dzinks

Puszka Pandroy (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część



Paryż

— Powiesz w końcu co się stało ?- dopytywała się Maria, teraz ona była zaniepokojona usiadła obok Nicka wpatrując się w niego intensywnie.

— Ja nie jestem prawnikiem – rzekł w końcu. Maria uniosła brwi.
– Co ? Nick nie żartuj – uśmiechnęła się.

— Pracuje w FBI – dodał. Maria roześmiała się, po chwili jednak przestała, ponieważ jej chłopak wyglądał na wstrząśniętego, patrzył na nią, ale w jego oczach brakowało ciepła i czułości.

— Ty mówisz poważnie ?

— Tak i oboje jesteśmy w niebezpieczeństwie – oświadczył- Musisz pojechać ze mną do banku do twojej tajnej skrytki 824. Blondynka wstała, Nick w policji, o czym on mówi, o jakiej skrytce.

— ALE JA NIE MAM ŻADNEJ SKRYTKI !! – wrzasnęła.

— Pięć lat temu twoja matka kazał ci ją założyć, nie pytałaś, po co. Teraz właśnie wszystko zależy od tej skrytki, zależy od niej moje życie.

Siedziba New York Timesa popołudnie.

Jessi był bardzo sympatyczny, zabrał Liz na lunch, wyjaśnił zasady funkcjonowania gazety. Świetnie się razem bawili, Liz opowiedziała mu trochę o swoim życiu. Zaraz po studiach znalazła pracę w Bostonie, pracowała tam dwa lata. Zawsze poszukiwała sensacji, ale tamta praca nie pozwoliła jej się rozwinąć. Przypadek zadecydował, że trafiła do Timesa. Jessi był rozwiedziony, nie miał dzieci , w Nowym Yorku pracował od zawsze. Około pierwszej wrócili do redakcji, natomiast około trzeciej zjawili się tam goście. Wszyscy podnieśli głowy by sprawdzić, kogo przygnało do redakcji. W kierunku Liz szedł Devis i kilku mężczyzn w ciemnych garniturach.

— Wszyscy macie przerwę dwudziesto minutową- zapowiedział, wszyscy zaczęli podnosić się z miejsc i mruczeć z niezadowolenia.

— Panno Parker to jest agent Ross – wyjaśnił Devis, Liz spojrzała na wysokiego bruneta, musiał mieć jakieś czterdzieści lat, spojrzał na Liz obojętnym wzrokiem i powiedział sucho.

— Musimy przeszukać to biurko i zabrać komputer, dostanie pani nowy.

— Dobrze tylko wezmę płaszcz- mruknęła Liz i sięgnęła po płaszcz, pod, którym nadal była mała paczuszka, Liz świadomie zabrała paczkę, nikt tego nie zauważył i odeszła.

Paryż
Maria patrzyła na swojego chłopaka , któremu ufała bezgranicznie ze zgrozą oczach , nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Po chwili jednak przypomniała sobie o skrytce, o której mówił. Jej matka prosiła ją kiedyś by ją założyła, ale co bezużyteczna skrytka w banku może mieć wspólnego z Nickiem. Usiadła

— Nie wyjdę stąd dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz – oświadczyła.

— Musimy jechać do banku nie mamy czasu. Proszę cię kochanie teraz musisz mi zaufać.

— A co potem ?

— Potem wszystko ci wyjaśnię obiecuje- dodał , dotknął jej ręki – Zaufaj mi.



Wyszli z domu, Nick rozglądał się na wszystkie strony, Maria nie była przestraszona, była wściekła.

— Nick pośpiesz się i otwórz mi drzwi!- krzyknęła. Ale Nick się nie odezwał, Maria stała przez chwilę naburmuszona.

— NICK !!!!!- krzyknęła

— O BOŻE NICK –szepnęła biała jak płótno i jakby za słaba by krzyknąć. Na widok leżącego Nicka zadrżała – jak liść i jej twarz zaczęła kurczowo drgać. Leżał tam cały we krwi, z okolic serca sączyła się krew. Maria podniosła rękę i otworzyła nawet usta, ale jednak nie krzyknęła. Próbowała wyciągnąć komórkę, ale nie mogła opanować drżenia rąk.

— Maria – usłyszała słaby głos. Była przy nim trzymała go za rękę.

— Kochanie leż spokojnie wszystko będzie dobrze – próbowała go pocieszać, nie była wstanie wystukać numeru pogotowia na klawiaturze telefonu.

— Maria musisz … uciekać… oni oni…cię obserwują

— Cicho kochanie zaraz przyjedzie pogotowie – dodała w końcu udało jej się połączyć.

— Allo madame. Mon ami ile est blesse.. ( mój przyjaciel jest ranny)

— Maria uciekaj– powiedział ostatkiem sił przerywając jej, potem stracił przytomność. Zamknął oczy. Łzy płynęły jej po policzkach, usłyszała wycie syren. Ktoś inny zawiadomił pogotowie, rozejrzała się bezradnie dookoła, w oddali zobaczyła kilku mężczyzn, którzy wyszli z domu obok. Przez chwilę patrzyli na nią nie ruszając się z miejsca. Jeden z nich szepnął coś drugiemu wskazując na nią i wszyscy zaczęli biec w jej kierunku.

— Oni nas obserwują –szepnęła . Uklękła przy Nicku

— Kocham cię. Zawsze cię kochałam. Mężczyźni zbliżali się , Maria nie pozostała bierna , natychmiast wytarła oczy i wskoczyła do samochodu.

— ONA UCIEKA !!!!- krzyknął jeden z mężczyzn, jednakże było już za późno. Odjechała mijając się z karetką i policją, pozostawiając swojego ukochanego, który już nie żył.
Ciąg Dalszy nastąpi


Poprzednia część Wersja do druku Następna część