onika

Zanurzyć się lub wypłynąć (2)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Niebezpieczne zestawienie.


Miejsce; New York, centrum handlowe. Obecni; niezliczona liczba klientów pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odruchów widząc promocje. Znaki szczególne; wyprzedaż pasty do zębów, nieczynne ruchome schody.

— Mam dość.- stwierdził Michael niosąc za Isabel i Max mnóstwo zakupów(swoją drogą też nieźle nimi obładowanymi).

— Jeszcze tylko jeden obuwniczy... Proszę...- powiedziała Max.

— Dla ciebie wszystko.

— Wiedziałam.- Max spojrzała na Isabel, która przystanęła i wlepiła swój wzrok w jakiegoś bruneta.

— Uh, przystojniaczek.- stwierdziła Max.

— Co?

— Znasz go?

— Nie, ale...

— ?

— Wydaje mi się znajomy.- brunet odwrócił głowę w ich stronę.

— Porozmawiajmy z nim.- zaproponowała Max.

— Przestań.- powiedział Michael. Za późno, Liz uśmiechnęła się do nieznajomego i przywołała gestem ręki.

— Przepraszam, ale czy wiesz, może gdzie jest sklep z...- zaczęła Max.

— Butami?- dokończyła Isabel.

— Za wami...- powiedział delikatnie się uśmiechając.

— Nie jesteśmy stąd.- powiedziała Max, starając się aby zabrzmiało to przekonywująco.

— Ja też nie.

— A skąd jesteś?

— Z Roswell, a wy?

— Colorado.- odparł Michael.

— San Francisco.- powiedziała w tym samym czasie Isabel.

— Los Angeles.- odparła Max.

— Nie jesteście razem?

— Pozwól, że ci wyjaśnię...- zaczęła dość niezgrabnie Max.- Poznaliśmy się w Atlancie, ale każdy z nas jest z innego miasta. To Michael i Isabel, a ty jesteś?

— Max.- Max spojrzała na niego jak na kretyna.

— To ty.- powiedziała Isabel.

— Kto?

— Jesteś moim bratem.


Miejsce; New York, małe mieszkanie na szóstym piętrze. Czas; wieczór. Obecni; Max(ona), Michael, Isabel.

— Potrafię zrozumieć wiele rzeczy. Potrafię zrozumieć, że uwielbiasz telenowele, że w środku centrum handlowego poznajesz swojego brata, ze jakiemuś durnemu Włochowi wciskasz kit o Statui Wolności, ale jednego nie mogę zrozumieć... Dlaczego on ma na imię Max?!!!! Przecież to moje imię. Nie mógł się nazywać Charlie, Scooter, albo Chester? Dlaczego Max?!!! Czym ja sobie na to zasłużyłam, żeby brat mojej przyjaciółki miał na imię tak jak ja?

— Uspokój się...

— Nie potrafię, on zrujnował moje "ja". Skąd mam wiedzieć kiedy będziecie wołać mnie, a kiedy jego?

— Będziemy na ciebie mówić Maxim.- wtrącił ironicznie Michael.

— Nie kpij.

— Mam brata.- powiedziała po chwili Isabel.

— Wiedziałaś o tym od początku.

— Poznałam go.

— Łączą was silne więzi.

— A on teraz wróci do Roswell...

— Wreszcie dobra wiadomość.

— Jedźmy z nim.

— Co?

— Chcę go bliżej poznać. Jedźmy do Roswell, zatrzymamy się tam do końca wakacji.

— Ale..

— Proszę...

— Rujnujesz mi życie.


Miejsce; New York, ulica. Obecni; Max i… Max.

— Może pójdziemy coś zjeść?- spytał Max.

— Możemy.

— Na co masz ochotę.

— Wszystko mi jedno.

— Czy zrobiłem coś nie tak?

— Nie, czemu?

— Dziwnie mnie traktujesz.

— To chyba nie ufność.- zażartowała Max, Max się uśmiechnął.

— Kim tam byłaś?- spytał Max.

— Nie pamiętam.

— Zaczynam się zniechęcać.

— Miałam na imię Liz To wszystko co wiem, owszem mogłam dowiedzieć się czegoś więcej od naszego opiekuna, ale...

— Nie chciałaś?

— Właśnie.

— Rozumiem cię.

— Naprawdę?

— Mhm. Ja też nie chciałbym wiedzieć jaki tam byłem.

— Wspaniały.

— Co?

— Isabel tak uważa.
Zapanował cisza.

— Max?

— Hm?

— Umówisz się dzisiaj ze mną?

— Co?

— Nie traktuj tego jak randki, jak już wiesz jesteśmy stąd... Mogłabym cię oprowadzić, albo coś takiego... To jak?

— Umowa stoi, pod warunkiem że w Roswell mi się zrewanżujesz.

— Jedno pytanie, co to jest Roswell?


Miejsce; New York, małe mieszkanie na szóstym piętrze. Obecni; Isabel, Michael.

— Scrabble?

— Nie.

— Może Chińczyk.

— Isabel przestań.

— Chciałam cię trochę rozruszać.

— Kiedy oni przyjdą?

— A co zazdrosny?- Michael nic nie odpowiedział, tylko obrzucił ją spojrzeniem typu- głupie pytanie.- Na pewno nie długo wrócą.


Miejsca; bliżej nie określona dyskoteka. Obecni; Max i Max.
Max(ona) usiadła przy stoliku, Max(on) poszedł po coś do picia.

— Przepraszam, czy to pani?- mężczyzna, który do niej podszedł podał jej wisiorek.

— Tak. Pewnie mi spadło... Dziękuję.

— Nie ma za co. Wolne?

— Oh, przykro mi, ale...
Max obudziła się w taxówce. Obok niej siedział Max, podtrzymując ja lekko.

— Co się stało?- spytała.

— Chyba zemdlałaś.

— A tamten mężczyzna?

— Który?

— No ten, który dał mi wisiorek.- Max wyciągnął coś z kieszeni.

— Ten?

— Aha.

— Przecież dałaś mi go, żeby ci się nie odczepił w tańcu.

— To czemu...?

— Tak?

— Nie, nic.- Spojrzała na Maxa.- Nieważne.


Koniec części drugiej.


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część