_liz

Shattered like a falling glass (10)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

X

Liz siedziała w pełni swobodnie na ladzie, wymachując nogami w powietrzu. Teraz rozumiała czemu Alec tak bardzo lubił tu siedzieć. Można poczuć się jak dziecko i jednocześnie spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Z tego miejsca wszystkie problemy wydawały się być odległe i obce. Bliskie za to wydawały się trzy osoby. Hotaru chociaż nieco chłodna, była dobrym duchem tej trójki. Uśmiechała się najczęściej, chwytała w mig wszystkie żarty, potrafiła prostymi sposobami poprawić samopoczucie. Tyle energii życia w tak niepozornej osóbce. Max była z nich wszystkich najbardziej zdystansowana i zamknięta, ale i ją na swój sposób dawało się polubić. Liz określiła ją mianem „myślącej za grupę”. Natomiast Alec...

Liz potrząsnęła głową. Alec to po prostu Alec. Potrafi ze wszystkiego zrobić sytuację, w której był zdobywcą a druga osoba ofiarą. Jedno spojrzenie zielonych oczu rozpuszczało wszelkie blokady samokontroli. Mogła bardzo chcieć go nie lubić i opierać się wszelkim uwodzicielskim sztuczkom, ale w efekcie sama szukała jego obecności.

Był tak inny od Maxa. Zupełne przeciwieństwo. Nawet z wyglądu. Ciemne, ciepłe oczy Evansa nie umywały się do zielonego wodospadu iskier w tęczówkach Alec'a. Główna jednak różnica opierała się na kontraście charakterów. Przy Evansie czuła się kochana, piękna, niezwykła, ale wciąż była grzeczną dziewczynką żyjącą pod kloszem. Max otaczał ją bezpieczeństwem zawsze i wszędzie, był nawet w stanie ją łapać, gdy się potykała. Alec sprawiał, że czuła się jak kobieta. Patrzył na nią głodnym wzrokiem, powodując ciarki wstrząsające całym ciałem. Jego dotyk, spojrzenie, głos sprawiały, że zanikały wszelkie bariery pruderyjności. A sama jego obecność niosła ze sobą mnóstwo niebezpieczeństwa. Może to właśnie ją przyciągało?

Nie bycie księżniczką w wieży tylko prawdziwa Liz w prawdziwym świecie.

— Jeszcze nie gotowa? – Hotaru stała w progu i spoglądała na zamyśloną Liz
Ona była już przygotowana. Oczywiście nowa bluzka już była w użyciu. I pasowała idealnie. Podkreślała turkusowe zabarwienie oczu. Dziewczyna skrzyżowała ramiona, czekając aż Liz wreszcie się ruszy. Ta niechętnie zsunęła się z blatu i powędrowała do drugiego pokoju, żeby się przebrać.

Spojrzała na ubrania leżące na łóżku. Nic z tego! Kupiła je w przypływie złości i chęci udowodnienia czegoś. Kiedy teraz na to patrzyła, od razu nie podobała jej się myśl o wkładaniu tego. Rozejrzała się. Odnalazła swoją torbę i wygrzebała z niej zieloną bluzkę na ramiączkach. Założyła ją i wyszła z pokoju.

— Co ty masz na sobie? – głos Hotaru zaczynał zahaczać o struny gniewu
Liz chciała coś powiedzieć, ale została z powrotem wepchnięta do pokoju.

— Przebierz się wreszcie!

Skapitulowała. Chcąc nie chcąc zdjęła stare, dobre dżinsy wciągając na siebie obcisłe skórzane nogawki. Co to ma być? Narzędzie tortur? Na spodnie to nie wyglądało. Sięgnęła po bluzkę. Przynajmniej ona była czymś więcej niż skrawkiem materiału. Wprawdzie dość odsłaniała plecy, ale mimo wszystko czuła się w niej komfortowo. Otuliła się ramionami czując chłodne powietrze. Chociaż bardziej jej przeszkadzał nieco odsłonięty brzuch niż gołe ramiona.

Teraz wystarczyło zadbać o dobry nastrój.

* * *

Klub nie był specjalnie zatłoczony. W sumie sądziła, że będzie tu tłum. Mimo to, już kiedy schodziły po schodach na główną salę, czuła na sobie spojrzenia ludzi. Nie przywykła do tego, że tak się jej przyglądano, a zwłaszcza płeć przeciwna. Po kilku sekundach jednak zaczynało jej się to powoli podobać. To nowe wrażenie być przedmiotem pożądania. Od razu powrócił w pamięci plan, którym chciała zaskoczyć zielonookiego chłopaka. Przede wszystkim zero rumieńców. Starała się nie odstępować Hotaru na krok, gdy zbliżały się do baru. Już z daleka rozpoznała mężczyznę, którego dzisiaj poznała w sklepie.

— Hej Biggs – Hotaru powitała go z uśmiechem
Liz dziwnie się poczuła, czując jak jego spojrzenie lustruje całą jej postać. Uśmiechnął się i powiedział z rozbawieniem:

— Nie widzę ciuchów po mamie. Alec będzie musiał zmienić zdanie.
Zmrużyła oczy i wykrzywiła usta w kwaśnym uśmiechu.

— Alec będzie musiał zmienić wiele rzeczy, jeśli chce mieć wszystkie zęby. – mruknęła
Biggs roześmiał się.

Przypadła mu do gustu ta mała istotka. Może i była niepozorna, ale wyczuwał w niej mnóstwo odwagi i zacięcia. Jednocześnie miało się ogromną ochotę ją chronić jak młodsza siostrę. Jeszcze bardziej utwierdził się w tym przekonaniu, gdy powiedziała, że do picia chce tylko soku. Hotaru pokręciła głową, ale nie komentowała tego.

— O, jesteście – Liz obróciła się słysząc za sobą znajomy głos
Niewiele wyższa od niej Max stała obok jakiejś czarnoskórej dziewczyny w skąpych ciuszkach.

— Original Cindy to jest właśnie Liz – przedstawiła ją z uśmiechem
Czy to na pewno była Max Guevara? Ta pochmurna i poważna, teraz w pełni uśmiechnięta i miła. To jakby zobaczyć uśmiechniętego Michaela albo Isabel bez makijażu. Liz zamrugała z niedowierzaniem, ale uścisnęła dłoń Cindy.

— Ok. Test – czarnoskóra dziewczyna skrzyżowała ramiona i wbiła wzrok w Liz – Lepiej być hetero czy homo?
Brunetka rozchyliła usta. Zaskakująco nie zarumieniła się, tylko odpowiedziała bez namysłu.

— Bez różnicy byle sex był dobry.
Max i Hotaru dostawały właśnie zawału, a ich szczęki przebijały podłogę. Żadna z nich nie spodziewała się takiej reakcji po małej brunetce. Ona sama w życiu nie posądziłaby się o takie zachowanie. Ale chyba terapia Hotaru, mająca na celu wydobyć prawdziwą Liz, zaczynała działać.

— Dziewczyno, jesteś szalona – powiedziała z zachwytem Cindy – Już cię lubię.

Liz uśmiechnęła się, ale szybko odwróciła wzrok wbijając go w parkiet. Po chwili błądziła spojrzeniem po całej sali, szukając swojego diabła w anielskiej postaci. Ale nigdzie nie było śladu zielonookiego chłopaka.

Poczuła czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. Momentalnie obróciła głowę, ale to był tylko Biggs. Tylko... Uśmiechnęła się, tuszując rozczarowanie. Lubiła go, jednak jakaś jej część wolała, żeby to był Alec.

— Masz ochotę potańczyć? – zapytał ciepło
Nie miała siły mu odmówić. Poza tym lepsze to niż stanie w miejscu jak kołek. Poszła wiec na parkiet.

Rytm muzyki powoli wdrażał jej krew w pulsowanie tym samym tempem. Zmieniające co chwilę barwę światła, hipnotyzowały. Już po chwili Liz była całkowicie pochłonięta wirowaniem i wyrzucaniem z siebie nadmiaru energii. W tym momencie nawet niewygodne spodnie przestały sprawiać problem. Myśli ulatywały daleko. Pełnia wolności.

What have you done to me,
I'll never be the same I'll tell you for sure

You really are my ecstasy
My real life fantasy

— Ta dziewczyna jest gorąca – Cindy nie odrywała wzroku od Liz szalejącej z Biggdem na parkiecie

— Będziesz musiała się obejść smakiem – powiedziała Hotaru, wręczając jej drinka
Czarnoskóra dziewczyna spojrzała na nią z wyższością. Potrafiła uwodzić, więc nie widziała przeszkód. Dopóki blondynka nie wskazała ponownie na parkiet.

— Alec – syknęła Cindy – Czy on zawsze musi mi sprzątać sprzed nosa najlepsze dziewczyny?

* * *

You really are my ecstasy
my real life fantasy

Liz wykonywała kolejny obrót, kiedy takty muzyki powoli dobiegały końca. Łapiąc oddech zatrzymała się i uniosła głowę by spojrzeć na Biggsa i podziękować mu za taniec. Ale jej wzrok natrafił na zielone tęczówki iskrzące niebezpiecznie.

Spanikowana rozejrzała się za Biggsem. Był już daleko, prawie przy barze. A ona została na parkiecie z Aleciem. Jego wzrok przesunął się po całej jej postaci. Najwyraźniej niesamowicie mu się podobał nowy image Liz. Leniwy uśmieszek pojawił się na jego ustach, kiedy podszedł a ona się nie odsunęła. Musiał przyznać, że bardzo go to zaskoczyło. Podejrzewał, że gdy tylko się pojawi będzie się rumieniła i szukała ucieczki. Powoli wsunął dłoń na jej talię, przysuwając ciało Liz bliżej. Dużo bliżej. Za blisko. Nie było milimetra wolnej przestrzeni pomiędzy nimi. Druga ręka przesunęła się wzdłuż jej pleców, pozostawiając gorącą ścieżkę na jej skórze. Melodia kolejnego utworu zaczęła nimi kołysać.

I know it's not a game to play
Your eyes they show no fear
I burn inside
And cannot wait to be

Dreszcze przyjemnej ekscytacji pobudził ciało Liz. Niepewnie wsunęła dłonie na szyję Alec'a czując ciepło jego skóry pod opuszkami. Cicho jęknęła, gdy druga ręka chłopaka przesunęła się na brzeg jej spodni. Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej.

The man
That feels your body close
Is here to set you free
To hold you near
And satisfy your needs

Całe jego ciało było niezwykle gorące, aż chciało się do niego lgnąć. Przysunęła twarz do jego szyi, opierając policzek o jego ramię. Pachniał niesamowicie, wręcz upajająco. Niebezpiecznie i sennie jednocześnie. Przymknęła powieki, gdy przesunął dłoń ponownie po nagiej skórze jej pleców. Zadrżała lekko. Uwielbiała jego dotyk, wywołujący całe zastępy drobnych impulsów. Adrenalina mieszała się z hormonami odpowiedzialnymi za reakcje ciała. Może to przez te feromony jakie wydzielał Alec, a może to było coś innego. Nie miała ochoty się w to zagłębiać. Teraz liczył się tylko taniec, bliskość, dotyk.

You shiver as I touch your neck
And slowly close your eyes
I can't resist
Even if I try

Czuł jej oddech na swojej szyi. Drobne palce Liz błądziły po jego karku co jakiś czas zaplątując się w jego włosy. Z każdym kolejnym dotykiem jego dłoni, zatapiała się w jego ciele jeszcze bardziej. Ciemna niczym mokka skóra pod jego opuszkami zdawała się być delikatna jak kwiatowe płatki. Niesamowicie przyjemne wrażenie, kiedy kolejny dreszcz przebiegł przez jej ciało. Nie sądził, że to będzie aż tak obezwładniające. Mała osóbka miała w sobie mnóstwo nieodkrytej zmysłowości.

And you run your fingers
Through my hair
Your lips come close to mine
The tension becomes more
Than I can bear

Powoli oderwała głowę od jego ramienia, spoglądając na niego. Jej oczy chyba po raz pierwszy nie unikały kontaktu wzrokowego. Pochylił się, skracając odległość pomiędzy ich ustami. Jęknęła, całkowicie się poddając chwili. Gorące opuszki przesunęły się na jej szyję, odnajdując przyspieszony puls. Odgarnął pasemko włosów z jej twarzy. Jeszcze kilka milimetrów i posmakuje kuszących ust. Liz jednak odsunęła nieco głowę i z błyskiem w oku szepnęła:

— Chodź.
Pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia.

c.d.n.




Poprzednia część Wersja do czytania Następna część