-zapytał Zack.

—Policz ile kilometrów świetlnych minęło w ciągo 5 minut, od kiedy ostatni raz mnie o to pytałeś- odpowiedział zniecierpliwiony Michael.

—To jakieś 90000000000 m/s.

—Teraz odejmij to od długości,którą ci ostatnio podałem i uzyskasz odpowiedz.

—Jeszcze godzina i 20 minut.

—Widzisz jakie to proste-powiedział Michael i dodał,kiedy Zack wyszedł- Zdolność do zadawania głupich pytań ma po matce.



Ziemia.Roswell

—Zamknij już Crashdown,kochanie-powiedział Jeff Parker do swojej żony.

—Już idę

Po kilku minutach Jeff zauważył,że jego żona jeszcze nie wróciła.Wyszedł za nią przed Crashdown.

—Co robisz moja droga?

—To już tyle lat-westchnęła Nancy,patrząc w niebo.

—Myślisz,że są gdzieś tam?-Jeff wskazał głową niebo.

—Pomyśl Jeff! Gdy byli na Ziemi Lizzy na pewno by się do nas odezwała.

—Przecież FBI ich szuka

—Myślisz,że tyle lat to robią? A może ich złapiali!

—Nancy przestań.Nie mów tak.Mam nadzieje,że Lizzy jest szczęśliwa.

—Ja też

—Chociaż zawsze ci powtarzałem.Gdyby nie ten Evans…

—Dobry wieczór pani Parker! Dobry wieczór panie Parker!

Z ciemności wyłonił się mały chłopiec,podskakujący wesoło.Miał ok. 12 lat,jasne włosy i niebieskie oczy.

—Wutaj Teddy!Gdzie twoja mama?-uśmiechnęła się Nancy

—Dobry wieczór Jeff,Nancy.-przywitałą się Amy De Luca –Valenti.

—Witaj Amy.Co cię tu sprowadza?-zapytał ciepło Jeff.

—Ach,tak sobie spaceruję z Teddym.Jim musiał gdzieś pojechać,a ja nie lubię sama siedzieć w domu

—Teddy to taki wesoły chłopak.Przypomina swoją siostrę-zmieniła temat Nancy.

—Nie zwracaj uwagi na moją żonę.Ma dzisiaj nastrój na przykre wspominki-przeprosił za żonę Jeff

—Nie szkodzi.Mam dziwne uczucie,że niedługo będę mogła się policzyć z Michaelem za kradzież córki.

Wszyscy spojrzeli w niebo.Nagle zobaczyli spadającą gwiazdę.A może nie?



Ziemia. 120 km za Roswell

—Brawo!Cóż za świetne lądowanie!-zawołała sarkastycznie Maria.

—Skoro jesteś taka mądra to było samej to zrobić-zdenerwował się Michael.

—Jasne! Najpierw mnie porywasz z rodzinnego domu,a pózniej nie potrafisz odwiezć spowrotem w jednym kawałku.

—Gdybyś tyle nie trajkotała,mógłbym się skupić na lądowaniu

—Słuchaj Zielony Ludku! Jeśli dalej...

—Mówiłem Ci,że skoro tak się mądrzysz to było samej wylądować.OOO przepraszam! Zapomniałem,że kiedy uczyłaś się latać skasowałaś dwa parterowe pokoje w pałacu,zanim cię zatrzymałem.

—To wszystko przez to ,że masz słaby refleks.A zresztą co to za pojazdy macie na tej swojej planecie?! Pcham drążek do przodu,a statek leci do tyłu.

—Ze też nigdy im się to nie znudzi-zaśmiała się Isabell

—Tak.To ich ulubione zajęcie-zgodziła się Liz-Szkoda tylko,że my naprawdę się rozbiliśmy.

—Znowu-złośliwie zauważył Kyle.’

—Jeśli się nie zamkniesz użuję przeciw Tobie moich kosmicznych mocy-zagroziła Isabell

—A mówią,że to my zachowujemy się dziecinnie-zauważył złośliwie Scott.

—Koniec! –krzyknął Max i wszyscy się uciszyli- Jeżeli macie się zamiar kłócić,róbcie to w drodze.Mamy dużo kilometró do przejścia.

—Dlaczego nie skontaktowaliście się z nikim,żeby wyszli nam na spotkanie?-zapytał Jim.

—Bo współplemieńcy twojego wuja Michaela najwyrazniej nie są tacy wspaniali za jakich się uważają i nie wymyślili jeszcze międzyplanetarnej komórki-odpowiedziała złośliwie Maria.

—Idziemy ! –zażądził Max.

Ziemia.Obrzeża miasta Roswell.Kilka godzin pózniej

Nadchodził kolejny spokojny poranek w Roswell.A może jednak nie?

—To do kogo najpierw idziemy?-spytał Zack.

—Ja,Gwiezdny Chłopiec,Scott i ty idziemy do mojej mamy-zażądziła Maria- I nie krzyw się Michael.Może moja mama cię nie zabije.

—To ja pójdę z Zanem i Isabell do naszych rodziców,a ty Liz zabierz Joy do swoich.-powiedział Max.

—Aż tak boisz się mojego ojca?Max ! Daj spokój na pewno złość mu przeeszła-zawołała Liz.

—Powinniśmy iść z Isabell do rodziców.Nie wybaczyli by nam,gdybyśmy nie przyszli-tłumaczył Max.

—Tchórz-rzuciła Liz z lekkim uśmiechem.

—To ja pójdę z Jimem do jego dziadka.Ok.?zapytał Kyle Isabell,a ta skinęła głową.

—Super!-ucieszył się Jim.

—Spotkamy się w Crashdown za 2 godziny-zarządził Max.

—Zapukaj mocniej-powiedział Michael.

—Mam rozwalić ręką szybę?!-fuknęła Maria.

Stali całą rodziną przed starym domem Marii.Ale wyglądało na to,że nie ma nikogo.

—Kogo szukacie?-zawołała do nich stara kobieta z sąsiedniego domu.

—Nic tu się nie zmieniło.Wciąż tu pełno wścibskich sąsiadów-powiedział cicho Michael. A blizniacy się roześmieli.

—Cicho!-uspokoiła ich Maria.-Szukamy Amy De Luci!Mieszka tutaj!

—Pamiętam ją!Wyprowadziła się zanim jeszcze pojawił się Teddy.Niedługo po tym jak jej córką uciekła z domu z jakimś łobuzem

Michael zrobił obrażoną minę, jakby ta kobieta go znieważyła. A Zack i Scott z trudem powstrzymywali atak śmiechu.

—Pamiętam tego chłopaka! Zgadzam się z panią całkowicie.Był łobuzem!-uśmiechnęła się Maria- Ale czy Amy De Luca nadal mieszka w Roswell?

—Tak.Jeśli pani chce ją znalezć to proszę iść do Crashdown.Często tam przesiaduje.

—Dziękuje bardzo!

Cała czwórka ruszyła w stronę Crashdown.

—Ciekawe kim jest Teddy-zastanawiała się Maria-Może to jej nowy facet?

—Cicho,bo ich obudzisz-uciszyła brata Isabell.

Stali właśnie pod kuchennym oknem .Przed powitaniem z rodzicami ,chcieli na nich popatrzeć.

—Przecież i tak będziemy musieli ich obudzić!-bronił się Max-Nie panikuj! Wszystko będzie dobrze!

—Tato oni mnie widzieli,prawda?-zapytał Zan.

—Tak.To mój ojciec załatwił ci adopcję tu za Ziemi

—Dlaczego nic nie pamiętam?

—Byłeś za mały,żeby coś pamiętać-pocieszyła go Isabell.

—Kto to?!-zawołał głos zza rogu-Co wy tu robicie!?

Stanął przed nimi Evans ojciec.

—Max?-spytał z niedowierzanie .patrząc na Zana.



Ziemia.Roswell.Crashdown.2 godziny pózniej

W Crashdown byli już Parkerowie,Liz z córką i Guerinowie.I właśnie w tym momencie weszli Evansowie i Isabell.

—I kogo my tu mamy-powiedział Jeff Parker i spojrzał groznie na Maxa.

—Hm…Dzień dobry-odpowiedział skruszony Max.

—I to ma być wielki i nieustraszony krół-zakpił Michael.

Wszyscy się roześmieli.Napięcie opadło.Wszyscy zaczęli sobie nawzajem opowiadać jak minęły im te lata.

—Ciekawe,gdzie jest Kyle i Jim?-zastanawiała się Isabell.

Właśnie w tym momencie wszedł Kyle i Jim,ale nie byli sami.Byli z nimi Amy i Teddy.

—Mama!

—Maria!

Padły sobie w ramiona i rozpłakały się.Chwilę pózniej Amy podniosła głowę i …

—To ty!-krzyknęła na widok Michaela-Ukradłeś moją córeczkę!

Zamachnęła się na niego ,ale Maria ją powstrzymała.

—Mamo!Uspokój się!Jestem z nim szczęśliwa!Naprawdę!

—To jest moja siostra?-spytał Teddy.

—Siostra?To ja mam brata?-zdziwiła się Maria

—No wiesz ja i Jim wzięliśmy ślub i …

—Mamo,ty i Jim Valenti?!To cudownie!-zawołała Maria i odwróciła się do brata-Witaj Teddy!Jestem twoją starszą siostrą, Marią.Jak masz na imię?

—Teddy

—Ach,więc to ty jesteś Teddy!-ucieszyła się Maria i przytuliła go.

—Mamo tzn. że jesteśmy starsi od własnego wujka?-zdziwił się Zack.

—Mamo?! Tzn. że zrobiłaś mnie babcią?!-zawołała Amy-Och, jakie mam śliczne wnuki! Na szczęście podobne do matki-ucieszyła się i uściskała obydwu chłopców.

—Mamo! No coś ty!Po mnie mają tylko niebieskie oczy.Reszta wykapany Michael-zaprotestowała Maria.

—Cicho! Nie psuj mi chwili szczęścia

Wszyscy się roześmieli.Chociaż Michael z pewnym oporem.



Ziemia.Nowy York.”Piekło”

W drzwiach stanął siwowłosy mężczyzna ok. 60.Podszedł prosto do Avy.

—Ach,to pan musi być Jim Valenti-domyśliła się dziewczyna.

C.D.N



Poprzednia część Wersja do druku