Lizzy_Evans

Tajemnice istnieją (1)

Wersja do druku Następna część

cz. I Spełnienie marzeń

Jak zwykle Liz siedziała z Marią w swoim pokoju. Od kiedy zaszła w ciąże wszyscy się nią troskliwie opiekowali. Rozmawiały o różnych sprawach, gdy weszły na temat Tess.
Liz ona nie jest warta naszego jednego słowa. Wyjechała i zapewne nigdy nie wróci. Oprócz tego, że jest w ciąży nie łączy ją nic z Maxem. Nie martw się teraz będzie się troszczył o ciebie.- powiedziała jednym tchem Maria.
Może i tak ale wiesz, że po tym jak mnie uzdrowił ja również mam jakąś moc. I czuje, że czeka mnie jeszcze jedno ostatnie starcie z Tess przed narodzeniem się mojej córki.- rzekła spokojnie Liz- Wiesz jak ją nazwę? Lizzy, to takie piękne imię- dodała uśmiechając się.

Tymczasem Tess

Zniszczę cię Liz Parker i twoją córkę również. Nikt nie odbierze mi Maxa. Jego jedynym potomkiem będzie Zan. Tylko on. – powiedziała Tess siedząc w fotelu i obmyślając plan zemsty.


W pokoju Liz.

Liz leżała już samotnie w łóżku myśląc o swojej przyszłości. O tym jaką będzie matką i czy się w tym sprawdzi. Nagle do jej okna zapukał Max. Wszedł i usiadł koło niej.
Witaj, jak się czujesz?- zapytał zatroskany.
Czuję się dobrze. A ty? Wyglądasz na zdenerwowanego.- odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Nic po prostu martwię się o ciebie i o dziecko. A po za tym nie chcę cię martwić problemami w twoim stanie.- powiedziała nadal zdenerwowany.
Powiedz mi proszę. Wiesz, że będę się jeszcze gorzej martwić- odrzekła Liz. Wiedział, że miała racje dlatego wszystko jej powiedział.
A więc dobrze. Jest tak, że czuje iż Tess w tej chwili zmierza do Roswell. Chyba sama wiesz po co. Nie chcę aby spotkało cię coś złego dlatego sam to załatwie.
Nie Max. To jest sprawa między mną a nią. Mamy równe szanse. Obydwie jesteśmy jesteśmy w tym samym stanie. Poradzę sobie. Nasza córka mi pomoże- mówiąc to uśmiechnęła się do niego i pocałowała go- A teraz chciałabym się położyć. Jutro czeka mnie ciężki dzień. Dobranoc.
Dobranoc Liz- powiedziała Max przytulił ją i wyszedł.
"A więc już nadeszła ta chwila. Już jutro będę wiedzieć co będzie dalej. Tak muszę się przygotować. Córciu jutro już wszystko się rozstrzygnie. Czekaj cierpliwie. Moim marzeniem jest abyś żyła kochanie"- myślała spokojnie Liz

Rano jak zwykle Liz wcześnie wstała. Około godziny 9:00 przyszła do niej Maria.
Cześć. Co robisz??- spytała zaciekawiona Maria widząc, że Liz trzyma w ręku jakiś kamień.
Nic. Po prostu szykuję się na ostatnie starcie. Tess wraca aby się ze mną zmierzyć.- powiedziała spokojnie Liz.
Ale ty nie możesz? Jesteś teraz w takim stanie.. Ja cię nie puszczę!- powiedziała kategorycznie Maria.
Puścisz mnie Maria. Muszę to zrobić albo będzie nas wiecznie prześladować. Chcę normalnej przyszłości dla mojej córki. Chyba to rozumiesz- uspokoiła ją Liz.
A teraz w drogę.

Przy skałach Redforda stała tyłem do nich odwrócona jakaś kobieta. Tak to była Tess. Wyglądała jakoś inaczej. Bardziej władczo. Nagle odwróciła się i zobaczyła przed sobą Liz i Marie.
A więc przyszłaś. Dobrze, zaczynajmy!- mówiąc to podniosła swoją rękę, z której w stronę Liz wyleciało czarne światło. Liz nie wiedząc co robić również podniosła swoją rękę. Lecz z jej wyleciało białe światło. Te dwa ognie połączyły się. Nie wiadomo było, która z nich wygrywa. Nagle zobaczyła nadjeżdżający samochód, samochód, którego wyszli Isabell, Michael i Max. Podeszli do Liz i złapali ją za ramię. Nagle białe światło powiększyło swą moc i wygrało. Siła była tak mocna, że Tess odrzuciło na kilometr.
Dziękuje wam. Bez was mogło by się to skończyć tragicznie.- powiedziała zmęczona Liz.
Nie ma za co. Od czego ma się przyjaciół- powiedział Michael.
Może chodźmy zobaczyć co z Tess?- zapytała całą grupkę Isabell.

Szli około 10 minut, gdy przed sobą ujrzeli jakieś małe zawiniątko.. i popiół.
Co to jest? Gdzie ona się podziała?- zapytała zdziwiona całym zdarzeniem Liz.
Nie wiem ale wiem co jest w tym zawiniątku. Max to jest Zan twój syn.- powiedziała Isabell. Wszyscy spojrzeli na Maxa, który stał w osłupieniu nie wiedząc co robić.





Wersja do druku Następna część