moniczka

Let Me Love U (3)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Część 3


,,Max?” Zapukała do drzwi jego pokoju, uśmiechnęła się gdy usłyszała grający telewizor. Poprawiła sweter. Włożyła swój ulubiony ciemnoczerwony. Podkreślał jej cerę, która wyjaśniała odkąd wyjechała z Roswell. Włosy zostawiła rozpuszczone, nałożyła na nie wosk do stylizacji, który dostała od Marii. Uważała, że wosk ten nadawał jej włosom sexownego wyglądu. Uśmiechnęła się dobrze wiedząc, że Max najbardziej lubił ją w rozpuszczonych włosach. Włożyła swoje długie kolczyki, które zwracały uwagę na jej gołą szyję i czarne spodnie. Elegancko, lecz nie przesadnie.
,,Max?” Otworzyła delikatnie drzwi nie słysząc jego odpowiedzi. Pomyślała sobie, że może wyszedł z pokoju i zapomniał wyłączyć telewizora. Weszła do środka i zatrzymała się gdy zobaczyła jego plecy. Stał do niej tyłem na balkonie z rękami w kieszeniach, patrząc za okno.
Uśmiechnęła się na ten widok. Stała tak przyglądając mu się, jego czarny płaszcz wyróżniał się na tle białego śniegu. Płatki śniegu spadały mu na głowę, mieszały się z włosami i znikały. Zamknęła oczy aby dokładnie zapamiętać tą scenę, będzie to dla niej wspaniałe wspomnienie gdy Max wyjedzie. Podeszła do niego czując bijące od niego ciepło pomimo zimna z zewnątrz.
,,Nigdy nie widziałem takiego śniegu.” Powiedział głosem pełnym zdumienia. Uśmiechnęła się, wzięła go za rękę i zaprowadziła z powrotem do pokoju.
,,Zobaczysz go więcej w ciągu tygodnia. Teraz, umieram z głodu.” Uśmiechnęła się lecz uśmiech zniknął z jej twarzy gdy zobaczyła wyraz jego twarzy.
,,Wyglądasz wspaniale.” Powiedział gdy obejrzał ją od góry do dołu, później spojrzał na siebie.
,,Mam nadzieję, że ten golf i sweter nie jest zbyt nieelegancki.”
,,Nawet nie potrzebujesz swetra.” Pomogła mu go zdjąć.
,,Właściwie włożyłem go ponieważ jest mi zimno.” Roześmiał się, a ona przewróciła oczami w rozbawieniu.
,,Ok., mój płaszcz jest na dole. Więc chodźmy.” Złapała swój czarny płaszcz i zaśmiała się, gdy zobaczyła że ubrani są prawie identycznie pomimo jej czerwonego swetra.
,,Mówiłam Ci już, że masz świetny gust? Co się stało?” Zapytała za złośliwym uśmiechem gdy zakładała rękawiczki i szal.
,,Isabel powiedziała mi że swetry w serek i jeansy są dobre dla licealistów, ale jeżeli będę pokazywał się w takich ciuchach wśród dorosłych wyrzeknie się mnie. Zabrała mnie na zakupy i od tamtego czasu sam kupuje również takie rzeczy.” Wzruszył ramionami po czym założył drugą skórzaną rękawicę.
,,Wyglądasz wspaniale w czarnym.”
,,Tak uważasz?”
,,Tak, prawie jak ...James Bond, Johnny Deep, typ prawdziwego Anglika.”
,,Co?” Zaśmiał się i tym razem to ona wzruszyła ramionami w rozbawieniu. Czuła się wspaniale. Zajęło jej godzinę lub dwie otrząśnięcie się z szoku jaki Max zafundował jej tego popołudnia. Zdążyła nawet ułożyć sobie listę z pytaniami odnośnie tej nowej tajemniczej kobiety. Ale na to miała czas. Mieli cały tydzień. Na razie chciała się nim po prostu nacieszyć.
Przyjechali do restauracji i Max spojrzał na napis nad drzwiami.
,,Czerwona papuga?”
,,Mają tutaj wspaniałe jedzenie. I jest bardzo blisko jednego z miejskich kamieni granicznych. Najpierw zjemy, a potem przejdziemy się. Ok.?”
,,Cokolwiek powiesz.” Uśmiechnął się i otworzył drzwi aby ją przepuścić. Natychmiast zapach jedzenia i ciepło sprawiły, że poczuła się przytulnie. To właśnie uwielbiała w tym miejscu, wygody miasta i uczucie małego miasteczka.
,,Liz, skarbie, jak się masz?”
,,Świetnie Jamie, a co u Ciebie?”
,,Dobrze, dobrze. Jak Maria?” Uśmiechnęła się gdy spojrzała w niebieskie oczy stojącego przed nią mężczyzny. Ona do Ciebie nie zadzwoni Jamie. Chciała mu powiedzieć, Maria nigdy nie była zainteresowana, chciała tylko pochodzić na parę randek, aby mieć co robić w Newport.
,,Gdy ostatnio z nią rozmawiałam miała się świetnie.”
,,Przyjeżdża na święta?” Zapytał i wziął do ręki ich menu i poprowadził ich do czekającego na nich stolika.
,,Ja nie... um... może. Muszę z nią o tym porozmawiać.”
,,Powiedz jej żeby do mnie zadzwoniła gdy przyjedzie.” Spojrzała na Maxa, który tylko się uśmiechał. Odwróciła się do Jamiego gdy siadali przy stoliku.
,,Ja ... powiem. Zdecydowanie powiem.”
,,Wasz kelner zaraz do was podejdzie.” Gdy odszedł, Liz odetchnęła głośno. Biedny Jamie.
,,Nawet nie zauważył, że byłem z tobą.” Powiedział Max z nutką rozbawienia w głosie.
,,Tak, gdybyś nie wiedział, nadal marzył o Marii, która a propo nigdy do niego nie zadzwoni.”
,,Domyśliłem się.” Oboje roześmieli się i zaczęli przeglądać menu.
,, A więc mamy lata do nadrobienia. Listy nie są moją ulubioną drogą komunikacji. Nie zawsze możesz czytać pomiędzy wierszami. Gdzie chcesz zacząć?” Spojrzała się znad swojej karty aby zobaczyć co robi. Nadal przyglądał się swojej karcie, aż wreszcie podniósł na nią wzrok.
,,Nie myślałaś, że będziemy tylko rozmawiać o mnie, prawda? Nie jestem szczególnie zainteresowany moim życiem Liz, wiem co się w nim dzieje. Chcę wiedzieć co się dzieje w twoim.”
,,Co chcesz wiedzieć?” Zapytała ostrożnie, obawiając się że wie dokąd zmierzają jego pytania.
,,Na początek, co się stało z tamtym facetem? Jak miał na imię, umm, Antonio?”
,,Nie jesteśmy już razem.”
,,To oczywiste Liz, sama mi to powiedziałaś. Chcę wiedzieć dlaczego. Z wszystkich twoich listów wynikało, że jest wspaniałym facetem i dokądś razem zmierzacie. Nagle czytam takie zdanie: Antonio i ja rozstaliśmy się. Później już o nim nie wspomniałaś. Chcę wiedzieć czemu.” Spojrzała w dół gdy przyszedł kelner z dwoma kubkami wody.
,,Dzień dobry, witam w Czerwonej Papudze. Może jakieś drinki na początek?”
,,Um, tak. Chciałabym Śnieżną Małpę w kokosowej zamieci.” Uśmiechnęła się i spojrzała na drugą stronę stolika na przerażoną minę Maxa.
,,Chcesz....., jaką małpę?”
,,To drink głuptasie. Zamawiaj.”
,,Um.... chcę Czerwoną Papugę ,,1800” Margaritę.”
,,Ok., zaraz wracam.”
,,Ten drink z małpą brzmi dziko.”
,,Jest ciepły. Jest przygotowany z likieru bananowego, rumu Malibu, gorącej czekolady i bitej śmietany.” Oblizała się na samą myśl.
,,Brzmi dobrze.”
,,Bo jest dobre.” Uśmiechnęła się i spojrzała w dół gdzie bawiła się serwetką.
,,A więc Antonio.”
,,Słuchaj Max, nie bierz tego do siebie, ale naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.” Szybko powiedziała i znowu utkwiła wzrok na swoich rękach leżących na kolanach, mając nadzieję, że nie będzie dalej drążył.
***********************************
Obserwował ją bardzo dokładnie. Coś musiało się wydarzyć, zaczął analizować całą tą sytuację, aż poczuł że krew się w nim gotuje. Cokolwiek ten palant zrobił aby ją zranić, będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Maxem Evansem. A Max Evans nie był delikatny, gdy chodziło o kogoś bliskiego.
,,Naprawdę zasmakuje Ci to co zamówiłeś, jedzenie jest super.” Powiedziała, przerywając panującą pomiędzy nimi ciszę. Nie zdawał sobie sprawy, że tak długo był cicho, zatopiony w myślach.
,,Liz, proszę porozmawiaj ze mną.”
,,Słuchaj Max, zarówno ty jak i ja wiemy, że zawsze miałam szczęście do mężczyzn, którzy okazywali się łajdakami. Po prostu nie podejrzewałam że nasz związek będzie poważny.”
,,Ale był.” Przechylił się w jej stronę i spojrzał jej głęboko w oczy.
,,Po prostu, nie byłam odpowiednią kobietą dla niego, szukał kogoś innego.”
,,Co on zrobił Liz?”
,,Nawet nie chciałam się angażować, to było takie zaskoczenie...”
,,Liz.” Powiedział stanowczo i spojrzał w dół sfrustrowany. Znowu zaległa pomiędzy nimi cisza, Max spojrzał na Liz. Jej oczy także utkwione były na blacie stołu, lecz wyraz twarzy poważny.
,,Przyłapałam go jak spał z jakąś kobietą dopiero co poznaną w barze.”
,,Nakryłaś go ?!”
,,Tak. Weszłam i zobaczyłam jak to robią... w moim pokoju hotelowym.”
,,Co za s...”
,,Jak już mówiłam... nie chcę o tym mówić, ponieważ to już za mną.” Patrzała mu prosto w oczy. Widział ból, który czaił się w niej, pomimo jej słów.
,,Zasługujesz na kogoś lepszego niż on Liz.”
,,Myślę, że wstrzymam się z jakimikolwiek związkami na jakiś czas, skoncentruję się na moim biznesie.” Kelnerka podeszła i podała im drinki i jedzenie.
Zaczęli jeść, na początku w ciszy. Co jakiś czas Max patrzał na nią i widział jej złamane serce, które ten palant zostawił. Dlaczego to przegapił? Wziął głęboki oddech aby się uspokoić i wziął kolejny kęs. Miała rację, jedzenie było przepyszne.
,,Liz... masz 25 lat. Jesteś piękna, mądra...”
,,Max, przestań.”
,,Posłuchaj mnie. Jesteś piękna, mądra, masz wspaniały biznes, który odniesie sukces. Jesteś najmilszą i najuczciwszą osobą jaką spotkałem. Nie ma powodu, dla którego nie miała byś być w zdrowym i dobrym związku.”
,,Tak, hm, faceci są beznadziejni.” Popatrzyli się na siebie przez chwilę, a potem wybuchnęli śmiechem.
,,Rozumiem że to była Maria i śnieżna małpa przemawiające przez Ciebie, więc to zignoruję.” Uśmiechnął się, gdy zaczęła się śmiać. Wziął ją za rękę. ,,Poważnie, nie oceniaj wszystkich, tylko dlatego że jeden był draniem. Będzie jeszcze w twoim życiu mężczyzna, który nie będzie widzieć świata poza tobą. Obiecuję.”
,,Lepiej niech się pospieszy, mój zegar biologiczny tyka.”
,,Znowu słyszę w tym Marię. Musisz przestać spędzać czas z tą kobietą, ma na Ciebie za duży wpływ.” Znowu roześmieli się i dalej kontynuowali jedzenie.
W połowie posiłku podniósł wzrok, ponieważ poczuł jej intensywne spojrzenie. ,,Co?”
,,Było tyle chwil, w których marzyłam abyś tu był. Abym mogła się do Ciebie przytulić. Czułam się taka samotna. Na szczęście Maria nigdy nie była zbyt daleko... ale bez Ciebie i Alexa, no i z rozkręcającą się karierą Marii... czasami czułam jakbym nie miała się do kogo zwrócić.”
,,Źle myślałaś.”
,,Wiem.”
,,Zawsze będę przy tobie. Niezależnie od tego jak daleko będziemy.”
,,Ale nie zawsze będziesz. Teraz kiedy się żenisz Max, chcę abyś zrozumiał że nasze stosunki się zmienią. Teraz ona będzie twoją najlepszą przyjaciółką. Nie chcę aby sytuacja stała się dziwna i nie chcę znajdować się pośrodku tego wszystkiego. Nadal tu będę gdy będziesz mnie potrzebował, ale... będę na dystans.”
,,Liz...”
,,Nie , tak będzie. Przestań już. Zawsze będziemy przyjaciółmi, ale jesteśmy już dorośli Max. Dni gdy nocowaliśmy u siebie i gadaliśmy do rana skończyły się. Musimy zacząć zachowywać się jak dorośli.”
,,To ty chcesz być racjonalna.” Zaśmiał się. Liz zawsze chciała wszystko przemyśleć i wyjaśnić. Były chwile, gdy doprowadzało go to do szału. Właśnie mógłby ten raz też zaliczyć do tego szału, zwłaszcza ponieważ miała rację.
,,Wszystko jedno. Koniec z tym tematem. Jedz.” Uśmiechnął się i kontynuował jedzenie, rozkoszując się czasem spędzonym z Liz, jednocześnie zaczął obawiać się momentu, w którym będzie musiał się z nią rozstać.
Po skończonej kolacji, podążył za nią w zimną, ciemną noc. Powietrze pachniało lekko morską wodą, bryza była orzeźwiająca, pomimo śniegu. Uśmiechnął się rozkoszując się poczuciem jakie wzbudzało w nim to miasto. Wiedział już dlaczego Liz tak bardzo kochała to miejsce.
,,Chodźmy.” Wsiedli do jej srebrnej Toyoty. Zaśmiał się wsiadając.
,,To dziwne, patrzeć jak prowadzisz.”
,,Hej, tylko dlatego że Maria zawsze mnie wszędzie woziła nie oznacza, że nie potrafię jeździć. Poza tym, ona miała Jettę, więc ona prowadziła. Jej matka zabiłaby którekolwiek z nas gdybyśmy ją rozbili.”
Przytaknął podczas podróży w cichą noc. Jechali chwilę w przyjaznej ciszy a on analizował całą ich dotychczasową rozmowę. Dużo stracił, ale nie pozwoli jej nadal samej cierpieć. Nagle jej głos wdarł się w jego myśli.
,,To jest Uniwersytet Rhode Island.” Uśmiechnęła się i spojrzała na niego. ,, Przeniosłam się tutaj na trzeci rok z Harwardu. Po prostu chciałam czegoś mniej wystawnego.” Przytaknął jej. Rozejrzał się dookoła po świecie, który był częścią jej życia od prawie pięciu lat. Przypomniał sobie ostatni raz, gdy widział Liz, właśnie skończyła studia. Jej zmęczony wyraz twarzy towarzyszący jej w Harwardzie zniknął. Wyglądała na zrelaksowaną i szczęśliwą.
,,Jesteśmy na miejscu.” Powiedziała i zaczęła wysiadać z samochodu. Max wysiadł, rozejrzał się naokoło pustego parkingu i znowu na Liz. Czy ona zwariowała?
,,Um... czyli?”
,,Chodź.” Złapała go za rękę. Podeszli do końca małego parkingu i w dół po krętych, kamiennych schodach. Na dole doszli do ścieżki, którą podążyli parę metrów, aż Max zobaczył roztaczający się przed nimi widok.
Księżyc był w pełni, świecił jasno i odbijał się w wodzie. Odbicie to kurczyło się podczas każdego ruchu wody. Spojrzał w dół na masę kamieni i naokoło siebie na otaczający ich śnieg i murowaną dróżkę. To miejsce było jak nieprawdziwe. Prawie jak z jakiegoś filmu.
,,To jest moje ulubione miejsce na świecie. To jest słynna Droga Klifowa, główna atrakcja Newport. Tu jest pięknie przez cały rok i jest pełne turystów prawie non stop. Ale późno w nocy, jest po prostu oazą spokoju.” Uśmiechnęła się, spojrzała w górę i oparła się o małą kamienną ściankę. ,,Czy to nie jest piękne?”
Spojrzał na nią, na sposób jaki jej włosy unosiły się na wietrze, jak jej długie kolczyki poruszały się i zaczepiały o szalik. Widok koloru jej skóry, na tle blasku księżyca i oświetlona przez niego był przepiękny. Nigdy nie widział niczego takiego.
,,Tak, jesteś.”
,,Co?” Odwróciła twarz w jego kierunku, jej oczy patrzały na niego z zaciekawieniem. Co on przed chwilą powiedział?
,,To jest niesamowite.” Szepnął i lekko się uśmiechnął, próbując utrzymać serce pod kontrolą.



Buuuu. Jason zajęty, nie będzie już z Shiri ;(. KOmenty do opowiadanka mile widziane. :)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część