Liz

Gość (3)

Poprzednia część Wersja do druku

...Dani schowała się za plecami Maxa. Wszyscy patrzyli ze zdziwieniem na Tess, która nic nie rozumiała. Jedynie Kyle zareagował. Podszedł do Tess i powiedział:

— Hej!

— Hej. Co się dzieje?

— Nic. Zabieram cię do kina. Co ty na to?

— Chętnie.
Kyle sprytnie postąpił. Wiedział, że to jedyny sposób by Dani się uspokoiła.
Gdy tylko wyszli, Dani zasiadła z powrotem na krześle. Wszyscy czekali aż coś powie. Nie musieli długo czekać.

— Dani co się stało? -zapytała Liz

— Mówiłam wam, że Rath i Loonie mnie chronili.

— No tak.

— Oni mnie bronili przed Avą. A kiedy Tess tu weszła, to myślałam, że to Ava mnie znalazła.
Zdumienie kosmitów nie miało granic. Czemu niby miałaby chcieć zabić ją. Co takiego zrobiła. Dani doskonale wiedziała o czym oni myślą. Uprzedziła ich pytania swoją wypowiedzią.

— Ava kochała Zana. I była zazdrosna. Była wściekle zazdrosna o mnie. Chciała mnie zabić. Kiedy Zan był w pobliżu, była całkiem miła. Zachowywała się normalnie i nawet odnosiła się do mnie z szacunkiem. Ale kiedy tylko miała okazję, to chciała się mnie pozbyć. Na szczęście Rath i Loonie mnie bronili. Są jacy są, ale wiedziałam, że mogę im zaufać. Kiedy Zan zginął wszystko się uspokoiło... Mam nadzieję. Ale wciąż żyję strachem, że ona mnie znajdzie.

— Ale przecież już nie ma o co być zazdrosna. -powiedział Michael

— A jeśli się dowie... -zaczęła z przerażeniem Liz

— To mnie zabije. -powiedziała Dani

— Dowie o czym? -Issy się zdenerwowała

— O dziecku. -powiedziała bezpośrednio Maria

— Dziecku? -reakcja kosmitów była zaskakująca

— Tak. -przyznała Liz -Dani jest w ciąży z Zanem.
Max spojrzał na Dani, a ta potwierdziła to skinieniem głową. Kosmici byli w totalnym szoku. Maxa jednak trapiło coś jeszcze. Miała wrażenie, że skądś zna Dani. Czuł coś do niej. Ale coś troszkę obcego. Może to przez to, że w sumie była ukochaną jego sobowtóra? Miał wrażenie, że musi jej jakoś pomóc.



* * *
Dani postanowiła iść na spacer. Wieczór już otulił miasto. Spacerowała spokojnie chodnikiem, gdy nagle ktoś do niej podbiegł. To był Max. Widać było, że cos go trapi. Zatrzymała się i zerknęła na niego.

— Dani... -powiedział łapiąc oddech

— Zan... -uśmiechnęła się -Przepraszam... Max.

— Nic nie szkodzi. -on tez się lekko uśmiechnął -Chciałbym porozmawiać.

— Jasne.

— Właściwie... to jaki był Zan?

— Zan? -Dani uśmiechnęła się na samą myśl o nim -W sumie to jesteście bardzo podobni. Nie tylko zewnętrznie. Chociaż macie te same oczy. Tajemnicze, majestatyczne. Przesycone gwiazdami i ciszą. Ale obaj jesteście niesamowicie opanowani i spokojni. Przy Zanie czułam się bezpiecznie. I musze przyznać, że przy tobie też się tak czuję.

— Dani. Chciałbym ci jakoś pomóc...

— Pomóc?

— Tak. To dziecko jest jakby moje. W pewien sposób. Chcę, żebyś wiedziała, że będę przy was i zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. I ty i dziecko.

— Max. -uśmiechnęła się -Dziękuję. Wiem, ze zawsze będziesz blisko. To wspaniałe móc polegać na innych. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela.

— Przyjaciela? Nie to miałem na myśli...

— Wiem. Ale ty masz Liz. Kochasz ją, a ona ciebie. Potrzebujecie się. Max... To ją uzdrowiłeś a nie mnie. To do niej należysz, tak jak ja do Zana. Zrozum, ze jesteś bardzo podobny do niego, ale nie jesteś nim. Nie jesteś Zanem, więc to tez nie twoje dziecko. Ale jako przyjaciel bardzo mi się przydasz.
Max pochylił się i lekko cmoknął ją w policzek. Potem obrócił się i poszedł przed siebie. Dani skręciła w uliczkę koło parku. Tymczasem w parku siedzieli Issy i Michael. Rozmawiali:

— Nie ufam jej.

— Czemu? -dziwiła się Isabel -Przecież po co miałaby kłamać?

— A jeśli jest Skórem?

— Michael. Jesteś przewrażliwiony.

— Ta... A może mogłabyś to sprawdzić? Wniknąć do jej umysłu czy coś.

— Nie. Po pierwsze nie wiadomo kim jest. Jeżeli jest kosmitką, to jej umysł nie koniecznie jest przyjazny, no i nie wiemy jakie ma moce. A po drugie co tam niby miałabym zobaczyć? Michael? Słuchasz mnie?

— Co? Ciii.....Spójrz.
Oboje zerknęli w stronę uliczki, w którą właśnie skręciła Dani. Tuz za nią szła Tess. Ale nie wyglądało na to, że chce porozmawiać czy coś. Isabel i Michael poszli tam również. Dani zatrzymała się, schyliła i zawiązywała sznurówkę. W tym czasie Tess stanęła w pewnej odległości. Issy szturchnęła Michaela i wskazała palcem na gobelin kamienicy, który zaczął się obsuwać w dół wprost na Dani. Michael skoczył i odepchnął Dani, a Isabel powstrzymała upadający kawał ściany. Dani spojrzała na nich, a potem w głąb uliczki. Tess już tam nie było.


* * *

— Ona chciała ją zabić. Ewidentnie.

— To niedorzeczne. -Max nie dowierzał -Po co miałaby to robić?
W tym momencie do Crashdown z zaplecza weszła Dani. Ostentacyjnie usiadła na krzesełku i zmierzyła wszystkich wzrokiem. Westchnęła i powiedziała:

— Bo boi się, że powiem wam cos czego w jej mniemaniu nie powinniście wiedzieć.

— Co? -zdziwił się Michael -O czym ty mówisz?

— No cóż... Ava chciała mnie zabić, bo bała się, ze zabiorę jej Zana. Dla Zana to ja byłam jego przeznaczeniem a nie ona. Chodzi o to, ze Zan dowiedział się o czymś co rujnowało jej plan.

— O czym ty mówisz?

— O tym, że Zan i Ava nie byli sobie przeznaczeni.

— Więc... -zaczęła Liz

— Wiec Max i Tess tez nie są. Ava oraz Tess nie należą też do Królewskiej Czwórki. Zostały umieszczone w inkubatorach w ostatniej chwili i to przez Kivara. Wasz opiekun. Jak wy go nazywacie? A...Nasedo. on podpisał pakt z Kivarem. Na jego mocy Ava i Tess miały sprowadzić Królewską Rodzinę na Antar i tam wydać w ręce tego tyrana. Tylko, że Zan się o tym dowiedział i chciał zabić Avę. Ale ona była szybsza.

— Szybsza? -Liz się zdziwiła -To Loonie i Rath go zabili.

— Loonie i Rath są jacy są i nie zmienią się. Ale kochali Zana. To Ava go zabiła, a potem opowiedziała ci tę urocza historyjkę. Zabiła Zana. Teraz zabije mnie.

— Ale czemu ma zabić ciebie? Przecież jesteś jej nie potrzebna.

— Nie o to chodzi. -wyjaśniała Dani dalej -Nosze w sobie dziecko Zana. Dziecko Króla Antaru. Będzie ono prawowitym następcą tronu i będzie mogło pokonać Kivara i domagać się praw do tronu. A to Kivarowi nie na rękę. Musi zabić dziecko, więc musi zabić mnie.

— Więc jeżeli Ava dowiedziała się gdzie jesteś... -zaczęła Isabel

— To z pewnością znalazła Tess i zawarła z nią porozumienie. -dokończył Michael -W takim razie...

— Już jestem martwa.

— Nie do końca. -odezwał się ktoś z boku


* * *
Dani wstała z krzesełka i spojrzała w stronę drzwi. Rozpromieniła się i podeszła tam. W drzwiach stali Rath i Loonie. Rath uściskał mocno Dani, poklepał po plecach i zapytał:

— Jak się czujesz Miodzio?

— Dzięki. Dobrze. -uśmiechnęła się
Loonie chwyciła ręce Dani i przyciągnęła ją lekko do siebie:

— Hej! Wiesz, że nie lubię ckliwości i czułych powitań. -mrugnęła porozumiewawczo do Dani, a ta roześmiała się -Jak tam?

— Ok.

— A dzidziuś?

— Tez dobrze. -powiedziała Dani dotykając dłonią brzucha
Pozostali zgromadzeni w Crashdown wstali. Dani obróciła się i powiedziała:

— Wy się chyba już znacie, co?

— Tak jakby. -powiedział Rath

— Dobra. -ucięła Loonie -Miło było. A teraz pakuj się Miodzio, bo zabieramy cię do domu. Chyba, ze ktoś ma coś przeciwko.

— Owszem mamy. -powiedział Max -Nie ufamy wam. Dani nigdzie nie pojedzie.

— Słuchaj no...chłopczyku. -powiedziała Loonie podchodząc do niego -Nie będziesz mi tu rozkazywał. Jedyną osobą, która może odmówić jest Dani. Więc mi lepiej nie wchodź w drogę, bo zrobię się niemiła.

— Skąd mamy wiedzieć, że ją ochronicie? -zapytał Michael

— Może chcecie ją wydać Avie? -zapytała Liz

— Słuchaj szatyneczka... Ja nie zadaję się z różowymi małpiatami w podartych rajstopach. Rozumiemy się?

— Nie bardzo. -zakpił Michael

— Wyluzuj ziomal. Zabieramy ją do kogoś, kto zawsze będzie ją chronił. -wyjaśnił Rath

— Czyli? -dopytywała się Maria

— Do Zana...
Zapanowała cisza. Dani obróciła się na pięcie i spojrzała ze zdziwieniem na przybyłych. Oczy jej się zaszkliły. Zapytała:

— Do Zana?... Ale on...nie żyje...

— Nie do końca. -powiedział Rath

— Zan żyje. -wyjaśniła Loonie -Musieliśmy upozorować, ze zginął. On chciał cię chronić, a wiedział że Ava będzie chciała cię zabić dopóki jesteś z nim i odkąd on wie. Pomyślał, że jeżeli ta zdzira uwierzy, że nie żyje, ty wrócisz do domu a ona da ci święty spokój. Ale nie przewidział, że dowie się o dziecku.

— Więc...on żyje...- na ustach Dani pojawił się uśmiech

— Tak. I zabieramy cię do niego.


* * *
Pojechali wszyscy na pustynię. Loonie i Rath zniknęli miedzy skałami. Dani tymczasem żegnała się ze wszystkimi. Najpierw Kyle:

— Kyle! Kto wie, czy gdybym nie spotkała Zana, to ty nie byłbyś moim ukochanym? Dzięki za wszystko. Żegnaj.
Potem Maria:

— Maria De Luca! Będzie mi brakowało twojego poczucia humoru i sarkazmu. Pilnuj swojego miśka i trzymaj się! Pa!
Nadeszła kolej na Michaela i Isabel:

— Michael, Issy. Dziękuję wam za uratowanie życia. Gdyby nie wy... Dzięki.
Liz roniła łzy:

— Liz. Jesteś najlepsza przyjaciółką i kuzynką jaką miałam. Dziękuje ci za wszystko. Za dobre serce i cierpliwość. Obiecuje, że się kiedyś spotkamy.
Max czekał nieruchomo:

— Max. Jesteś wspaniały. Zrobiłeś dla mnie więcej niż powinieneś. Dziękuję ci. Wiem, ze zawsze na ciebie mogę liczyć. Opiekuj się Liz i nie daj jej skrzywdzić. -przytuliła go i zażartowała -A jeśli dowiem się, ze ją zraniłeś, to wrócę tu i cię zabiję.
Otarła dłonią łzy. Poczuła, ze ktoś stoi za nią. Obróciła się. To był Zan. Przytulił ją mocno, jakby już nigdy miał jej nie wypuścić z ramion. To było jak powrót zza grobu. Kiedy oderwali się od siebie, Zan powiedział, że nie ma się czego obawiać, bo Ava nie żyje. Maria zapytała co oni mają zrobić z Tess. W odpowiedzi usłyszeli, ze nie musza już nic. Tess wróciła na planetę, bo została zdemaskowana. Kivar kazał jej wrócić. Nowojorczycy obrócili się i zniknęli między skałami. Pozostali z ulgą spojrzeli na siebie...

Poprzednia część Wersja do druku