Marta

Max & Liz (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część


Max wstał, pocałował Liz w policzek i wyszedł z domu. Na dworze było ciemno, jedynie kałuże mieniły się w świetle niektórych zapalonych latarni. Burza już na dobre opuściła Roswell, jednak było bardzo zimno. Max szedł przed siebie, nie patrząc nawet pod nogi. Co chwila wchodził w jakąś kałużę. W pewnym momencie usłyszał huk. Podniósł głowę i zobaczył jasne światło nad skałami, gdzie znajdował się granilith. Gnany jakimś impulsem pobiegł na pustynię. Tam zobaczył coś, ca sprawiło, że chłopak wstrzymał oddech. Tuż przed nim stał rozbity statek kosmiczny, ale pusty. Czyli to, co przyleciało na Ziemię, musiało opuścić statek. Pierwsza myśl, jaka przebiegła Maxowi przez głowę jednocześnie wydała mu się prawdopodobna, jak i niedorzeczna: "Tess wróciła na Ziemię". Tylko dlaczego?
Tess i Leila opuściły statek. Ledwo oddaliły się, a na miejscu pojawił się Max.

— Więc to jest Zan? – spytała Leila.

— Tak, to on. Ale nie mów do niego tym imieniem, gdy już się z nimi spotkamy.

— Ava, dlaczego?

— Pamiętaj, ja nie jestem Avą, Max nie jest Zanem, Michael nie jest Rathem i Isabel nie jest Vilandrą. Mów do nich i do mnie imionami ziemskimi.

— Dlaczego? Nie rozumiem...

— Nieważne. Nie zadawaj tylu pytań.

— Dobrze...
Max stał i patrzył tępym wzrokiem na statek. Zastanawiał się, co lub kto, nim przyleciał. Nie chciał wierzyć w to, że byłaby to Tess. To było po prostu niemożliwe. Chłopak postanowił od razu skontaktować się z Michaelem. Razem z Is i Liz musieli coś wymyślić, postanowić… W końcu statki kosmiczne nie lądują na Ziemi codziennie i to bez przyczyny...



Poprzednia część Wersja do druku Następna część