age

Paranoja (9)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Do lenty i niewidzialnej- w efekcie przemyśleń nad waszymi komentarzami powstała część dziesiąta. Mam nadzieję, że jest lepiej, ale ocena należy do was.
Paranoja
(część dziewiąta)
Kosmiczny łańcuszek

Idąc do szafki minęłam drużynę koszykówki i jej kapitana. Patrzyli na mnie jak na najgorsze zło.

— Nie mam lekcji.- Max oparł się o szafkę obok wyraźnie zadowolony. Otworzyłam swoją szafkę i odłożyłam książki.

— To zabrzmiało jak dwuznaczna propozycja.- mówiąc patrząc w szafkę i uśmiechając się do szafki. Ta szafka zajmuje stanowczo za dużo miejsca. Przynajmniej w moim dzienniku.

— Którą zamierzam sprecyzować.- spojrzałam na niego.

— Kim jesteś i gdzie jest ten grzeczny chłopczyk, za którego się podszywasz?

— Zgadnij czego jeszcze nie robiliśmy?

— To co robisz nazywa się deprawacją nieletniej.

— Mam na myśli wagary.

— Wiedziałam. Ale... Chwileczkę. Ty nie masz zajęć. Tylko ja będę wagarować.

— No tak, ale potem powiesz mi jak to jest.

— Więc twoim zdaniem powinniśmy osobno zdobywać doświadczenia a potem sobie o tym opowiadać?

— Ograniczmy się do tego jednego doświadczenia.- precyzja na najwyższym poziomie.

— To gdzie ja będę wagarować?- precyzja tylko na wysokim poziomie.

— Mam samochód.- zrobił się odkrywczy.

— Gdybym wiedziała, że o tym nie wiesz to już dawno bym ci powiedziała.

— W tym tempie wyjdziemy po lekcjach i to nie będą wagary.

— Więc przejażdżka?

— Jaka przejażdżka?- Liv zawsze kiedy się pojawić. Mam tylko nadzieję, że nie zdaje sobie sprawy z tej wiedzy.

— Liz idzie na wagary.- wiem, że Liv nie warto okłamywać, ale on przesadza.- Ja ją tylko podwożę.- to się nazywa współudział.

— Jak zwykle uczynny. Tylko mi nie zdeprawuj siostry. Ludzie muszą mieć z kim mnie porównywać a ona świetnie się do tego nadaje.- Liv potraktowało go ulgowo i sobie poszła. Wiem, że na niego trudno się gniewać, obrażać... No dobra wystarczy ujawniania własnych słabości.

— Na święta kupię wam dwa różne słowniki.- mówi Max gdy tylko Liv znika z naszego pola widzenia.

Jeep.

— I jak to jest?- jego pytanie odwraca moją uwagę od asfaltu, w który wpatruję się od trzech minut.

— Co takiego?

— Być na wagarach.

— A to.

— Więc?

— Nie wiem. Przerwa skończy się za 34 sekundy.

Jeep. Pustynia.

— A teraz?

— O co chodzi? Nie wmówisz mi, że naprawdę jesteś taki zainteresowany.

— Masz rację.- to akurat wiedziałam.- Nie chodzi o teraźniejszość tylko o przyszłość.- może powiedział to w swoim kosmicznym języku i dlatego nie zrozumiałam.

— Przyszłość?- do tej pory to był temat zakazano- omówiony. Mieliśmy iść na Harvard. Razem.

— No wiesz. Kiedy już będziemy studiować na Harvardzie.

— A tak, ta przyszłość.- oddycham z ulgą, spokój powrócił.

— Liv nie idzie na Harvard. Zresztą wspominałaś kiedyś, że rzuci mnie po graduacji.

— Pamiętam.- trochę albo bardzo trochę.

— No i te doświadczenia życiowe.- to chyba ciąg dalszy tematu 'przyszłość'.

— Co z nimi?

— Imprezy, całe to przereklamowane studenckie życie.

— Tak?- dręczę teraz jego czy siebie, udając, że nie wiem do czego zmierza?

— Chyba byłoby dobrze nie przechodzić przez to samotnie.
Uśmiecham się do własnych myśli. Wspólne zajęcia. Wspólna nauka. Wspólne imprezy. Będzie nam potrzebne wspólne mieszkanie. Chyba się zagalopowałam.
Koń. Co tu robi koń?

— Max?!- nie rób mi tego. Nie będę sama wynajmowała tego mieszkania. Sama się uczyła ani tym bardziej sama chodziła na imprezy. Już teraz sobie z tym nie radzę bez ciebie.

Szpital.
Nikt nie odpowiada na moje pytania. I dobrze. Teraz liczy się tylko on. Mówi się, że nie można stracić czegoś czego się nigdy nie miało, ale prawda jest taka, że można stracić kogoś, jego obecność i wszystko co się z nim wiąże. Taka zależność może nie jest wyrazem samodzielności i całej reszty tych bzdur, które musimy w sobie odnaleźć dorastając, ale jeśli ktoś nie jest zależny od kogoś innego to jest sam w swojej samodzielności a samotna samodzielność niewiele daje. Ja też nie bardzo to rozumiem. Po prostu czuję i jestem pewna, że mam rację. Nie tylko w tym. Maxowi nic nie będzie. Nie może być. Nie mogłabym przecież tu stać i patrzeć jak umiera.
Wolno wystukuję numer Marii.

— Tak?- słyszę jej głos.

— Max i ja mieliśmy wypadek.- wolałabym mówić w tej chwili coś innego. Cokolwiek innego.

— Co? Ty i Max? Wypadek?

— Co się stało?- teraz słyszę zdenerwowany głos Michaela.

— Koń wbiegł przed samochód.- to brzmi idiotycznie. Nienawidzę koni.
Michael i Isabel zjawili się szybko. Bardzo szybko. Tak wynika z mojego zegarka. Chyba powinnam zmienić baterie. Nie robiłam tego od lat. Nie musiałam. Max się tym zajmował. Ta bateria była niezużywalna. Jest niezużywalna. Isabel od razu podbiegła do Maxa. Michael spojrzał na niego i przytulił mnie, ale tylko na chwilę. Trzeba było zająć się tą nadobowiązkową pielęgniarką. Krew. Ona pobrała Maxowi krew.
Maria i Alex pojawili się niedługo później.

— Idziemy.- Isabel złapała Alexa za rękę. Chwilę później, gdy widział jak ze strzykawką w ręku patrzę na jego żyłę wyręczyła mnie przy pobieraniu krwi.

— Gdzie idziesz?- spytała Maria Michaela, gdy mieliśmy już próbkę.

— Muszę umówić się ze starą pielęgniarką.

— Co?

— Nie martw się. Nie zadzwonię do niej.
Próbka krwi została podmieniona. Czuję się tak jakbym wszystko robiła w jakimś amoku.
Max siedzi. Max jest przytomny. To chyba znaczy, że Max to przeżyje. Podchodzę do jego łóżka. Za chwilę przyjdą inni.

— To pójdziesz ze mną na jakąś studencką imprezę?
Uśmiecham się. Chcę odpowiedzieć. Pojawia się pani Evans, Liv, Michael, Maria, Isabel i Alex. To będzie duże wspólne mieszkanie, bo oni będą często wpadać.

Następny dzień w szkole przebiega tak jakby wczoraj nie miało miejsca. Mogę przyłączyć się do reszty świata i udawać, że to prawda. Zresztą zrobię to. Nie będzie to ostatni raz. Ale może jeden z ostatnich.
Po lekcjach na pustym korytarzu spotykam Alexa wychodzącego z biura Topolsky.

— Co się stało?

— Kolejna rozmowa.

— Kolejna?

— Uważa mnie za najsłabsze ogniwo kosmicznego łańcuszka.- patrzę na niego jakby mówił w dziwnym języku.- To federalna. Zajrzałem do jej komputera.

Koniec części dziewiątej.

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część