onika

Być Aniołem, który nigdy nie umiera (5)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część


Tytuł: Nieprzewidywalne zakończenie wieczoru i Las Wenus.

Leslie bez pukania weszła do jednego z mieszkań hotelu The Marcel.

— Leslie, nie spodziewałem się ciebie o tej porze.- Powiedział brunet wstając z łóżka.

— Załóż koszulę i nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.

— Dobrze.

— Ostrzegłeś ją.

— Może.

— Jakim prawem?

— Nie denerwuj się tak, przecież....

— Nie pozwolisz jej skrzywdzić, znam to na pamięć, ale pamiętaj, że i tak ten kamień jest mój.- Po tych słowach wyszła, chłopak opadł na łóżko.

— Kobiety....

Liz czytała książkę, gdy ktoś zapukał do jej okna. Podeszła do niego i po chwili uśmiech zagościł na jej twarzy. Otworzyła je i wyszła na balkon.

— Max? Jest już 24.00.

— Wiem, ale przestudiowaliśmy informacje, które Alex znalazł na dysku FBI.

— Brzmi poważnie.

— Będziemy musieli pojechać do Nowego Jorku.

— Do Nowego Jorku?- Z twarzy Liz znikł uśmiech.- Czemu TAM?

— Właśnie w Nowym Jorku FBI znalazło maź podobną do tej, która była w pokoju Michaela. Musimy to zbadać.- Max przyjrzał się Liz, nie miała zbyt pewnej miny.- Jeśli nie chcesz...

— Pojadę.- Przerwała mu w połowie zdania.

— Dziękuję. W końcu tylko ty znasz miasto.- Uśmiechnęli się do siebie.

— Wejdziesz?

— Jest już późno, a twój ojciec...

— Nic nie zrobi, już do tego przywykłam. Za godzinę będzie tu Maria, a muszę ci jeszcze upchnąć kilka książek.
Liz weszła do środka, Max podążył za nią.

— Zaczynam się was bać.

— Nas?

— Ciebie i Michaela. Ty jesteś fanatyczką książek, on uwielbia Metallicę, chyba powinienem znaleźć sobie hobby, którym też będę zatruwać wam życie.

Liz dosiadła się do Marii i Alexa.

— Zaraz pożresz ją wzrokiem.- Stwierdziła Liz. Alex oderwał wzrok od Isabel i przeniósł do na Liz.

— I kto to mówi?- Spytała Maria Liz.

— O co ci chodzi?

— Max wyszedł od ciebie o 2.00 nad ranem.

— A ty o tej porze wróciłaś.
Alex wrócił do pożerania Isabel.

— Miałam ważne sprawy do załatwienia.

— Od kiedy plotkowanie nazywa się ważnymi sprawami?

— Skąd wiesz?

— Mam ukryty dar czytania w myślach.- Alex spojrzał na nią jakby rzeczywiście to potrafiła, po chwili poczuł przerażenie.- Żartuję. Zresztą nie mam czasu na czytanie waszych myśli, muszę iść.

— Dokąd?

— Kierunek: biblioteka.

— Mol książkowy.

— Mam zadanie do zrobienia, potrzebuję informacji.

— Nie umiesz kłamać.

— Ale ja...

— Jasne.

Liz rozejrzała się po bibliotece dostrzegając tylko jeden pusty stół. Szybko przy nim usiadła wykładając kilka książek i gruby notes.

— Można?- Liz podniosła głowę. Przy jej stoliku stał chłopak w sportowej bluzie.

— Jasne.- Bez większego zainteresowania brunetem wróciła do zadania.

— Chemia?- Zdezorientowana ponownie na niego spojrzała.

— Jak widać.

— Zastanawiałem się właśnie gdzie podziały się wszystkie książki dotyczące atomów.- Zrezygnowana odłożyła długopis.

— Tak?

— Mamy chyba to samo zadanie.- Uśmiechnął się do Liz biorąc jedną z książek.

Max stał w wejściu do biblioteki obserwując rozmowę Liz i kapitana drużyny koszykarskiej. Z coraz większą złością przyglądał się jego uśmiechniętej twarzy. Gdy wziął książkę Liz odwróciła się w stronę drzwi napotykając wzrok Maxa.
Nie mógł nie odwzajemnić uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Z powrotem odwróciła się do Kaly'a, który po kilku sekundach spojrzał na Maxa i niemal w tym samym momencie udał się do drzwi, ostrożnie wymijając Maxa. Ten zaś bez zastanowienia podszedł do Liz.

— Przeszkadzam?

— Już kończę.- Odpowiedziała nie podnosząc tym razem głowy. Po kilku minutach odłożyła książki.- Wykorzystałam cię.- powiedziała nie owijając w bawełnę.

— Co?

— Wykorzystałam cię i zmieniłam twój sposób bycia. Inaczej byś nie podszedł.

— Nie rozumiem.

— Powiedziałam Kaly'owi, temu chłopakowi co ze mną siedział, że jesteś moim chłopakiem, który w zazdrości jest zdolny do wszystkiego.- Na twarzy Maxa pojawiło się zaskoczenie, które zamieniło się w szczery uśmiech.

— Polecam się na przyszłość.

— Zrobiłam źle i teraz muszę odpokutować.- Dziwny uśmiech nie schodził z jej twarzy.

— Nic nie musisz robić.

— Zadziwiasz mnie.- Jej dłoń dotknęła jego dłoni. Spojrzał na nią zaskoczony.- Skoro tak, to odpokutuję w przyjemny sposób, zgoda?- Max spojrzał na nią niepewnie.- Jutro, o 19.00, Crashdown.

Maria przystanęła zmuszając do tego Liz. Przez dłuższy czas przypatrywała się Isabel i Alexowi.

— Nie dość, że rozmawiają, to jeszcze co chwilę się uśmiechają!
Dziewczyna tym razem przeniosła wzrok na Liz, która z całych sił starała się by jej wyraz twarzy wyrażał: TO DLA MNIE NIE NOWOŚĆ.

— Liz? Zapoznałaś ich?

— Nie do końca.

— Czyli?

— Najważniejsze, że Alex jest szczęśliwy.

— Jasne. Liz?

— Naprawdę nic takiego nie zrobiłam, Isabel sama go poznała.

— Co?!

— Po szczegóły do Alexa.

— Czemu dowiaduję się dopiero teraz?

— Bo to najprawdopodobniej dopiero ich druga rozmowa...

W mieszkaniu Michaela.

— I?

— Ona zachowuje się inaczej.- Powtórzył z większym naciskiem Max.

— Czyli?- Michael nadal nie wykazywał zbytniego zainteresowania.

— Ostatnio w bibliotece dotknęła mojej dłoni i patrzy na mnie jak...- Max próbował znaleźć odpowiednie słowo.

— ... na świeże mięso.- Dokończył Michael.

— Nie do końca o to mi chodziło, ale w twoim języku pewnie tak się na to mówi.

— Jest napalona i tyle.

Liz po raz kolejny poprawiła makijaż.

— Tak chyba lepiej?- Spytała Marię wychodząc z łazienki.

— Jasne, ale jak ty tak szybko robisz nowy makijaż?

— Mam dar.

— Znowu?

— Jasne. Tylko tym razem wrodzony.
Po chwili była już na dole. Max czekał na nią przy ladzie.

Max prawie zakrztusił się colą kiedy zobaczył Liz. Gdy podeszła do niego poczuł jak serce zaczyna mu szybciej bić.

— Wyglądasz pięknie.

— Dzięki. Ty też nie najgorzej.- Powiedziała okrążając go.- Idziemy?

— Oczywiście.

Isabel spojrzała na Alexa.

— Dziękuję, że ze mną tu przyszedłeś.

— Nie ma za co, uwielbiam imprezy.

— Tak?

— Jasne.- Isabel się uśmiechnęła.

— No to chodźmy, ta noc należy do nas.

Maria przymierzyła kolejną sukienką.

— Dokąd właściwie idziesz?- Spytał Sean, gdy Maria wyszła z łazienki.

— Kiedy tu jestem, udawaj, że ciebie nie ma.

— Szykuje się jakaś impreza?

— Daj sobie spokój. Ciebie nikt nie zaprasza.

— A ty z kim idziesz?

— Idę na łowy.- Sean parsknął śmiechem.- No co?

— Nic, ale lepsza będzie poprzednia sukienka.

— Spadaj.- Sean poszedł do kuchni. Maria odprowadziła go wzrokiem i z powrotem poszła do łazienki.

Liz sama nie wiedziała ile już tak idą. Tak to znaczy, ona i on obejmujący ją ramieniem, ale nie miała też nic przeciwko temu. Spojrzeli na oświetlony dom, z którego dochodziła głośna muzyka.

— Chyba tam poszła Isabel.

— Tak? Czy to dlatego Alex odmówił Marii wieczoru filmowego?

— Nie wykluczone.- Przystanęli.

— Może...

— Tak?

— Może moglibyśmy tam wpaść na chwilę?- Spojrzała na niego prosząco.

— Możemy.- Chwycił jej dłoń i oboje udali się do środka.

Michael gwałtownie zahamował uderzając w samochód stojący na uboczu. Wyszedł ze swojego auta niego i uważnie się rozejrzał. Nikogo nie było. Wyciągnął rękę w stronę pojazdu, po chwili był naprawiony.

— Aaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!- Odwrócił się słysząc za sobą czyjś krzyk. Szybko podszedł do blondynki powodującej ten hałas i zakrył jej usta.

— Cicho.- Dziewczyna patrzyła na niego niepewnie.- Teraz, zabiorę swoją rękę, ale nie krzycz. Dobrze?- Dziewczyna pokiwała głową.

— Aaaaaaaa!!

— Miałaś nie krzyczeć.

— Co to było?

— Co?

— No to.- Wskazała na samochód.

— Nie wiem o co ci chodzi.

— Aaaaaaaa!

Widok jaki tu zastali wcale ich nie zdziwił. Tylko kilka par poświęciła się tańcowi, a reszta była 'zajęta' sobą.

— Zatańczymy?

— Nie przegapię okazji zatańczenie z tobą.
Ruszyli w stronę innych tańczących. Po kilku minutach piosenka dobiegła końca.

— I co teraz?- Max nie puszczał Liz.

— Nie wiem.- Liz rozejrzała się po pokoju, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przysunęła się bliżej niego. Max odgarnął jej włosy za ucho i objął jej twarz pochylając się nad nią. Gdy ich usta się lekko musnęły Liz się odsunęła.

— Coś się stało?- Liz zachwiała się, jej upadek uniemożliwił Max.- Liz?- Dziewczyna po chwili stanęła.

— Musimy jechać do parku.

— Coś się stało?

— Michael ma problemy.

— Co?

— Chyba ktoś odkrył kim naprawdę JEST Michael.

— Ale skąd wiesz?

— Po prostu chodźmy.

Michael przerwał swój monolog odbierając telefon.

— Tak?- Spytał niewyraźnie.

— Co ty znowu zrobiłeś?

— Liz?

— Zrób cokolwiek by nadal nie zwracać na siebie uwagi. Za chwilę ja, Max, Isabel i Alex tam będziemy.- Rozłączyła się.

— Najpierw robisz jakieś czary mary, a później spokojnie rozmawiasz przez telefon?!

— To nie była spokojna rozmowa.

— Nie interesuje mnie to! Chcę wiedzieć co zrobiłeś?!

— Albo będziesz ciszej, albo użyję drastycznych środków.

— Co?! Myślisz, że możesz mnie zastraszyć?!- Michael ponownie zakrył jej usta dłonią i wpakował do samochodu.

— Uprzedzałem.

Liz jako pierwsza wysiadła z samochodu.

— Mów co zrobiłeś.- Po chwili koło niej byli Max, Alex i Isabel.

— Skąd wiesz?

— Co?!

— Zamknąłem twoją rozhisteryzowaną przyjaciółkę w aucie po tym jak zobaczyła jak naprawiam samochód.

— Moją przyjaciółkę?

— No ta z czółkami na głowie...

— Maria?- Spytał niepewnie Alex.

— Chyba.- Alex podszedł do samochodu.

— Nie mogę otworzyć.

— Użyłem mocy, żeby go zamknąć.

— Kretyn!- Krzyknęła Liz i pobiegła otworzyć drzwi.

— Miałem przestać zwracać na siebie uwagę.
Z samochodu wybiegła Maria.

— Liz... On jest dziwny.

— Wiem.

— Wiesz?

— Tak.

— Jak to?

— Bo...- Liz spojrzała na Alexa.

— My wszyscy jesteśmy inni.- Powiedziała Isabel.

— Wchodzisz w wprawę.- Wtrącił Michael.

— Wszyscy?- Przez chwilę ich obserwowała, aż w końcu jej wzrok stanął na Alexie.

— Nie! Ja nie.

— Wiedziałeś?

— Od dwóch dni.

— Ale inni to znaczy co? Medium? Sekta?

— Zaczyna się...- Liz posłała mordercze spojrzenie Michaelowi, gdy wypowiedział te słowa.

— Inni to znaczy nie stąd.

— Kosmici.- Zakończył Alex.

Maria niepewnie spojrzała na swój materac.

— Gdybym chciała ci wyssać mózg zrobiłabym to już dawno temu.

— Liz! Wiesz, że nie o to chodzi...

— Wiem, wybacz.- Obie usiadły na łóżku.- Nie możesz uwierzyć?

— Ciężko mi. Muszę się spytać Alexa jak sobie radzi.

— Skutecznie pomaga mu Isabel.

— No właśnie, co to była poczwórna randka?

— Nie, wszyscy spotkaliśmy się na imprezie.

— Isabel i Alex?

— Tak.

— A ja?

— Co ty?

— Ja też chcę mieć kosmitę, który mi pomoże.

— Został jeszcze Michael.

— W życiu.

— Pomyśl, że z pewnością nieziemsko całuje. – Maria wybuchnęła śmiechem.

— Z pewnością. A teraz....

— Tak?

— Chcę wiedzieć o co chodzi z kosmitami.

— Po wszystkie wiadomości do Michaela, Isabel też musiała tłumaczyć Alexowi.

— A właśnie, a jak dowiedział się Alex?- Liz położyła się na łóżku zrezygnowana.

— Zapowiada się długa noc...

Max po raz kolejny spojrzał groźnie na Michaela.

— Lepiej będzie jak się uciszysz.

— No dobra, nawaliłem. Nigdy ci się to nie zdarzyło?

— Nie, aż tak.

— Zapomnij o tym, to przyjaciółka twojej dziewczyny... A właśnie jak tam randka?

— Powiedzmy, że twoja głupota przeszkodziła nam w pierwszym pocałunku.

— Miałem się uciszyć, tak? Nie ma sprawy.

Max wszedł na balkon Liz i cicho zapukał w okno. Po chwili stała przy nim ona.

— Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku?- Powiedział patrząc na Marię siedzącą na łóżku.

— Na razie bezczelnie obgadujemy Michaela, Isabel i Alexa.

— A mnie?

— Do tematu Max, dojdziemy koło 3.00.

— Jestem, aż tak mało interesujący?

— Wręcz odwrotnie.- Powiedziała przysuwając się do niego. Pochylił się nad nią.- Nawet nie wiesz jak żałuję, że za oknem jest Maria.

— Ten wieczór mógłby się skończyć inaczej.

— Wiem.

— Skąd wiedziałaś?

— Miałam wizję... Widziałam to co Michael robił w tej samej chwili, co my... Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało.

— Liczę, że to nie przez silną więź emocjonalną?

— Nie, jedyne co nas łączy to uprzykrzanie ci życia naszymi hobby.

— A właśnie, też miałem sobie znaleźć odpowiednie zainteresowanie.

— Czekam.- Przysunęli się jeszcze bliżej.- Może wyślę ją na Pluton?

— Dobry pomysł, ale na razie do niej wracaj, chyba się niecierpliwi?

— Chyba. Do jutra.

— Tak... Do jutra.

Maria podeszła do Michaela jedzącego obiad i po chwili usiadła koło niego.

— Od kiedy kelnerki tak robią?

— Nie obchodzi mnie twoje zamówienie.

— Co? Wszedłem do kawiarni czy psychologa?

— Liz mnie do ciebie wysłała.

— Tak? A po co?

— Masz wziąć na siebie obowiązek wprowadzenia mnie.

— Wprowadzenia w co?

— W te wszystkie kosmiczne sprawy.

— Nie ma mowy. Mam co robić.

— Będziesz tu pracował, więc zacznij myśleć logicznie. Albo powiesz mi teraz, albo będę cię dręczyć kiedy będziesz miał zmianę.

— Pytaj.

— Przede wszystkim chcę wiedzieć jakie są różnice między człowiekiem, a kosmitą? Ja ich nie widzę.

— Powiem ci to, ale w wielkim sekrecie.

— Jasne, nikomu nie powiem.

— Jedyne co nas odróżnia od ludzi, to mruganie od dołu...- Maria spojrzała na jego oczy z przerażeniem.- ...i Las Wenus.

— Kpij z kogoś innego.

Liz przyglądała się Marii i Michaelowi, gdy podszedł do niej Max.

— To będzie dziwne przeżycie.

— I pouczające.- Dodała Liz.- Co robisz dzisiaj?

— Chyba się pakuję.

— Pakujesz? Dokąd jedziesz?

— Jedziemy. Mam plan.

— Czyli...

— Nowy Jork.

Koniec części piątej.












Poprzednia część Wersja do czytania Następna część