Liz

Serce nie sługa

Wersja do druku

Noc spowiła całe miasto. W parku, na moście nad chłodną, szemrzącą rzeką stała Liz. Ale nie była sama. Był z nią jakiś mężczyzna, a raczej młody chłopak. Liz znała go doskonale, ale nigdy nie przypuszczała, ze może o nim śnic w taki sposób. Czuła jak jego silne ramiona oplatają jej talię, a on zbliża się do niej. Jego ciało jest ciepłe i emanuje niesamowita energią, która ją przyciąga. Poczuła jak jego usta powoli przysuwają się do jej. I po chwili pocałunek. Jego usta były nieziemsko spragnione, spragnione jej smaku. A ona się nie broniła. Odwzajemniła pocałunek. I to jej się podobało, jak nigdy. Czuła jego ciepło i energię, która teraz przez nią przepływała. Miała wyrzuty sumienia. Ale to w końcu sen, tylko sen. Ale bała się go... Bała się, że coś jednak będzie nie tak. Coś w rzeczywistości się stanie i nie będą mogli tego powstrzymać...

Liz zbudziła się cała przepocona. Już od kilku dni męczyły ją takie sny. Były one do tej pory nawet dość zwykłe. Ale dlaczego akurat on grał w nich główną rolę? Nigdy praktycznie ze sobą nie rozmawiali, czasem wymieniali jedynie krótkie "cześć". A teraz...Liz była przerażona. Nie sadziła, ze może tak się czuć przy nim. A ten sen był już zupełnie...intymny i namiętny. Czuła się strasznie, ale jednocześnie wspaniale. On był kimś kto przynosił strach, niepewność i wyrzuty sumienia, ale jednocześnie dał jej radość, żar i czułość, której jeszcze nie zaznała. Liz położyła głowę ponownie na poduszce. Ale już nie mogła zasnąć. Nie chciała, bo bała się, ze sen wróci.

Ten sam park, ten sam most. Michael stał tam pełen dziwnego przeczucia. Ale nie był sam. Ona była z nim i to go najbardziej dziwiło. Miała na sobie krótką, zwiewną, czarną sukienkę, która lekko otulała jej ciało. Michael czuł się dziwnie. Zbliżył się do niej i położył dłonie na jej talii. Czuł bijące od niej ciepło. Pochylił się i już po chwili ich usta były razem. Co najdziwniejsze, ona odwzajemniła pocałunek. Nigdy nie przeczuwał, ze jej usta są tak słodkie i gorące. Chełpliwie spijał ich smak, chcą wciąż więcej. To Michaela najbardziej przerażało. Odsunął się na chwilkę i spojrzał na jej błyszcząca skórę i lśniące oczy...

Michael zerwał się na równe nogi. Wyskoczył z łóżka jak oparzony. Sam nie wiedział co się z nim dzieje. Usiadł na fotelu i włączył TV. Chciał sobie wszystko wymazać z pamięci, ale nie potrafił. Od kilku dni miał takie sny, ale stawały się one z nocy na noc coraz bardziej gorące i soczyste. I to go przerażało. Nie mogła to być prawda, nie mógł nic czuć. Przecież to tylko sen, ale...Liz była w nim niesamowita. Michael potrząsnął głową. Nie. Ona jest przyjaciółką jego byłej dziewczyny i dziewczyną jego przyjaciela. I tu czuł się winny. On również nie chciał zasnąć, z tego samego powodu.

Liz była sama w Crashdown. Maria miała przyjść za chwilę i trzeba było otworzyć bar. Liz chcąc wypędzić z siebie wszystkie złe myśli i wspomnienia, chwyciła za szczotkę i zabrała się za zamiatanie podłogi. Jednak wciąż coś czuła. Coś niebezpiecznego i jednocześnie tak przyciągającego. Drżała. A wszystko to przez te nieszczęsne sny. Liz nie sadziła, że może czuć coś takiego do Michaela. Nigdy ze sobą nie przebywali, ledwo co zamieniali ze sobą słowo. Czasem miała wrażenie, że on toleruje ją tylko ze względu na Marię i Maxa. A ostatnio tylko dla Maxa, bo przecież rozstali się z Marią. Liz pochylona nad podłogą ciągle rozmyślała. Nie usłyszała nawet, jak ktoś wszedł do środka. I wpadła na niego. Podniosła głow EA i spojrzała w górę. To był Michael. Ich oczy się zetknęły i chyba myśleli o tym samym. Liz trzęsła się, a i Michael stał niepewnie. Wcisnął dłonie w kieszenie i usiadł przy stoliku. Chwycił kartę dań i ostentacyjnie ją otworzył. Liz się zdenerwowała. Rzuciła miotłą i podeszła do niego. Zapytała:


Co ty wyprawiasz? Zaraz przyjdą klienci.

Michael odłożył kartę i zmierzył ją wzrokiem. Powiedział:


Słuchaj no. Całymi dniami tu haruję, w tej piekielnej kuchni. Choć raz chciałbym w spokoju zjeść i chociaż się napić, jak normalny człowiek, zanim znów zagonicie mnie do roboty jak niewolnika. Dlatego rusz swój tyłeczek, weź kartkę i długopis i przyjmij zamówienie.

Liz wściekła obróciła się na pięcie. Podeszła do lady i przechyliła się przez nią, wisząc nogami w powietrzu. Michael zerknął na nią, a raczej na jej nogi i króciutką spódniczkę. Liz zeskoczyła z lady i odwróciła się do niego, on jednocześnie odwrócił wzrok. Liz podeszła i zapytała sarkastycznie:


Czego sobie szanowny pan życzy? Mamy ostatnio pewną nowość. Placek z cyjankiem i arszenikiem. Całkowicie zabija wszystkie koszmary.

Michael doskonale zrozumiał aluzję i poprosił o colę. Po chwili Liz przyniosła szklankę z chłodnym napojem. Spojrzała na chłopaka. Na to jak łapczywie pije colę, tak jak łapczywie ją całował. Chciała odejść, ale padło zdanie:


Masz głupie sny. Nie masz o kim śnić? Czułem się skrępowany.


Nie trzeba było do niego wchodzić, panie wszędobylski.

Liz odcięła się cynicznie i obróciła na pięcie. Zrobiła krok do przodu, chcąc jak najszybciej odejść od niego. Ale Michael nie dął jej tak łatwo uciec. Powiedział coś, co ją zaskoczyło, ale i zatrzymało. Nie sadziła, ze kiedykolwiek usłyszy coś takiego z jego ust. To nie było żadne czułe zdanie, ani nic w tym stylu, ale mimo to Liz czuła się w pewien sposób wyróżniona. Michael powiedział z wyrzutem:


I dlaczego do cholery tak świetnie całujesz?

Liz obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzała na niego. Michael wstał i zbliżył się do niej. Spojrzał w jej oczy, w których tliły się dziwaczne iskierki, które przykuwały uwagę chłopaka. On wciąż patrzył tym swoim zimnym i nieprzychylnym wzrokiem, ale pod wpływem jej obecności robił się coraz słabszy. Wyciągnął rękę i delikatnie musnął dłoń Liz. Dziewczynę przeszył niesamowity prąd. Jakby przez wszystkie koniuszki jej nerwów przepłynął cały świat. Lód i ogień wypełniły żyły i równie szybko z nich uleciały. Zarumieniła się i chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie do Crashdown wpadła Maria. Oboje natychmiast od siebie odskoczyli, udając, ze nic się nie stało.

Liz siedziała w pokoju i notowała w swoim pamiętniku wszystko, co ją ostatnio męczyło. A było tego wiele:

Nazywam się Liz Parker i ostatnio dzieje się ze mną coś niedobrego. Nie potrafię tego zdefiniować. Nie! Przecież kocham Maxa. Nie złamię mu serca, tak jak on niegdyś mnie...musze przestać mu to wypominać. Miałam pisać o sobie, a raczej o tych debilnych snach. Są niesamowite i przerażające zarazem. Ja i Michael? To niedorzeczne. Do tej pory nic nas nie łączyło. Od kiedy to się zaczęło? Między mną i Maxem nie układało się ostatnio. Po jednej z kłótni natknęłam się na Michaela. Byłam pewna, że mnie minie, nie chcąc brać udziału w moich rozterkach. Ale on mnie pocieszył. Nie sądziłam, że właśnie Michael potrafi tak pomóc i wesprzeć. Może zaczęłam zauważać to, czego wcześniej nie widziałam? Najgorsze jest to, że te sny są tak przyjemne. Jego oczy we mnie wpatrzone, jego dłonie na mojej talii, jego ciało tuż przy moim, jego usta... Michael świetnie całuje. Tak jakby chciał z ciebie wyssać całą energię i smak. I co ja mam robić?

Liz wyrwało ze świata rozmyślań pukanie do okna. Zerwała się na nogi i pospieszyła w tamtą stronę. Ale zawahała się. Jeśli otworzy to okno, może dojść do czegoś, czego będzie żałowała do końca życia. Jeżeli nie otworzy, tez może żałować. Postanowiła zaryzykować. Powoli otworzyła okno, przez które wślizgnął się do środka Michael. Stanął tuż przed nią i powiedział:


Przyszedłem pogadać. Wiesz, o tych snach...


Tak. Rozumiem...- wyszeptała i opuściła nieco głowę


To niedorzeczne. Przecież to tylko sny. Nic więcej, prawda? To nie może być nic więcej. Ja dopiero co rozstałem się z Marią, a ty jesteś z Maxem. On nigdy by mi tego nie wybaczył, a ja nie wybaczyłbym sobie. Ale jednocześnie czuję nieodpartą pokusę tych snów. Twoje dłonie, oczy. I, cholera, te pocałunki...

EA i spojrzała w stronę drzwi. Michael również odwrócił twarz. Na progu jej pokoju stał, zszokowany tym co ujrzał, Kyle.

Liz delikatnie i niechętnie zsunęła dłoń z ciała Michaela, muskając jego ramię. On najpierw uwolnił uścisk na je talii, a potem spokojnie zabrał i drugą rękę, nie odrywając od niej wzroku. Liz odeszła powoli, a on poszedł za nią. Dziewczyna szybkim korkiem minęła Kyla, potrącając go po drodze, po czym zbiegła na dół. Michael opanowany podszedł do Kyla i spojrzał na niego chłodno. Gwałtownie chwycił jego koszule i przy twierdził go do ściany. Ton głosu Michaela był ostry i niezwykle groźny:


Nic nie widziałeś. Do niczego nie doszło. Nigdy cię tu nie było. Rozumiesz? A jeśli piśniesz o tym komukolwiek słowo, to już jesteś martwy.

Puścił Kyla i odszedł. Zdruzgotany chłopak również zszedł na dół. W barze byli Isabel i Max. Liz stała naprzeciw nich, usiłując zachowywać się naturalnie. Michael wszedł i ze swoim zwykłym luzem stanął obok Liz. Po chwili zjawił się też Kyle. Ale oparł się o odległy stolik, nie chcąc zbliżać do Michaela. Zerknął tylko na Liz z wyrzutem i gniewem. Ta oblała się rumieńcem i spuściła głowę. Michael jakby od niechcenia zapytał Maxa:


Coś się stało?


Nie. – powiedział spokojnie – Tylko, ze musimy z Isabel wyjechać. Jedziemy z rodzicami do San Francisco. Chce cię o coś prosić.


Jasne. Cokolwiek zechcesz.


Pojawili się ci z FBI. Zaopiekuj się Liz.

Na te słowa Michael się zmieszał, a Liz podniosła niespodziewanie głowę. Oboje nie wiedzieli co robić. Michael, aby nikt się nie zorientował, powiedział:


Nie ma problemu.

Kyle jednak, poprawiając koszulę, zakpił:


Nie sądzę, aby ochrona Michaela Guerina była dobrym pomysłem. To raczej by oznaczało jeszcze większe kłopoty.

Michael obrócił głowę i spojrzał na niego tak, że Kyle aż się wzdrygnął i wolał nie wiedzieć co miał zamiar mu zrobić w tym momencie. Dodatkowo Isabel go uciszyła, zmywając go ostro:


Zamknij się Kyle. FBI będzie wam zagrażać. A Michael będzie jedynym kosmita, który tu zostanie i będzie w stanie was chronić.


Jasne. – powiedział Michael – Dobra. Lecę.

To powiedziawszy, wyprostował się. Musnął niezauważalnie dłoń Liz, a ta ledwo słyszalnie powiedziała "na razie". Chłopak wyszedł, nie odwracając się i zniknął za drzwiami. Liz odprowadziła go wzrokiem. Widziała jak sylwetka Michaela rozmazuje się za szybą, a potem znika z pola jej widzenia. Liz poczuła czyjeś ramiona wokół siebie. To był oczywiście Max. Przytulił ją mocno do siebie i coś szeptał. Ale ona nic nie słyszała, myślami była zupełnie gdzie indziej. Była przy Michael’ u i przy tym co się stało kilka minut temu w jej pokoju i co mogłoby się dziać dalej, gdyby nie Kyle. Ten akurat postanowił również wyjść. Podszedł do Liz i szepnął jej


To nie fair wobec niego...

Liz wiedziała, że ma racje. To było cholernie nie fair wobec Maxa. I on wyczuł, ze cos jest nie tak. Oderwał swoje ciało od niej i spojrzał jej w oczy. Liz jednak nic nie powiedziała. Pożegnała go i wyszła.

Michael wpuścił ją do środka. Dziewczyna była roztrzęsiona i nawijała coś, czego Michael nie potrafił zrozumieć. Kazał jej się uspokoić. Usadził ją na kanapie i przyniósł kubek ciepłej herbaty. Poprosił, żeby wszystko spokojnie powiedziała:


Wróciłam do domu dość późno. Mój pokój...Totalny bałagan. Jakby huragan tamtędy przeszedł. Wszystko było wywrócone do góry nogami. Byli u mnie. To na pewno było FBI. Zbyt precyzyjnie było przeszukane, aby mógł to być złodziej. Zresztą nic nie zginęło. Bałam się...A jeśli oni tam wrócą? Nie miałam dokąd pójść, więc...Nie masz mi za złe?


Nie. – powiedział spokojnie i uśmiechnął się


Michael. – zaczęła Liz cichutko, unikając jego wzroku – Ja...ja nie wiem co robić. FBI może wrócić i na pewno wróci, a ja...Ja nie mam gdzie pójść. Może...masz wolną kanapę?


Jasne. – powiedział spokojnie


Dziękuję. – powiedziała i uśmiechnęła się

Michael odwrócił głowę. Nie mógł patrzeć na jej uśmiech, bo znów zaczynało kręcić mu się w głowie. Zgasił światło i usiadł z powrotem na fotelu. Liz ułożyła się na kanapie. Podkuliła nogi pod samą brodę, a dłonie splotła pod głową. Chciała zasnąć, ale nie mogła. Było jej niewygodnie. Miała zamiar to przemilczeć, bo bała się reakcji Michaela, ale nie mogła wytrzymać i zapytała:


Michael? – szepnęła – Masz może poduszkę? To znaczy... to nie musi być poduszka. Może jakiś koc, czy coś?

Michael odwrócił się i zerknął na nią. Wstał i powiedział, jakby sam do siebie:


Od razu powinienem odstąpić ci swoje łóżko.

Liz wstała, a on zaprowadził ją do swojego łóżka, które stało tuż za fotelem, niedaleko kanapy. Sam wrócił na fotel i zanurzył się w nim.

Liz skuliła się pod kołdrą. Zacisnęła powieki, chcąc zasnąć. Ale sen jak na złość nie przychodził. Tylko ciemne plamy migotały przed oczami dziewczyny. Nie mogła zasnąć i sama nie wiedziała dlaczego. Może przez to co się dzisiaj stało. FBI zdemolowało jej dom, nic dziwnego że się denerwowała. A może to wcale nie z tego powodu serce jej tak waliło? Była w domu Michaela, leżała w jego łóżku, czuła jego zapach. Liz otworzyła oczy i zerknęła na Michaela. Podniosła się i usiadła, otulając kołdra pod samą szyję. Trzymała kurczowo pościel i spoglądała na fotel, w którym siedział chłopak. Michael usiłował się skupić na filmie, ale nie mógł. Czuł na sobie wzrok Liz i to go denerwowało. Sam miał ochotę obróci E6 się i patrzeć na nią, ale bał się nawet drgnąć. Wstał w końcu i podszedł do łóżka. Skrzyżował ręce na piersi i przyglądał się wystraszonej Liz. Wpijał wzrok w jej nagie ramiona, promienną twarz, lśniące oczy i drżące usta. Liz również na niego patrzyła. Widziała jak do tej pory chłodne, nieprzeniknione i ostre oczy, patrzą na nią z czułością, ciepłem i namiętnością. Serce jej kołatało coraz szybciej i miała wrażenie, ze on to słyszy i zna jej myśli. Podniosła się i wyplątała z kołdry. Podeszła nieco bliżej i powiedziała:


Michael. Powinnam wyjść. Przepraszam za kłopot...Ale nie możemy...Dobrze wiesz, ze nie możemy nic zrobić. Choć bardzo bym chciała. To przecież...


Liz. – przerwał jej chłopak – Ja wiem czego chcę. Pragnę ciebie.

ie Michaela wsuwają się pod jej bluzkę i podsuwają ją do góry. Po chwili Liz poczuła jak ciało Michaela ją przytłacza. Zamknęła oczy. Pod głowa czuła miękka poduszkę, a na sobie ciepło chłopaka. Dłoń Michaela przesunęła się na nagie udo dziewczyny, a ta swe dłonie mocno oparła na plecach kochanka. Nastolatek zsuwał się nieco niżej, muskając ustami nagi brzuch dziewczyny. Liz wiedziała, że to złe co robią, ale nie potrafiła się opanować. Chciała spędzić tę noc z Michaelem. Pragnęła go, a on pragnął jej.

Michael obudził się nad ranem. W pokoju było jasno i duszno. Chłopak poczuł ciepłe ciało obok siebie, które wciąż biło nieziemską energią. Opuścił głowę i spojrzał na delikatną drobną dłoń leżącą na jego nagim torsie. Uśmiechnął się sam do siebie. Jednym ramieniem obejmował spokojnie śpiącą Liz, a drugą musnął jej twarz. Była tak piękna i promienna. Potem przesunął rękę i ścisnął lekko dłoń, która na nim spoczywała. Spokojnie i powoli wysunął się spod ciała dziewczyny i poszedł do łazienki. Wziął prysznic, a potem spojrzał w lustro. Był tak szczęśliwy, a jednocześnie tak wkurzony sam na siebie. Chciał wyjść z łazienki. Jego wzrok padł na łóżko. Liz siedziała na nim, otulając swoje nagie ciało kołdrą. Patrzyła wprost na niego. Widać było, że uśmiecha się, ale i boi. Liz wpatrywała się w jego ciało, a potem drżącym głosem zapytała:


I co teraz będzie?

Michael nie wiedział co powiedzieć. W końcu sarkastycznie, ale i z wyrzutem powiedział do niej:


Nic. Ty wrócisz do Maxa i stęskniona dasz mu w nagrodę to czego chce, jak zawsze. – zerknął ponownie na dziewczyną

Oczy Liz gwałtownie się zmieniły. Gwiazdki zgasły, a pojawiła się mgła smutku i furii. Michael jeszcze jej takiej nie widział. Twarz Liz pobladła, a uśmiech znikł. Dziewczyn wstała. Okryła się szczelniej kołdra i podeszła do Michaela. Ostrym i prawie płaczliwym tonem powiedziała:


Palant! – Michael aż otworzył szeroko oczy i zerknął na nią. A ona nadal mówiła do niego z gniewem – Jak zawsze? To ty jak zawsze dostałeś to, czego chciałeś. Dla ciebie jestem kolejną panienką, którą zaliczyłeś, prawda?!


A ja dla ciebie po prostu kolejnym kosmitą w łóżku.


Michael! – do oczu Liz napłynęły łzy – Jesteś pierwszym kosmitą...jedynym facetem, z którym spędziłam noc.


Co?!

Michaelowi zrzedła mina. Pobladł i spojrzał na nią z niedowierzaniem. Potrząsnął głową i już o wiele łagodniej zapytał:


Czemu mi nie powiedziałaś, ze to... że to twój pierwszy raz?


A czy to by coś zmieniło? I tak byś to dostał. Nie zmienilibyśmy tego. Tylko, ze dla mnie to niestety nie był tylko sex. Obawiam się najgorszego, że oddałam ci mój największy skarb i nie mam tu na myśli wyłącznie cnot, ale...


Serce...- szepnął Michael, patrząc na nią – Dla mnie tez to było coś więcej niż sex. Dużo więcej. I nie mam cholernego pojęcia co dalej robić. Wiem tylko tyle, że mam wyrzuty sumienia. Ale...kiedy jesteś blisko mnie, kiedy na mnie patrzysz tymi swoimi oczyma, to...czuję się niesamowicie. Jakbym to ja był królem wszechświata, a ty moją królową...


Michael...

Liz cichutko szepnęła i ułożyła swą ciepłą dłoń na jego nagim torsie. Druga ręką wciąż przytrzymywała kołdrę, ale nie na długo. Michael pochylił się nad nią i wtulił w jej ciało. Chwycił jej drugą dłoń i przesunął na swój kark. Potem odchylił nieco jej głowę i pocałował drżące usta. W tym samym momencie szeleszcząca kołdra spadła na podłogę, a naga Liz całkowicie przylgnęła do ciała chłopaka.

Liz miotała się po Crashdown. W głowie wciąż miała wizję nocy spędzonej w ramionach Michaela. Nie potrafiła spojrzeć w oczy Marii, a tym bardziej nie będzie mogła spojrzeć na Maxa. I właśnie wtedy stało się cos, czego się obawiała. Do baru weszli Isabel oraz Max. Przywitali się z nimi. Max chciał pocałować Liz, ale ta nie dała mu swych ust, a jedynie policzek. Nie chciała zmywać smaku Michaela. Starała się zachowywać normalnie. Kiedy stojąca za lada Maria, wycierała szklanki i poprosiła Liz, aby zajęła się stolikiem numer pięć, do środka wszedł Michael. Pierwszą osobą, na którą spojrzał była Liz. Ta lekko zmrużyła oczy i powiedziała, ze musi iść po coś do pokoju. Wyszła. Niedługo potem Michale wyszedł niby do toalet y. Ale tak naprawdę poszedł na zaplecze, gdzie czekała na niego Liz. Przygarnął ją do siebie i pocałował. Nie broniła się, bo i tak nie byłaby w stanie. Zapytała go jedynie co zrobią, a on powiedział, ze musi to przemyśleć. Wyszedł.

Kilka dni potem wszyscy siedzieli w Crashdown. Liz stała obok Issy i wysłuchiwała opowieści o pewnym kolesiu, który przystawiał się do niej. Usiłowała o wszystkim zapomnieć, sądząc, że Michael postanowił zapomnieć o tym co zaszło i wrócić do dawnego układu. I właśnie ku jej zdziwieniu do środka wszedł Michael. Nie spojrzał na nikogo, ani się nie przywitał. Podszedł prosto do Liz. Pociągnął ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Pocałował ją namiętnie i niespokojnie. Oczywiście Liz odwzajemniła pocałunek. Od kilku dni tak za tym tęskniła...Z miłosnego letargu wyrwał ich brzdęk tłuczonego szkła. Maria właśnie na ten widok wypuściła kilka szklanek z rąk. Isabel ze zdumie niem patrzyła na Michaela i Liz. Potem Liz natknęła się na wzrok Maxa. Wzrok pełen cierpienia i bólu. On nic nie rozumiał, nic nie wiedział. Liz poczuła jak serce w niej umiera, ale rodzi się nowe. Dłoń Michaela zacisnęła się na jej dłoni i już wiedziała gdzie i z kim chce być. Nie powiedziała ani słowa. Oboje wyszli z Crashdown. Jedyne co usłyszeli ich zszokowani przyjaciele było:


Serce nie sługa...

Max zbudził się cały zlany potem. Przerażony tym co widział. Czuł jak serce mu wali, a potem jakby umiera. Była duszna noc. A on miał najdziwniejsze przeczucie w swoim życiu. Ale powtarzał sobie "To tylko sen, tylko sen". Nie był tego pewien. A może Liz go zdradziła i to z najlepszym przyjacielem? Bał się o tym pomyśleć. I wtedy usłyszał czyjś kojący głos:


Maxwell? Coś się stało?

Obrócił głowę. Tuz przy nim leżała Liz. To była na pewno ona. Czuł ciepło jej ciała, zapach skóry. Widział ogniki w jej oczach, te piekielne ogniki, które tak przyciągały. Spojrzał na jej anielską twarz. Zrozumiał, ze ona nigdy by mu tego nie zrobiła. Otulił ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się i powiedział spokojnie:


Nic się nie stało Liz. To tylko sen. Śpij spokojnie.


Max...- ponownie w jego uszach zadźwięczał jej głos – Byłeś naprawdę wspaniały. Dziękuję.

Max uśmiechnął się i musnął dłonią jej twarz. Poczuł jej miękką i gładką skórę. Odpowiedział półszeptem:


Nie. To ja ci dziękuję. Za to, że jesteś ze mną.




THE END



Wersja do druku