Marta

Max & Liz (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rano, gdy Liz wstała, Maxa nie było obok niej. Pomyślała, że poszedł do domu, przywitać się z rodzicami. Ubrała się i zeszła do Crashdown Cafe. W jednym z boksów siedział Max. Na stole leżały białe róże i przygotowane przez Maxa śniadanie.

— Cześć, Max. Co to? Jakaś specjalna okazja?- spytała Liz.

— Pewnie. W końcu znów jesteśmy razem, prawda?

— Prawda. Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. Wiesz, związałam się z Kyle'm.

— Będziesz musiała z nim pogadać. Czy zrobimy to razem?

— Max, zobaczymy potem. Najpierw zjedzmy śniadanie i porozmawiajmy o tobie, dobrze?

— Dla ciebie wszystko!
Max i Liz zjedli śniadanie. Potem Liz posprzątała.

— Gdzie są twoi rodzice, Liz?- Spytał Max. Liz gwałtownie zmieniła kolor twarzy na biały.

— Widzisz, w tamtym roku wyjechali na Majorkę na wakacje. Z tym, że ich powrotny samolot się rozbił… pół roku temu. Zostałam sama i musiałam dalej żyć. Było mi bardzo ciężko, nie miałam nikogo. Maria wyszła za Michaela, moi rodzice nie żyli, a ciebie nie było przy mnie. Jedynie Kyle opiekował się mną. Ludzie zaczęli uważać nas za parę, a my nie zaprzeczaliśmy. Myśleliśmy nawet o związku na stałe, ale ty na szczęście wróciłeś – Liz otarła łzy – i teraz wszystko będzie inaczej. Co było z tobą i Isabel?

— Wybacz mi Liz, byłem głupi. Nie było mnie przy tobie w najtrudniejszych momentach twojego życia. Wybacz mi, przepraszam…

— Max, już porządku. Pogodziłam się z tym wszystkim. Co z tobą?

— Więc… Gdy odlecieliśmy, zorientowałem się, że śmierć Alexa nie była przypadkowa. Tess wszystko zaplanowała, ale o tym pewnie już wiesz. Dolecieliśmy w końcu na Antar. Z początku było dobrze, umieścili nas w pałacu. Tess udawała kochającą przyszłą żonę, a ja jej wierzyłem. Dopiero, gdy złapałem ją na uściskach z Kivarem, zrozumiałem swój błąd. Wtedy zabrali mnie i Isabel do celi i trzymali tam przez te 3 miesiące. Wyjaśnili nam, co z nami zrobią i dlaczego. Tess zabiła Zana … Przez cały czas próbowałem się z tobą skontaktować, ale za każdym razem coś mi przeszkadzało. Dopiero teraz się udało.

— Wiem, gdyby ci się nie udało … umarłabym z tęsknoty za tobą. Ale wszystko się poszło dobrze i teraz możemy być razem. Tak się cieszę!

— Ja też, Liz. Gdyby nie ty, nie miałbym po co wracać na Ziemię.
Liz przytuliła się do Maxa.

— Teraz muszę pogadać z Kyle'm. Na pewno to zrozumie.

— Dobrze. Ja teraz idę do domu, przywitać się z rodzicami. Spotkamy się tu wszyscy około 17.00, zgoda? Ja zawiadomię innych.

— Dobrze. Cześć- Liz pocałowała Maxa i poszła. Chłopak poszedł na górę po swoją kurtkę, gdy zobaczył paczuszkę do niego adresowaną. Z zaciekawieniem otworzył ją. W środku były klucze do Crashdown Cafe, domu Liz, razem z listem.
" Max! Bardzo cieszę się, że wróciłeś do mnie. Bałam się, że zapomniałeś. Ale się myliłam, na szczęście. Zostawiam Ci klucze. Gdybyś chciał, możesz u mnie zamieszkać. Ostatnio mieszkałam z Marią, po jej ślubie i z Michaelem. Ale kupili teraz mieszkanie, a ja mieszkam sama, czego bardzo nie lubię. Pomyślałam, że we dwoje byłoby nam milej. W każdym razie, zrobisz, jak będziesz chciał. Masz wolną szafę na swoje rzeczy (po moich rodzicach). Kocham Cię. Liz. "
Kochana Liz -pomyślał Max. Poszedł do domu. Przywitał się z rodzicami. W tym czasie Liz była u Kyle'a.

— Wiesz, Max i Isabel wrócili.

— To wspaniale. Nareszcie.

— Tess ich zdradziła, ale wszystko ok. Wiesz..- Liz nie wiedziała, co powiedzieć. W końcu postanowiła nie bawić się, tylko powiedzieć mu od razu, o co chodzi – ja chciałabym być z Maxem, rozumiesz…

— Jasne, Liz. Wiedziałem, że go kochasz, a gdy wrócił, to logiczne, że chcecie być razem. Nie mam żalu, możemy być nadal przyjaciółmi.

— Kyle! Jesteś kochany – krzyknęła Liz i przytuliła się do przyjaciela.

— Dobra, dobra, bo się jeszcze przyzwyczaję – uśmiechnął się Kyle. Liz wiedziała, że jest mu na pewno przykro, ale nie dał nic po sobie poznać. W końcu przyjaźń to też coś. Nie można skreślić takiej przyjaźni jedną kreską. Po prostu nie można. Oboje o tym doskonale wiedzieli.

— Aha, dzisiaj mamy spotkanie w Crashdown Cafe około 17.00. Przyjdziesz? – Spytała Liz.

— No jasne, w końcu ja też jestem zamieszany w te międzygalaktyczne sprawy, nie?

— Fakt. To będzie naprawdę ważne spotkanie. Czekamy na ciebie.

— Na pewno będę- powiedział Kyle.
Gdy Liz wyszła, Kyle poszedł do siebie do pokoju i patrzył na sylwetkę oddalającej się Liz. Wiedział, że już nigdy nie będzie jego i on musi się z tym pogodzić. Jakaś niewidoczna, pojedyncza łza spłynęła mu po twarzy.
Max w tym czasie był u siebie w domu. Otworzyła mu Isabel. Jak zwykle, zaczęła mu wymyślać, że nie wrócił z nią na noc i sama musiała tłumaczyć się rodzicom.

— Isabel, siostrzyczko, przestań się tak wkurzać, wszak piękny dzień mamy, prawda?

— Max, ty chyba zwariowałeś, zaszkodziła ci ziemska atmosfera, czy co? A może to przez Liz?- na twarzy Is pojawił się uśmieszek.

— A nawet gdyby, to co?- spytał Max.

— W tym momencie do kuchni weszli rodzice Maxa i Is:

— Max! Jesteś. Gdzieś ty był całą noc?- wykrzyknęła matka.

— U Liz, w końcu nie widziałem jej tyle czasu…

— Max, a o nas przypadkiem nie zapomniałeś? – spytał ojciec Maxa.

— Nie, no co ty, tato? Po prostu.. a zresztą, sami wiecie o co mi chodzi.

— Wiemy, wiemy. Jadłeś już śniadanie? – nie ma jak to mama.

— Jadłem mamo. Teraz idę się spakować, przeprowadzam się do Liz.

— ?????????????????- milczenie Evansów.
Max poszedł z Is na górę się spakować. Stanął przy oknie w swoim starym pokoju. Spojrzał przez szybę. Na dworze zrobiło się ciemno, burzowe chmury zasłoniły słońce. Max po raz kolejny miał dziwne przeczucie. Przerażające nawet jego, ale zarazem przynoszące zdziwienie i, w pewnym stopniu, ulgę. Nie wiedział tylko, co to za przeczucie. Ale miewał je, od kiedy zamknęli go w celi i Is. Nikomu tym nie mówił.

— Max, co ci jest? Wyglądasz dziwnie, żeby nie powiedzieć strasznie – powiedziała Isabel.

— Co? Nie, to nic…

— Spójrz w lustro, to sam zobaczysz – Is podała Maxowi lusterko.
Faktycznie, wyglądał dziwnie. Jego brązowe zazwyczaj oczy miały dziwny, jakby granatowy odcień, włosy na wszystkie strony świata, kurtkę miał podartą w kilku miejscach, a koszulę pogniecioną, jakby się z kimś bił. Chłopak patrzył w lusterko, ale nie widział siebie, tylko jakieś dziwne obrazy, sytuacje, które były lub dopiero będą.

— Max?

— Tak?- Max zobaczył nagle oczy Is i znowu był " normalny", brązowe oczy, kurtka cała i w ogóle OK – Wszystko dobrze, serio.

— Wiesz, te twoje oczy... straszne.

— Jakie oczy? O czym ty mówisz?

— No, miałeś takie jakieś granatowe i w ogóle było z tobą kiepsko. Czy ty nie widziałeś? Przecież dałam ci lusterko.

— Nie, nie widziałem, nie wiem, co mi było – Max postanowił, że nikomu na razie nie powie o przeczuciach – ale mniejsza z tym. Pomożesz mi się spakować?
– Jasne. No i zostanę tu sama z rodzicami. A zawsze byłam pewna, że to ja pierwsza odejdę z domu, lub ewentualnie wrócimy tam. Ale nigdy nie pomyślałam, że to ty się wyprowadzisz.
Isabel pomogła Maxowi się spakować. Gdy odlatywali na Antar nic ze sobą nie zabierali, a Evansowie nic w ich pokojach nie ruszali, wszystko na nich czekało. Max, gotowy do drogi do nowego domu, zszedł z siostrą na dół. Rodzice już na niego czekali.

— Max, synku, ledwo wróciłeś, już odchodzisz. Wiem, że kochasz Liz, ale zostań z nami jeszcze trochę, kilka dni... – poprosiła Diane.

— Mamo, Liz mieszka sama, jest jej źle samej w pustym domu. A poza tym nie chcę jej już zostawiać, tak samo jak nie chcę zostawiać was.

— Dobra dobra, my swoje wiemy – powiedział ojciec Maxa – masz tu trochę pieniędzy. Tak na wydatki, a gdybyście czegoś potrzebowali, zawsze możecie przyjść do nas. Zwłaszcza teraz, gdy Liz nie ma rodziców i musi sobie sama radzić. No, teraz ma ciebie. Synu, bądź odpowiedzialnym ....

— Tato, nie musisz mnie pouczać, zawsze będę dbał o Liz i nic jej się nie stanie.

— Mamy taką nadzieję. Do zobaczenia- Max pożegnał się z rodzicami i razem z Isabel pojechali do Marii i Michaela, aby powiadomić ich o spotkaniu w Crashdown. Była godzina 16.00,do spotkania została godzina. Pogoda już całkiem się zepsuła, ciemne chmury były wszędzie. Wydawało się, że zaraz przykryją całą Ziemię. Zaczął padać deszcz, najpierw mały, potem spadały coraz większe krople, że w końcu zaczęło lać. Liz, która wracała do domu, musiała biec, co chwila chowając się pod dachami sklepów i innych takich. Max i Isabel byli już w domu Liz i chłopak zaczął rozpakowywać swoje rzeczy. Wszystko zmieściło się w jednej szafie, po rodzicach Liz. Nagle Isabel usłyszała pukanie i zeszła na dół. To była Liz.

— Max, zostawiłeś klucze w drzwiach. Jak ja miałam wejść?

— Przepraszam, zapomniałem się. Ale jestem już całkiem zadomowiony u ciebie, rozpakowałem się i w ogóle.

— To wspaniale! Zaraz jest zlot ufoludków, więc chodźmy na dół.
Cała trójka zeszła na dół.
Po około 15 minutach przyszła Maria, potem Michael i Kyle. Usiedli w jednym z boksów, Liz i Maria podały colę i zaczęli rozmawiać. Isabel i Max opowiadali, jak odkryli, że to Tess zabiła Alexa. Potem Isabel zaczęła mówić o tym, jak ich traktowano na Antarze, o więzieniu i w ogóle o wszystkim, oprócz Zana. Nie wiedziała, czy Max by tego chciał. Gdy skończyła, zapadło milczenie. Maria przytuliła się do Michaela. Pomyślała, że gdyby Michael z nimi poleciał, mógłby skończyć źle. Nie chciała tego. W końcu Max zaczął mówić:

— W pałacu było nam dobrze. Wszyscy zachowywali się, jakby nie było wojny, wszyscy byli mili. Kivar przyjął nas bardzo serdecznie, niby cieszył się z naszego powrotu. Patrzył dziwnie na Tess, ale wtedy nie zwróciłem na to uwagi – wziął głęboki oddech – i teraz tego żałuję. Tess udawała kochającą przyszłą żonę. Pewnego razu spytałem ją, co z naszym synem, ale ona nic nie odpowiedziała, tylko dziwnie na mnie popatrzyła. Poszedłem wtedy do Isabel pogadać. Martwiłem się, że Kivar będzie chciał znów ją zdobyć. Is była sama w pokoju. Długo rozmawialiśmy. Około północy poszedłem do swojego pokoju. Po drodze mijałem drzwi pokoju Tess. Były uchylone. Zajrzałem tam, nie wiem, czemu. W środku był Kivar. Pomyślałem " Co on do cholery robi w jej pokoju o północy?!" Chciałem coś zrobić, gdy usłyszałem głos Tess:

— Powiemy im w końcu? Nie mam ochoty odgrywać tej komedii przed Maxem do końca życia, a poza tym on chyba coś podejrzewa.

— Nic nie podejrzewa, nie ma podstaw.

— Ale cały czas pyta o syna. Co ja mam mu mówić?

— Nie wiem, cokolwiek.

— Tak, jasne. Podejdę do niego i powiem : Max, kochanie, nie zostanę twoją żoną, ponieważ teraz kocham Kivara. A co do naszego syna... Zabiłam go, co zresztą ciebie i Isabel czeka już niedługo."Tak mam mu powiedzieć?- spytała Tess, wstając z łóżka i podchodząc do Kivara.

— Może być. Kochanie, nie przejmuj się tym. Mamy teraz inne zajęcia. Trzeba wszystko przed nimi ukrywać. Nawet to, że zabiłaś Zana. Ale już niedługo zginą.
Kivar objął Tess i zaczęli się całować. Wtedy pobiegłem do siebie i próbowałem skontaktować się z Liz. Gdy mi się w końcu udało, to wiecie od Isabel. Uratowaliście nas. Zwłaszcza ty, Liz. Dziękujemy wam.
Wszyscy w milczeniu słuchali opowieści Maxa. Byli zszokowani tym, co usłyszeli od niego. W końcu Maria powiedziała, że muszą już z Michaelem wracać, bo ma przyjść jej matka na kolację. Wyszli. Kyle, Isabel, Max i Liz jeszcze zostali.

— Kyle, nie masz żalu, że wróciliśmy z Liz do siebie? – spytał Max.

— Nie, coś ty, Max. Kurczę, muszę iść do domu, obiecałem ojcu pomoc w remoncie naszej chatki. Papa! – powiedział Kyle i szybko wyszedł z Crashdown. Na dworze padał deszcz. " Cholera, że też ja zawsze muszę mieć takiego pecha. Już dwa razy Evans odebrał mi Liz. Ale co ja mogę? Ona go kocha." Myślał Kyle. Pobiegł do domu.

— No, to ja też się zbieram. Rodzice nie mogą zostać sami nocą – zażartowała Isabel – Dobranoc.- powiedziała i wyszła. Liz poszła zamknąć salę. Poszli z Maxem na górę. Oglądali jeszcze TV, trochę porozmawiali i poszli się umyć. Położyli się do łóżka i od razu zasnęli. Na dworze szalała już na dobre burza z piorunami. Liz spała mocno, nic nie było w stanie jej obudzić. Max miał jednak koszmar. Śniło mu się, że znów jest na Antarze. Zobaczył jakąś postać, która klęczała na ziemi i drugą, która stała, z jakimś zielonym nożem w ręku. Usłyszał głos, jakby dobiegał z daleka " Proszę, nie rób tego. Proszę..." Druga osoba odpowiedziała " Już nic ci nie pomoże. Za długo trzymałeś mnie w swojej mocy. Teraz się uwolniłam i zemszczę się za to, co ze mnie zrobiłeś". Zobaczył, jak kobieta(teraz widział dokładnie kobietę i mężczyznę) pochyla się nad mężczyzną i wbija mu nóż w serce... Szybko podbiegł do ofiary. Nie rozpoznał twarzy tej osoby, ale spojrzał na morderczynię. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia. To była...
Max obudził się cały zlany potem. Na dworze burza ustała. Wiał lekki...
Antar:
Tess stała z nożem w ręku. Nóż był zielony, ale niewiele było widać tego koloru. Cały był we krwi. Drobna blondynka spojrzała najpierw na przedmiot, potem na ofiarę. Na ziemi leżał martwy Kivar. Tess sama nie mogła uwierzyć, że to zrobiła. Zabiła władcę Antaru. Kivara. Ale jak??? Szybko wyszła z komnaty. Skierowała się od razu do pomieszczeń, gdzie czekał na nią statek kosmiczny, gotowy do odlotu.

— Leila, gotowa? – Tess spytała przyjaciółkę.

— Tak, możemy lecieć.

— A więc lećmy. Już niedługo Max znów się zobaczymy... Nie uciekniesz przede mną. Mam dla ciebie niespodziankę. Nawet nie jedną i nie tylko dla ciebie...


Poprzednia część Wersja do druku Następna część