dzinks

--Zgrzyyty-- (7)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Pociągnęła ręce do góry czując jak napięte mięśnie karku rozluźniają się. Jeszcze raz pomyślała o Michaelu. Musiała się przyznać przed samą sobą, że jest nim całkowicie zauroczona. Ponownie pochyliła się nad komputerem i zaczęła pisać.

Michael leżał na łóżku oglądając telewizje i zajadając się chipsami. Dzisiaj rano dostarczono mu nowy telewizor, pracownicy bardzo się zdziwili stanem starego teraz złomu. Jednakże o nic więcej nie pytali.
Kiedy wkładał chipsa do ust zastanawiał się co teraz porabia zielonooka blondynka. Trzasnęły drzwi i w pokoju pojawiła się, Isabel, blond loki swobodnie opadały jej na ramiona. Uśmiechnęła się i pocałowała go bardzo namiętnie pochylając się na łóżku. Michael zdziwił się , kiedy wstała uniósł brwi.

— Chyba nie zapomniałeś, po co tutaj jesteśmy – zapytała zdejmując sukienkę. Wpatrywał się w jej doskonałe ciało.

— Taa

— Więc dlaczego uganiasz się za tą blondyneczką ? – zapytała stając przed nim, w jej oczach pojawiły się niebezpieczne błyski zawsze wtedy, kiedy była zła. Nie lubiła, kiedy ktoś robił coś za jej plecami. Michael włożył do ust jeszcze jednego chipsa.

— Daj spokój – stwierdził najbardziej obojętnie – Nie uganiam się za nią to raczej ona ugania się za mną. Roześmiała się, wiedział, że mu nie uwierzyła, jakimś cudem zawsze wiedziała, kiedy kłamie. Znali się przecież od tak dawna.

— Powiedz szczerze podoba ci się ? Nie chciał na nią spojrzeć, czy mu się podoba, sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć.

— Prześpij się z nią i po sprawie – dodała. Otrzepał się z chipsów za nim zdążyła zaprotestować pocałował ją przygniatając na łóżku. Był silny, nie pozwolił jej się ruszyć.

— A więc jednak – szepnęła, zamknął jej usta pocałunkiem. Zaczęła się śmiać, nie mogła się uwolnić ze stalowego uścisku.

— ONA CI SIĘ PODOBA – zachichotała.

Maria weszła na balkon, nawet w tej odległości zauważyła parę w znajomym pokoju. Szybko zajrzała przez widziadełko. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości, kiedy zobaczyła Michaela z Isabel. Przez moment pomyślała, że to ona mogłaby być na jej miejscu. Wyszła z balkonu mrużąc oczy , założyła pantofle i wyszła na korytarz zamykając za sobą drzwi.
Zapukała trzy razy do Evansów.

— Cześć Maria – przywitała się Liz otwierając drzwi, właśnie owijała się szczelnie szlafrokiem. „ Czyżbym przyszła w nieodpowiednim momencie?”. Weszła do środka, Max zdążył jeszcze poprawić rozwalone łóżko. „Jednak nie w porę”

— Wiecie, co chyba przyjdę innym razem – próbowała ratować sytuacje. Max zagrodził jej drogę

— Widzę, ż przychodzisz z czymś ważnym, a nami się nie przejmuj – powiedział. „Trudno, ja bym nie zrezygnowała z miłosnych gierek dla rozmowy”
Usiadła. Li przytuliła się do Maxa.

— Słuchajcie , może to zabrzmi no ee… trochę nieprawdopodobnie , ale muszę wam coś powiedzieć . To będzie trochę wstrząsające- zaczęła, nadal siedzieli tak jak przedtem nie reagując. Max zmarszczył brwi.

— Michael Guerin …on… wydaje się

— On jest kosmitą – dokończył za nią Max. Maria wytrzeszczyła na niego oczy, czegoś takiego na pewno się nie spodziewała. Siedziała zupełnie zbita z tropu.

— Wiemy o tym już od tygodnia, dlatego właśnie tutaj jesteśmy – dodała Liz.

— CO?? Więc wy nie zajmujecie się tym, czym się zajmujecie??. Wstała patrząc na nich przerażonym wzrokiem.
Liz zaczęła się śmiać.

— Spokojnie, jakby to powiedzieć pracujemy dla kogoś, kto zlecił nam sprawdzenie Isabel Ramirez i Michaela Guerina. Jego przypuszczenia okazały się prawdziwe, Michael i Isabel to kosmici – wyjaśniła Liz, chcą ją uspokoić. W głowie Marii zaczęło gromadzić się tysiące nowych pytań.

— To ta królewna też??!!

— Maria spokojnie, on są tacy jak my tylko potrafią o wiele więcej – mówił Max.
Ale to wcale jej nie uspokoiło. Zaczęła krążyć po pokoju zastanawiając się, do czego mogło dojść pomiędzy nią a Michaelem. Zadrżała na samą myśl o takiej sytuacji

—, Jeżeli już wiece, kim oni są to, co teraz?. Max i Liz wymienili szybko spojrzenia, odchrząknął.

— Nie powiedzieliśmy ci wszystkiego, … bo widzisz podejrzewamy ich o dwa morderstwa – wyjaśnił Max. Tego już było za wiele, Maria usiadła.

— Zostawiają srebrny odcisk dłoni na swojej ofierze- dodała szybko Liz- Oczywiście to tylko przypuszczenia, nie wiemy czy to naprawdę oni popełnili te dwa morderstwa, a właściwie jedno z nich. Poderwała się gwałtownie, patrząc na nich oszalałym wzrokiem.

— Muszę zostać sama i sobie to wszystko poukładać w głowie – szepnęła.

— Maria na pewno możemy cię wypuścić?- zapytała Liz.

— Tak po prostu chce zostać sama spotkamy się na obiedzie. Potykając się o własne nogi wyszła z ich pokoju, zamknęła drzwi na klucz i położyła się do łóżka. Kosmici, co za paranoja, miała niezbity dowód, była pewna, co do Michaela, ale nie byłą pewna, co do Isabel. Zostało jej dwa dni, zdecydowała, że nie zostanie u ani dnia dłużej, wyjedzie jak najdalej od niego. Nawet w jej własnych myślach nie zostawi jej w spokoju.

Na obiedzie siedziała jak na szpilkach, była sama przy stoliku. Ciągle wydawało jej się, że on siedzi gdzie ukryty patrząc tylko na nią. Przybyli Evansowie i przysiedli się do Marii.

— I jak w porządku? – zapytała Liz uśmiechając się.

— Jeszcze to do mnie nie dotarło, ale wszystko pomalutku – stwierdziła.

— O wilku mowa – szepnął Max, nie chciała się odwrócić, bo dobrze wiedziała, kto zbliża się w jej kierunku. W żołądku miała już stos kamieni. Odetchnęła z ulgą, kiedy Isabel i Michael minęli ich stolik i usiedli dalej. Nie patrzył, nie zerkał, nic, przez cały obiad ani razu nie go na tym nie złapała. Rozmawiał swobodnie z Isabel, Marii wydawało się, że traktuje ją jakby w ogóle nie było jej na sali. Zupełnie straciła apetyt, grzebała widelcem ziemniaki, machinalnie, co jakiś czas próbowała zmusić się do przełknięcia kilku kęsów. Po kilkudziesięciu minutach nie mogła już tego wytrzymać.

— Wiecie, co ja już pójdę, źle się czuje – powiedziała patrząc na Maxa i Liz.

— To przez niego ? – zapytała Liz pochylając się odrobinę.

— Przez niego i przez nią – odparła i podniosła się z krzesła. Zostawiła pieniądze i wyszła jak najszybciej z restauracji. Pojechała windą na trzecie piętro. Była spocona , kropelki potu pokrywały całe czoło, skronie pulsowały za szybko. Minęła jedne drzwi, drugie, trzecie. Zatrzymała się, kiedy minęła pokój Valentiego, był otwarty na oścież. „Dziwne”. Wróciła się i stanęła spoglądając na otwarty pokój. Zapukała lekko, mocniej i nic. Rozejrzała się po korytarzu , jak na złość nikogo nie było.
Weszła do środka, pokój wyglądał na nienaruszony, wszystko stało na swoim miejscu.

— Panie Valenti, ma pan otwarte drzwi – powiedziała, choć zabrzmiało to bardzo głupio. Zauważyła otwarte drzwi do łazienki. Przez chwilę się wahała , ale otworzyła je na oścież,
wchodząc do środka. Stała wpatrując się w leżące ciało. Warga zaczęła drgać nerwowo. Oczy rozszerzyły się z przerażenia. Próbowała krzyknąć, ale z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Patrzyła na martwe ciało Kyla Valentiego.

Ciąg Dalszy Nastąpi


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część