Tess

NIE JESTEM ANIOŁEM (15)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

NIE JESTEM ANIOŁEM

Część XV: Przemyślenia Max’a i przeprosiny.

01.V.2000 rok. – Roswell.

Max leżał na łóżku w swoim pokoju. Od wczorajszego dnia, gdy dotarło do niego, że nie ma racji, że jego przyjaciele ją mają ciągle myślał. Nie zmrużył oka nawet na sekundę. Ciągle myślał, analizował jak to się stało, że przestał ich dostrzegać, widzieć w nich swoich przyjaciół. To tak jakby obudził się ze złego snu. Zastanawiał się, dlaczego tak się stało, dlaczego zapatrzył się tak w siebie, zostawiając ich wszystkich gdzieś tam w tyle. Ale jemu wydawało się, że jest tak samo, nie odczuł zmiany samej w sobie. Czy aż, więc tak łatwo jest się zmienić i nawet nie zauważając tego? Czy to możliwe, że stał się dyktatorem dla nich, nie zdając sobie z tego sprawy? Widocznie tak jest, jest to możliwe i on tak zrobił. Nie zastanawiał się, dlaczego przestał pytać się o ich zdanie, podejmować decyzje wspólnie z nimi. Nie mógł tego pojąć, myślał jak do tej pory, że ma pełną kontrolę nad swoim życiem. Był pewny, że nic się nie zmieniło, jakby zawsze tak było, że był ich przywódcą. Teraz bał się tego słowa jak nigdy dotąd „przywódca”. Skoro miałby być taki, jaki był do jeszcze praktycznie wczoraj, to woli nim nie być. Czuł się jakby ich wszystkich zdradził, wyrządził im straszną krzywdę, bo przestał na nich polegać, ufać im i dawać im wybór. Nie wiedział jak im teraz spojrzy w twarz, w oczy. Czuł się głupio, bo zrobił coś, zmienił swoje zachowanie nie wiedząc o tym. Bał się, że nie ma kontroli nad sobą, swoim życiem. Że może kiedyś zrobić coś bardzo złego i nie zdawać sobie z tego sprawy. Co im teraz powie? Czuł się zagubiony jak nigdy przedtem. Nie potrafi więc chyba nawet kontrolować siebie. To było niepojęte. A najgorsze, że nic nie przychodziło mu do głowy, co by usprawiedliwiło jego zachowanie. Zmienił się od tak sobie, bez żadnego powodu. Nie było bodźca, który by go w jakiś sposób sprowokował do takiego zachowania. Nie potrafił i nadal nie potrafi wytłumaczyć się przed samym sobą, jak więc im to wyjaśni? Czy to możliwe i normalne, że był kimś innym nie wiedząc o tym? Nie mieściło mu się w głowie to rozumowanie, bo to było bez sensu! Cały jego świat, nie cały, ale jego poszczególne elementy straciły sens. To, w co wierzył, że jest prawdą, okazało się największym kłamstwem i złudzeniem. Starał się to zrozumieć na miliardy sposobów, ale nie znalazł nic z sensem. Jak więc ma teraz żyć? Nawet nie będzie sobie zdawał sprawy jak coś podobnego będzie się działo, bo skoro teraz nie zdawał, to, dlaczego drugim razem miałoby być inaczej? Wiedział, że oni mu to powiedzieli, bo nie mogli do niego dotrzeć w inny sposób, bardziej łagodny. Teraz nawet, gdy ich przeprosi, to i tak już nie cofnie, zostanie to gdzieś tak w środku, w każdym z nich, bez względu na to co by nie zrobił. W ich podświadomości będzie tkwiło to, co było, i kiedyś przy odpowiednich warunkach wyjdzie z powrotem na powierzchnię. Przeprosi ich, oni mu wybaczą, bez żadnego problemu, ale on sam będzie się czuł tak jak teraz: głupi, beznadziejnie, z poczuciem winy. Najgorsze, że nadszarpnął ich zaufania w jakiś sposób, ich przyjaźń. Byli przyjaciółmi już od dawna, z Michael’em co prawda zna się najdłużej. Nigdy tak naprawdę nie zawiedli siebie, nawet wtedy, gdy uzdrowił Liz. Michael był wkurzony, ale mu przeszło, szybko przeszło, bo ufał mu. Wiedział, że nie zrobiłby tego gdyby nie było warto, nie poświęciłby ich życia oddając swą tajemnicę w ręce kogoś obcego, kto nie zasłużył na to. Wiedział, że skrzywdził ich wszystkich, ale teraz najbardziej liczyła się Liz. Nie wiedział, co ma zrobić, pójść do niej czy nie. Może nieświadomie wszystko zniszczył, już bezpowrotnie stracił ją, swoją Liz. Sam nawet nie potrafił określić swoich emocji, uczuć, które miotały nim na wszystkie strony. Wiedział tylko, że musi się zdecydować, pójść w końcu do Liz i z nią szczerze porozmawiać. Ubrał się i wyszedł z domu. Nie może dłużej tkwić, zamknięty w swoim pokoju w czterech ścianach. Idąc ulicą czuł ogarniający go coraz bardziej strach i jakieś nieproszone wewnętrzne uczucie że ona go już nie chce. Ale starł się myśleć pozytywnie, że nie jest wszystko stracone. Wiedział, że bardzo ją skrzywdził, przestając dawać jej wybór. Przypomniał sobie ją szczęśliwą, gdy weszła w piątek do CrashDown razem z Tess i Alex’em. Była taka uśmiechnięta, od dawna tak się nie uśmiechała. Ale gdy dowiedział się, że jest w zespole to tak jakby dostał głazem prosto w głowę. Był kompletnie zaskoczony. Teraz przypomina sobie, Liz bardzo zależało na jego zdaniu, zawsze tak było. Chciała znać jego opinię, choćby była nie pozytywna. Ale ostatnio to było coś całkiem innego. Wracając do tamtych chwili w CrashDown odświeża swoje uczucia i innych. Znowu analizuje, odbiera wszystko jak dawniej. Liz bardzo zależało na jego opinii, jak nigdy przedtem. Chciała żeby ją poparł, cieszył się razem z nią, bo sama była zagubiona. Wiedział, a raczej domyślił się, że Liz sama nie wpadła na ten pomysł, musiała ją Tess namówić. Wtedy był wściekły, bo wiedział, że to równa się rozgłosowi, a to zdobyciu większej popularności Liz i to nie w sensie dobrej uczennicy, ale dziewczyny potrafiącej się bawić i bardziej przebojowej. To z kolei na pewno przyciągnie wiele facetów! Ale zna Liz, ona go nigdy nie zostawi. To, co powiedział bardzo ją zabolało. Powiedziała tyle przykrych słów, ale miała rację jak inni. A teraz uważa, że ten zespół, Liz w zespole Alex’a razem z Tess to nie będzie taka zła rzecz. Kiedyś myślał według zasady:, jeśli Liz jest szczęśliwa, to on także. Nie wie, dlaczego przestał się jej trzymać, złamał ją. Teraz jednak znowu będzie postępował zgodnie z nią, żeby tylko Liz była szczęśliwa. Idąc do Liz mijał miejsca, w których nieraz byli razem. I wszędzie widzi ją śmiejącą się. Nie potrzebowali zwykle słów żeby się porozumieć, często wystarczały im tylko gesty i spojrzenie na to drugie, i wiedzieli, co ta druga osoba ma na myśli. I to było na porządku dziennym, a od jakiegoś czasu tego nie wyczuwa. Ta jego zmiana musiałabyś okropna dla nich wszystkich. Czuł im większy strach im bardziej zbliżał się do domu Parker, ale jednocześnie spokój. Dziwne uczucie, sprzeczne, ale Liz zawsze była spokojna, opanowana, kochała go. Więc dlaczego miałaby z nim zerwać? Takie zachowanie nie pasuje do Liz. Na pewno wszystko wróci do normy, będzie jak dawniej. Już się o to postara. Jedyne uczucie, które najbardziej go prześladowało to to, że ją zawiódł. I to było najgorsze ze wszystkich prawie opcji. Był już pod balkonem Liz. Wahał się przez chwilę, co zrobić, może jednak lepiej zawrócić, póki jeszcze może? Nie!!! Powoli wszedł po drabince na balkon Liz. Nie wiedział nawet czy jest w domu, ale podświadomie wyczuwał jej obecność. Nie mylił się, była w swoim pokoju. Siedziała, a raczej leżała na swoim łóżku. Zobaczyła go. Patrzyła się na niego bardzo intensywnie. Max na chwilę stanął, ale upewniwszy się, że Liz nie ma nic przeciwko jego wizycie zaczął znowu iść w stronę jej okna. Liz wstała i stanęła czekając na Max’a. Wyglądała strasznie, miała podpuchnięte oczy, nierozczesane włosy. Max wszedł do jej pokoju. Stanął ciągle się jej przyglądając. Po chwili podszedł do niej i ją przytulił. Liz nie opierała się w żaden sposób, wręcz przeciwnie. Max nie wiedział, co powiedzieć. Wcześniej się zastanawiał, co jej powie, ale jak zawsze wszystko mu umknęło w tej chwili. Milczeli tak przez kilka minut, po czym Max postanowił przerwać ciszę.

—Liz….. Bardzo Ciebie przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło….. Przepraszam. – Max nie wiedział, jakie słowa wyrażą to, co czuje….. Chyba nie ma takich słów…..

—Wiem. I obiecaj, że to się już nie zdarzy Max….. Że postarasz się żeby już tak nie było. Nie tylko dla mnie, dla wszystkich. – Liz wiedziała, co chce powiedzieć.

—Przysięgam Liz. Nigdy nic już takiego się nie stanie….. – Max chciał wierzyć w te słowa i wierzył w nie.

—Nie przysięgaj Max. Nie zawsze potrafimy i możemy dotrzymać przysięgi. Chcę tylko żebyś mi to obiecał i pozostałym, ale tylko, jeśli czujesz taką potrzebę. Nie chcę Ciebie do niczego zmuszać, ale chcę żebyś mnie traktował jak pozostałych. Nam wszystkim na Tobie bardzo zależy. – Liz była zdecydowana, ale mówiła to łagodnym tonem. Była szczęśliwa. Max zrozumiał swój błąd, nadal jest z nią. Jej największe marzenie się spełniło. Po tym jak Max się zmienił nie wiedziała jak postąpi teraz, w tej sytuacji, ale teraz wiedziała już. Wreszcie odzyskała swojego dawnego Max’a, wszyscy go odzyskali….. chyba.

—Wszystkich Was przeproszę. Jesteście moją rodziną i ….. czuję się źle, wiedząc, co zrobiłem….. jak się zachowywałem. – Max był szczery.

—Jestem szczęśliwa Max. Bałam się, że mnie zostawisz….. Że nas wszystkich zostawisz i stwierdzisz, że nie jesteśmy już Tobie potrzebni. – Taka była prawda. Jednak okazała się nieprawdą. I to na całe szczęście.

—Lizzy wiesz, że nie mógłbym. Sam nie wiem, dlaczego tak się zachowywałem, to pewnie dlatego, że Tess wtedy powiedziała że byłem królem i że nim jestem. To tak mi się zdaje, było przyczyną tego wszystkiego….. że ta myśl mnie tak opętała, że się pogubiłem. Ale teraz wszystko wróciło do normy, jest tak jak dawniej. – Żeby tylko było to prawdą. Teraz tak jest, znów jest sobą. Ale co będzie za rok, a może i krócej? Tego nie wie, ma tylko nadzieję, że będzie już dobrze.

—Tess tak powiedziała, ale nie myśl o tym. Jesteśmy tutaj na Ziemi, Ty jesteś na Ziemi, a nie na Antarze. Bądź sobą Max. Tym, kim byłeś tutaj od zawsze. Nie pozwól by coś Ciebie zmieniło.

—Masz rację Liz. Nie pozwolę by coś mną kierowało. Zan to nie ja, a ja nie jestem Zan’em. To jest prawda, której jestem pewny, tak jak Ty. Nie pozwolę by to, co wiem o tym, kim byłem tam, miało wpływ na teraźniejsze życie.

—Oby tak dalej Max. Naprawdę bałam się jak nigdy, że to, kim byłeś, jak się zmieniłeś zapanuje nad Tobą i wszystko zniszczy.

—Nigdy Liz. Przepraszam, że powiedziałem Ci tyle przykrych rzeczy odnośnie zespołu Alex’a w którym teraz jesteś. To nieprawda, jestem szczęśliwy, gdy Ty jesteś.

—Ja chcę spróbować. Nie mam nic do stracenia. Tess mnie namówiła i spodobało mi się to. Naprawdę wierzę, że to może być świetna zabawa dla Nas wszystkich! – Liz naprawdę spodobał się ten pomysł. Była teraz podekscytowana tym. Jeszcze tylko powie rodzicom, ale to jak będzie odpowiednia okazja.

—Popieram Ciebie i jestem z Tobą Liz. Jeśli tylko Tobie sprawia to radość to mi tym bardziej.
Liz i Max siedzieli jeszcze jakiś czas. Wspominali stare czasy, jak to wszystko się zaczęło. To jak mogli na siebie liczyć zawsze. Śmiali się razem, znowu było jak dawniej. Pytanie tylko, czy kiedyś coś się zmieni?

Ciąg dalszy nastąpi.


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część