hotaru

Broken Souls (7)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Lato 2032
Ciepłe krople deszczu miękko uderzały o karoserie samochodu. Wycieraczki pracowały wytrwale zgarniając wodę z szyby.

— Cały czas lejej i leje... – wymruczała z niechęcią Maria, ponownie chowając nos w książkę. Czytała Deszczowe opowieści, niesamowitą, bodaj najsłynniejszą opowieść wszechczasów o miłości.

— W książce czy na zewnątrz? – roześmiał się Michael.

— Co? – Maria mruknęła nieprzytomnie – Co na zewnątrz?

— Leje... – wyjaśnił z ciężkim westchnieniem. Nie potrafił przyznać się Marii, iż każde słowo tej książki wrzynało się niczym sztylet w jego serce. Były niczym nieme oskarżenie. Liz zapłaciła życiem za swoje marzenia o wolności. A on nie zrobił nic, by jej pomóc, nic, by ją odnaleźć. Potem było za późno.
Przez ostatnie miesiące, kiedy w końcu zaaklimatyzował się na powrót w Domino 2, świat niewiele się zmienił. Wszystko nadal biegło starym trybem, starym zwyczajem. Tylko jemu wydawało się, jakby stracił barwy.
Najgorsze przyszło jednak później, kiedy w kilka dni po wypisaniu ze szpitala, wezwano go, by oficjalnie zidentyfikować ciało.
Leżała... owionięta zimną mgłą. Jej oliwkowa skóra przybrała odcień kremowy. Była blada, zimna, bez życia. Krew nie krążyła już w jej żyłach, usta nie rozciągały się do cudownego, pełnego radości życia uśmiechu.
Nikt mu nie powiedział... nie przygotował na wstrząs. Sądził, ze jest gotowy, by to znieść. I może był. Ale nie był gotowy na to, co rzeczywiście zobaczył. Jej twarz... zastygła w ciemnym grymasie bólu... Jej piękne, orzechowe oczy rozszerzone były w gwałtownym szoku. Bólu.
Nie mógł na nią patrzeć. Odwrócił się i wybiegł, byle dalej od tego przerażającego widoku. Chciał ujrzeć barwnego motyla ze swoich wspomnień, a zobaczył sam ból i cierpienie.
Nie wydano im ciała. Mimo doskonałych prawników, nie udało im się to. Wojsko nie chciało wypuścić jej ze swoich szponów.... nawet po śmierci.
Wiedział oczywiście, iż to, kim jest, skomplikuje sprawę. Nie przewidział jednak, iż sprawi to, że nigdy nie będzie mu dane się z nią pożegnać... odeszła na zawsze, bez pożegnania. Zabrała ze sobą jego tajemnicę. Jego miłość. Jego marzenia.

— Jakie to piękne... – westchnęła Maria, wycierając oczy chusteczką. Michael zerknął na nią, ale zaraz skupił się na prowadzeniu samochodu.
Tak. Teraz jego życie zajmowały prozaiczne czynności. Zwyczajne, codzienne, szare. Rutyna. Aż zaczął w duchu błogosławić powrót do Domino 2. Służba w jakiś sposób pozwalała odreagować, ale nie zapomnieć. Zresztą, nie chciał tego. Nie chciał zapomnieć Liz, barwnego motyla, który połamał skrzydła.

— Oh... – westchnęła jeszcze raz Maria, odkładając książkę do schowka – Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego autorka napisała takie zakończenie.

— Książka jest oparta na faktach! – przypomniał jej. Modlił się, by sztuczny uśmiech utrzymał się na jego ustach wystarczająco długo.

— Wiem. Ale..

— Co?

— Nei mogę sobie wybaczyć, iż Max umiera. To takie niesprawiedliwe... On powinien był żyć. Przecież w końcu się odnaleźli...

— No i? – spytał cynicznie – Life is brutal.

— A kaktus wyrośnie mi na dłoni...
Michael oparł się pokusie wykształcenia tej klującej roślinki na dłoni Marii. Czasami jego narzeczona bujała w obłokach. Nie miał jej tego za złe. Nie chciał tylko, by jej przebudzenie było równie bolesne, co jego.

— Po tych wszystkich latach poszukiwań, kiedy Max szukał desperacko Liz... zasługiwali na to, do diabła. Zasługiwali na happy end!

— Może autorka nie chciała pisać sequela? – sam nie wiedział dlaczego ciągnął tę dyskusję. Tylko rozjątrzała rany.

— Przecież napisała...

— Raczej całą opowieść od nowa! – skrzywił się. Powinien uciąć tę dyskusję.

— Tak, ale Max poszukując tak desperacko swojej siostry....
Michael westchnął ciężko w duchu.

Padało. A właściwie to lało strasznie. Ale Ath to nie przeszkadzało zupełnie. Ciepłe krople deszczu i tak nie mogły zmyć maskującej farby, a trochę wilgoci raczej nie zaszkodzi sprzętowi.

— Są opóźnienia... – mruknął cicho R. Skinęła mu głową. Wyświetlił mapę na mokrej leśnej nawierzchni. – Michael zwolnił przez ten deszcz. Dziwne.

— Prowadzi ostrożniej?

— Tak.

— Musi wieźć Marię... – mruknęła w zastanowieniu. Ruchem ręki przemieściła kilka punktów na mapie. – Zmiana planów. Idziemy bezpośrednio do niego.

— Kto? – zadźwięczał cichy głos za jej plecami.

— Ava, Robert, Kry... i może jeszcze Lonnie. Nie zapominajmy, z kim walczymy.
Ath.
Co jest?
Zatrzymuje się. Jest z nim jakaś blondynka.
Ok. Wydam rozkazy.

Westchnęła i zdjęła słuchawki łączności. Odwróciła się w stronę Roberta i Avy.

— Do dzieła.

Ten dzień naprawdę był wspaniały. Najpierw niemal pokłócił się z szefem, potem Maria zabrała się z nim w służbową podróż... czytając po drodze Deszczowe opowieści. Potem złapał gumę na środku pustkowia.
Wytoczył zapasowe koło z bagażnika. Przymocował podnośnik przy nadkole i włączył go. Samochód zaczął się podnosić.
Odwrócił nagle głowę. Zaniepokojony bardzo cichym dźwiękiem. Brzmiało to jak śmiech.
Absurdalne uczucie.
Potrząsnął głową i wrócił do zmiany koła. Zablokował przebite i odłączył zaczepy.
Coś świsnęło mu przed oczyma. Poderwał się na nogi i nagle poczuł przeraźliwy ból w szczęce. Zaraz potem runął jak długi.
Kry pochylił się na nieprzytomnym mężczyzną i pokręcił głową z politowaniem.

— I on jest bratem Ratha... Świat zwariował.
Złapał Michaela za fraki zarzucił go sobie na ramię,. Kilka kroków dalej Lonnie robiła to samo z Marią.

Tess chodziła w tę i z powrotem po swoim niewielkim salonie. Dwójce jej ochroniarzy znudziło się już wodzenie za nią wzrokiem,.
Ale Serena była zmuszona śledzić każdy jej ruch i gest. Niepokoiła ją okazywana przez Tess złość na Domino 2. Obwiniała ich za porwanie syna, a nie porywaczy... Jej złości nie zmniejszyło nawet żądanie okupu w wysokości 200 mln dolarów.
W feralnym roku 2017 uchwalono ustawę zakazującą negocjacji z porywaczami. Obowiązywała do dziś, ale Serena nie miała serca przypominać pani Guerin, iż przygotowując okup, łamie obowiązujące prawo.
Serenę dziwiła nieco wysokość okupu. Rodzina Guerin miała duży majątek, ale nie mieli gotówki. Tess zaczęła wiec wyprzedawać majątek. AN razie, po siedmiu godzinach od odebrania żądania, zdołała zebrać połowę potrzebnej sumy. Telefon dzwonił bez przerwy, dlatego też na początku przeoczyła dzwonek własnego. Na szczęście zdążyła odebrać.
Wiadomość powaliła ja na kolana.

— Znaleziono Marię Deluca 400 mil od miejsca porwania.

— Samą? – Tess załamała ręce.

— Tak. Tylko, że...

— Mów!

— Jest tak nafaszerowana narkotykami i lekami psychotropowymi, że istnieje obawa... że nie będzie pamiętała nawet swojego nazwiska.


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część