Hotori

Perły Pamięci (7)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część



Khivar delikatnie przejechał językiem po szyi Vilandry i lekko szczypiąc zębami płatek jej ucha , mruknął :

— Jesteś pewna, że twoi nadgorliwi bracia nie wtargnął tu za moment z hordą wojska ?
Vilandra niczym rozochocona kotka potarła policzkiem o nagą, idealnie zbudowaną pierś kochanka.

— Mówiłam ci już, że zamknęłam wejście na cztery spusty. Poza tym jesteśmy w tylnym skrzydle zamku. Tu rezyduje tylko służba- odpowiedziała cichym szeptem i jej dłoń powędrowała w kierunku zamka od spodni- Czy możemy skupić się na sobie ?
Ponownie roześmiał się, a jej rozogniły się oczy. Ta żądza…jeszcze nigdy nie drżała tak pod dotykiem mężczyzny. Ten jego wyrachowany, fikuśny uśmiech. Głos naładowany władzą i zdecydowaniem, chropowatą głębią dźwięków. Musiał być już z wieloma , bo naprawdę wiedział, co robić z ciałem kobiety. Jak je zachęcić, jak rozbudzić najdziksze, najbardziej szalone pragnienia.

— Zaraz się tobą zajmę niegrzeczna księżniczko- obrócił ją ku sobie.
Nie spuszczając z niej wzroku, pomału i zwinnie manipulował przy sznurówkach gorsetu. Kiedy ostatni supełek puścił , zaczął ściągać górę sukni z taką pasją jakby patroszył zwierzynę.

— Pocałuj mnie- poprosiła , gdy poczuła nagość swoich białych, mlecznych piersi.
Khivar lekko musnął jej wargi, lecz zanim zdołał zainicjować głębszy pocałunek, coś zazgrzytało w zamku i w progu stanął Rathis.
Vilandra wydała z siebie głośny i krótki pisk , zasłaniając swój negliż poduszką , a Khivar gwałtownie wypuszczając jej rozgrzane ciało z rąk, spojrzał wściekle na Ratha.

— Co to ma znaczyć ? – rzucił dość bezczelnie, już bez ogródek.
Ale Rath był znacznie bardziej rozjuszony. Nozdrza rozszerzyły mu się jak u nieoswojonego lwa, ryczącego, gotowego do walki. Jego oczy ciemniały z sekundy na sekundę, a dłonie zacisnęły się na tyle mocno, że widać było odpływającą z nich krew.

— Wybacz Panie…-wyspał ledwo panując nad sobą- Ale to ja powinienem zadać to pytanie.
Khivar natychmiastowo przybrał swoje barwy wojenne, przywołując na twarz kpiący uśmiech.

— Obawiam się, że muszę wyprosić stąd jaśnie pana – stwierdził Rath.
Khivar machnął niedbale dłonią i wcale się nie śpiesząc, podszedł do fotela na którym spoczywała jego koszula. Wziął ją , ale zanim opuścił pokój schadzek zatrzymał się tuż przy twarzy Ratha.

— Księżniczka poprosiła żebym pomógł poluzować jej gorset, bo strasznie ją cisnął- powiedział- Chciałem okazać pomóc.
Gdy wychodził w uszach Ratha wciąż brzęczał jego usatysfakcjonowany śmiech. Nareszcie zostając z Vil sama na sam, Rath po porostu pozieleniał ze wściekłości. Jego oczy wciąż wbite były w rozsznurowane zapięcie gorsetu , w poduszkę, którą podciągała pod samą brodę …to nie pozostawiało żadnych wątpliwości. I gdy Rath wyobrażał sobie co się tutaj działo zanim wszedł, piekł go każdy nerw.

— Nie wybaczę ci tego !- rzuciła Vil z histerią , a spod jej powiek wypłynęły dwie , niekontrolowane łzy- Jak długo jeszcze będziecie odgrywać moje przyzwoitki !?
Rath nie poruszył się jednak. Stał tak jak stanął, gdy zastał go widok obmacującego ją…i to właśnie ją…księżniczką najzacniejszego rodu, pod tym dachem, jak on w ogóle śmiał…! Jak śmiał…Już on za to zapłaci !

— Nie spotkasz się z nim więcej- powtórzył tępo- Nigdy więcej i ja tego dopilnuję. Nawet nie zbliżysz się do niego na odległość metra.
To powiedziawszy chciał wyjść, ale Vilandra rzuciła się wówczas do jego stóp ze spazmem, niedbale naciągając gorset na właściwe miejsce.

— Rath, Rath…nie rób mi tego…on jest…on jest inny od wszystkich !- zapewniła w gorączce.
Młody dowódca spojrzał w dół na jej twarz i ten widok wstrząsnął nim do głębi. Oto Vilandra- zawsze wyniosłą i dumna , zawsze niezależna i odważna, zawsze obstająca twardo przy swoim, ta, która deptała serca bez litości i uczuć, ta do przed którą klękali. I oto ona klęczy teraz , i leje łzy, i błaga…Czy to była ta sama kobieta co jeszcze przed paroma godzinami ?

— Inny niż wszyscy !- wybuchnął , cofając się od drzwi- Znam mężczyzn lepiej niż ty, bo nim jestem i zapewniam cię, po tym co tu zobaczyłem, że jest dokładnie taki sam jak wszyscy !
Vilandra pośpiesznie otarła łzy i wydęła policzki.

— Spotkam się z nim ! Będę się z nim spotykać kiedy tylko moja dusza zapragnie !- i tak konkludując, zatrzasnęła drzwi tuż przed nosem Rathisa.



Oficjalne przedstawienie sobie Zana i Avy odbyło się niedługo potem w kaplicy przyzamkowej, podczas zamkniętej ceremonii tylko dla ścisłego grona szlachty i rycerstwa Antaru, a także rodziny zainteresowanych. Był więc Zan, Vil, Rath, a także prócz Avy- jej brat-Khivar. Pozostali goście bawili się jeszcze w komnatach, które biły światłem na wszystkie strony świata albo pospali się z przejedzenia.
Rath nie ukrywał zdezorientowania i irytacji, gdy Zan wstąpił do kościoła z błogą miną anioła, w zupełnie nowym stroju i ochoczo przyjął dłoń swej przyszłej małżonki. Widział, że Vil także zdębiała na widok tak radykalnej zmiany podejścia młodego księcia do tych „dyplomatycznych” , wstępnych zaślubin.

— Podajcie sobie ręce- przemówił kapłan i opiekun Świętego Ognia .
Młodzi uczynili to bez wahania, a duchowny przepasał ich złączone dłonie popielatą wstęgą.

— Oto węzeł miłości i wierności, który od tej pory łączy królewską parę i czyni z niej narzeczeństwo, a z Reevandolu i Notosu czyni oblubieńca i oblubienicę . Oto gołąb z jastrzębiem wracają do wspólnego gniazda.
Po tych słowach zabrzmiały uroczyste surmy i młodzi wraz z rodzinami wylegli na dziedziniec. Ciekawscy skupili się tam czekając na otwartą część ceremonii i gratulacjom nie było końca.
Z pierwszym promieniem słońca, który połaskotał ziemię wstawał nowy dzień.


Goście balowi opuścili życzliwą posiadłość Renvaldich dopiero koło południa i na ten moment przed samym zamkiem uczynił się niesamowity rejwach. Karety objuczone podarkami ciężko toczyły się po wybrukowanych alejkach . Wreszcie kiedy ostatni gość zniknął za murami , można było przystąpić do spokojnego sprzątania po całodobowej niemal fecie.
Podczas gdy więc służba krzątała się w pocie czoła, Zan i Rath wybrali się na konną przejażdżkę wzdłuż Run-Raju. Zan był zupełnie odmieniony od wczorajszej nocy. Nadawał non-stop, radość i szczęście były wypisane na jego twarzy. Przeciwnie Rath –kołysał się na koniu milczący i posępny, miał zmęczoną i zestresowaną minę.

— Na Miłość Boską , powiedz, że coś !- wołał wesoło Zan- Czy nie jestem szczęściarzem ?! Kobieta, którą pokochałem od pierwszego wejrzenia, właśnie ona !
Rath pociągnął konia za uzdę i dalej wpatrywał się w dal, przed siebie. Myślał o tym jak fortuna jest zmienna. Jeszcze wczoraj Zan wydawał się przegrany, a on- rozkoszował się swoim życiem. Dzisiaj wyglądało to nieco gorzej dla niego. Vil zapowiedziała , że będzie spotykać się z Khivarem, a kto wie co powie na to Zan, kiedy tamten stał się jego zięciem ? Rath bił się z myślami. Powiedzieć mu o tym zajściu czy nie ? Czuł, że wrze w nim całym, gdy przed oczami stawała mu wczorajsza scena . Nie tylko dlatego, że obchodził go los Vil, ale miał na myśli także –oczywista- politykę. Skórowie wyrznie parli do ścisłego sojuszu personalnego z Renvaldimi, a on upatrywał w tym początku końca królestwa.

— Zan- odezwał się Rath – Muszę ci coś powiedzieć…coś, co raczej nie będzie przyjemne.

— Chodzi o Vilandrę ?- Zan włączył swoją uśpioną czujność.

— Tak. Wczoraj w nocy, kiedy ty spotkałeś Avę…ja nakryłem Vil z Khivarem, w północnym skrzydle…
Nakryłem Vil z Khivarem-tę część Rath wypowiedział tak, jakby miał w ustach co najmniej końskie odchody.

— N a k r y ł e ś ?

— Gdybym przyszedł trochę później, pewnie byłoby po wszystkim…Powiedziałem jej, że ma zakaz zbliżania się do niego. Uważam, że zachował się haniebnie i…

— Chwileczkę. Czy to nie ty mówiłeś o „popuszczeniu smyczy” ?

— Czyżbyś zmienił zdanie i na dobre wszedł w komitywę ze Skórami ?!-Rath podniósł głos.

— Rath, uspokój się…nic takiego nie powiedziałem. Jeżeli Vilandra potwierdzi tę wersję, powiem ojcu i zarówno on jak i ona będą mieli kłopoty. Miewała wiele romansów, ale nigdy nie angażowała się do tego stopnia… ! Poza tym przecież ona w ogóle go nie zna !- Zan zaczynał zarażać się od Ratha pieskim humorem.

— To zupełnie jak ty swojej przyszłej żony – zakpił Rath, ale zaraz dodał poważniej- Wiesz co mnie niepokoi ? Jedna noc, a ona…jakby ją zaczarował.

— Co masz na myśli ?

— Myślę, że on jest niebezpieczny, że gra w coś o czym ona nie ma pojęcia. To pierwszy facet, który nie zabiega o jej względy, a ona o jego ! Dasz wiarę ?! Wiesz co ona mi wczoraj powiedziała ? Że ona jest inny niż wszyscy…
Zan zamyślił się na krótko.

— Musimy z nią pomówić – zadecydował.

— Wątpię czy mówienie coś jeszcze da-Rath tym razem tak szarpnął konia, że ten aż zakwiczał.

— Rath…mogę cię o coś zapytać ?

— Śmiało stary.

— Czy ty kochasz Vilandrę ?
Rath gwałtownie spłonął rumieńcem.

— Oczywiście, że ją kocham. Jesteście dla mnie jak rodzeństwo.

— Nie o takiej miłości mówię, Rath- Zan patrzył pobłażliwie- Mówię o miłości, którą mężczyzna obdarza kobietę.
Rathis poprawił pięty w strzemionach , unosząc się nad grzbiet wierzchowca.

— Kto ostatni przy murach, ten osioł !- powiedział, po czym puścił się galopem prze zielone łąki.


Książę Khivar zwinął pergaminowe dokumenty w dwa , wielkie zwoje i przewiązał je czerwoną wstążką.

— Weź to i jak najszybciej poślij posłańca do Renvaldich- zwrócił się do lokaja stojącego obok biurka – Powiedz mu by oddał to bezpośrednio w ręce księżniczki Vilandry.

— Tak jest, Wasza Wysokość- straszy , siwiejący mężczyzna skłonił się nisko i wyszedł. W skrzydle drzwi minął panienkę Avę, która właśnie szła do swego brata.

— Avo- Khivar podniósł się z rzeźbionego fotela na widok siostry i ujął jej rękę- Witaj. Jak zwykle piękniejesz z dnia na dzień.

— Dziękuję, bracie- Ava rozpromieniła się- Miłość dodaje skrzydeł…także tobie.

— Mnie – w oczach Skóra zaświeciły sztyleciki- A w kim jestem zakochany ?

— Nie udawaj- Ava mrugnęła okiem- Widziałam cię wczoraj z siostrą Zana, księżniczką Vilandrą.
Khivar roześmiał się z wypracowaną egzaltacją i otoczył ramieniem Avę.

— Vilandra…to interesująca kobieta- mruknął.

— Zaledwie interesująca ?

— A może zmieńmy temat na twojego interesującego narzeczonego ?

— Mówiliśmy o nim całą noc !- odpowiedziała cała szczęśliwa – I zapewne jeszcze wiele takich nocy przed nami.
Khivar rozłożył się na skórzanej kanapie i z uwagą lustrował dziewczynę. Dla niego bieg wypadków nie mógł ułożyć się lepiej. Wcześniej przewidywał problemy z połączeniem Avy z Zanem, ale okazało się, że los chciał mu pomóc. Ava i Zan prawdziwie się w sobie zakochali, zatem nie będzie to małżeństwo z rozsądku. A skoro tak, to główną rolę będą odgrywały emocje…Z kolei emocje zawsze dają możliwość manipulacji. Pierwsze zadanie zostało wykonane. Teraz Khivar musiał zająć się Vilandrą. Do tej pory dokonał najważniejszego-rozeznania. Vilandra była oczkiem w głowie obydwu jej aniołów stróżów- brata i najlepszego przyjaciela. Ten drugi był groźniejszy, bo pierwszy wyczuł podstęp, a Khivar nie zamierzał wmawiać sobie, że jest inaczej. Dlatego właśnie najtrudniejszą częścią planu było wymyślenie jak pozbyć się Ratha.
Co się tyczy samej Vil , to ta kwestia była banalnie prosta. Khivar znał ten typ kobiety. Była rozkapryszona i pewna siebie, póki dostawała to czego chce. Khivar natomiast zamierzał ją poskromić jej własną bronią . Byli do siebie podobni jak dwie krople wody i właśnie to będzie przyczyną jego sukcesu. Do tej pory Vil spotykała facetów, od których mogła wymagać wszystkiego, którzy płaszczyli się przed nią i ulegali prośbom. On zamierzał zamienić role i zniewolić księżniczkę.

— Wiesz, że śmiejesz się sam do siebie ?- słowa siostry przywróciły go do rzeczywistości- Myślisz o niej ?
Khivar pogłaskał delikatną, kobiecą dłoń.

— Cały czas, Avo. Cały czas.


Rath zszedł z konia i rozprostował kości. Obserwował horyzont wyglądając Zana. Wiedział, że wygra ten wyścig. Zawsze wygrywał z Zanem w tej konkurencji. Jego niezawodna technika zakładała ściągnięcie pięt maksymalnie do dołu i szczelne zaciśnięcie ud po bokach siodła. Zsynchronizowanie ciała z ciałem konia było niezwykle ważne.
Nareszcie u wylotu drogi zarysował się kształt sylwetki jeźdźca. Rath wyszedł dalej , na spotkanie swemu druhowi.

— Hej, Zan !- zawołał donośnie- Pośpiesz się, bo nie pobijesz nawet wyniku Vil !
Jeździec pozostał milczący. Dopiero po jakimś czasie Rath dojrzał, że na koniu nie jechał Zan, a jakiś obcy mężczyzna.
Był młody i energicznie popędzał rumaka szpicrutą. Miał na głowie kapelusz z czerwonym piórem przekręcony na bakier i bluzę przepasaną błyszczącą szarfą , na której zaczepiona była skórzana sakwa. Tuż przed bramą wjazdową do miasta wstrzymał konia i pociągnął za sznur od dzwonów, które schowane pod kopułą wieży strażniczej wydały z siebie głośny, dumny dźwięk, podnosząc alarm. Nim zdążyły umilknąć w drewnianej, masywnej powierzchni bramy otworzyło się małe, kwadratowe okienko ,w którym zaświeciły bystre oczy strażnika.

— Kto idzie ?- spytał gwardzista.

— Poseł od Księcia Khivara z pilnym listem do Księżniczki Vilandry-zakomunikował posłaniec.

— Otworzyć bramy , opuścić rygle !- ryknął stróż i na jego komendę potężne zamki i trybiki poszły w ruch.
Nim jednak poseł zdołał znaleźć się za murami dopadł do niego Rath.

— Dowódca Armii Antaru, Książę Rathis- wystrzelił szybko- Co wieziesz ?
Wysłaniec ściągnął nakrycie głowy i przyłożył je do piersi, skłaniając głowę.

— Jestem posłem od Księcia Khivara i wiozę list dla księżniczki Vilandry.

— W takim razie twoja misja spełniona- odpowiedział Rath pewnym głosem i wyciągnął dłoń- Oddam to księżniczce.
Poseł mocniej zacisnął pięść na sakwie.

— Przykro mi panie, ale dostałem polecenie by dostarczyć bezpośrednio do rąk własnych.

— Zwalniam cię z tego przyrzeczenia jako jeden z gospodarzy- zripostował Rath- Oddaj mi list.

— Wybacz panie po sto kroć, ale z mojego przyrzeczenia może zwolnić mnie tylko mój pan- posłaniec poprawił się w siodle i odjechał.



Przy obiedzie panowało dręczące wszystkich milczenie. Vilandra usiadła naprzeciw Zana , po prawej ręce mając Ratha. Zan Senior i Zan II wraz z małżonką byli już po posiłku i odeszli do swych komnat.

— Ojciec obiecał kupić nowe konie- Zan podjął próbę rozmowy.
Vilandra wzruszyła ramionami bez słowa , usiłując przekroić twarde jak kamień mięso. W rezultacie nóż ześlizgnął się jej z zeschłej krawędzi i wydał nieprzyjemny pisk , uderzając o powierzchnię talerza.

— Myślę, że jak skończymy powinniśmy pojechać na targ wszyscy razem i wybrać sobie nowe konie-naciskał dalej.

— Znakomity pomysł- Rath przytaknął i obrzucił Vilandrę szybkim, niby to zupełnie przypadkowym spojrzeniem.

— Nie dziś- stwierdziła sucho- Dziś nie mogę.

— Doprawdy ?- Rath uniósł brwi- A co cię zatrzymuje ?

— Spotykam się z Lourdes. Idziemy na piknik . Takie tam, babskie pogaduszki.

— Ach, babskie pogaduszki…A co z listem od twojego kochasia ?- wypalił Rath.
Zan usiłował kopnąć go pod stołem zanim to powiedział, ale w tej chwili było już zdecydowanie poniewczasie. Vilandra trzasnęła sztućcami i odsuwając się zamaszyście z krzesłem , wstała.

— Nie jadę z wami i nie możecie nic na to poradzić- fuknęła- Jestem wolna , przykro mi. A treść listu, pozwolicie, że zachowam dla siebie.
To powiedziawszy wyszła.

— Pojedzie do niego- Rath stracił swój wilczy (po przejażdżce oczywiście) apetyt- To pewne.

— Posłuchaj…może dajmy sobie z tym chwilowo spokój. Zawsze robiła co chciała, szła na żywioł…Jest dorosła, nic z tym nie zrobisz- Zan zaczynał być znużony tematem Vil. To było jak porwanie się z motyką na słońce.
Rath popatrzył w okno. Na horyzoncie zbierały się ciemne, pieniące się chmury. Szła nieuchronna burza. Tak-pomyślał- dziś będzie długo padać.

















Poprzednia część Wersja do czytania Następna część