Olka

Mój punkt widzenia (6)

Poprzednia część Wersja do czytania

Mamusiu! Gdzie jesteś? Dlaczego znikasz? Dlaczego to wszystko znika. Gdzie ja jestem? Wujek Michael? Nie, nie jesteś wujkiem Michaelem. Ani ty nie jesteś ciocią Isabel! Wy skrzywdziliście mamę! Dlaczego to tak strasznie boli? Dlaczego już cię nie wyczuwam mamo?

— Dlaczego ten smarkacz zaczął znowu wrzeszczeć?

— Chyba połączył się ze mną, gdy kontaktowałam się z Nicolasem. Zdaje się, że widział, jak zabiłam Liz Parker.

— To dzieciak. On nie rozumie takich rzeczy!

— Jest kosmitą, idioto! Już jej nie wyczuwa, tak jak kiedyś. Wie, że coś jej się stało. Może nie rozumie tego co widział, ale to odczuwa.

— Jesteś jakimś pieprzonym psychologiem? Od kiedy?

— Zamknij się Rath!

— Lepiej ty spraw, by ten bachor się zamknął. W przeciwnym wypadku chrzanię Nicolasa i Kivara i skręcę małemu kark!


Nie chcę... Ja nie chcę. Chcę... Chcę żeby mama tu była. Mamo! Nie chcę żeby tak bolało! Dlaczego nie przychodzisz, mamo?

— Ucisz dzieciaka, bo nie słyszę własnych myśli.

— Chciałeś go Nicolasie, więc bierz. Nie obchodzi mnie, że płacze.

— Lonnie, ostrzegam cię. Chyba nie chcesz stracić szansy powrotu na Antar.


Antar? Co to jest Antar? I co tu robi ten chłopiec? Ten Nicolas. Nie lubię go. Nie pomógł mamie, kiedy ta wstrętna Lonnie ją zabiła.

— Zabieram dzieciaka.

— Najpierw zapakuj nas na ten cholerny statek. Tym razem nie damy się wykiwać.

— Rath, nie ty tu dyktujesz warunki.

— Ale to my mamy dzieciaka. Rath ma rację. Nie oddamy go dopóki nie będziemy pewni, że statek na nas czeka.

— Jest za wzgórzem. A teraz daj mi Zana.

— Lonnie, oddaj mu go i spieprzajmy z tej dziury.


Właśnie, bardzo dobrze. Już nie chcę leżeć na rękach Lonnie. Ale czy z Nicolasem będzie bezpieczniej? W końcu zna Lonnie, a ona mnie oszukała, ona zabiła mamusię!

— Co z nim zrobisz?

— Odbiorę, to co Kivara, a potem... No cóż, powiedzmy, że przywita się z matką.

— To tylko dzieciak. Nie zagraża wam.

— Lonnie, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.

— Tak, pewnie masz rację.


Zaprowadzisz mnie do mamy? Naprawdę? Czy to znaczy, że ona nie umarła? Dlaczego więc, nie czuję jej obecności? Dlaczego to wszystko nadal boli? Tak bardzo chciałbym zobaczyć mamę... i tatę. Tato? Kiedy po mnie przyjdziesz? Czy zaprowadzisz mnie wtedy do mamy? A może wysłałeś tego Nicolasa, żeby mnie do niej zaprowadził? Jeśli tak, to czy mam z nim iść? W końcu obiecał zaprowadzić mnie do niej... A skoro tak, to chyba mogę już przestać płakać... Może powinienem mu zaufać...


***


Dokąd dokładnie mnie zabierasz Nicolasie? Trochę już długo idziemy, a ty nawet nie raczyłeś mi czegokolwiek powiedzieć. Czy to możliwe, że prowadzisz mnie do mamy? Brrr... ależ tu zimno. Okropny jest ten wiatr. Mógłbyś mnie czymś przykryć. Nie chcę wyglądać na zaśpikanego, kiedy zobaczę wreszcie mamę. Katar i przeziębienie są wysoce niewskazane w tej sytuacji. Słyszysz? No jasne, zapomniałem...

— Przymknij się! Jak Rath i Lonnie to wytrzymywali?


Przecież ja chcę ci tylko dać do zrozumienia, że chcę się czegoś dowiedzieć o mojej mamie. No i, że jest mi zimno.

— Cierpliwości. Muszę się uspokoić. Już niedługo szczeniak dołączy do swojej matki i będzie po wszystkim.


Naprawdę? Czyli zaprowadzisz mnie do niej? No nareszcie czegoś się dowiedziałem. Dobra, trzeba się przyszykować. Jakby zobaczyła moje podkrążone oczy, to znów zaczęłyby się "biedne dziubaski", a wtedy... Ech, szkoda gadać.

— A więc to cię uspokaja – chcesz się zobaczyć z mamą. Gwarantuję ci. Już niedługo będziesz, tak jak ona, wąchał kwiatki od spodu.


Kwiatki? Uwielbiam kwiatki. Są takie pachnące i kolorowe. Pamiętam, jak kiedyś mama i tata zabrali mnie do parku. I tam był taki piękny ogród i wszędzie latały motylki. I te motylki też były kolorowe. Kurczę, kiedy to było? Chyba niedawno, bo nadal pamiętam zapachy tych... jak im tam było... zaniepominajek? Tylko dlaczego, chcesz bym wąchał je od spodu? Przecież najładniej pachną pyłki, co są koło płatków, na górze. A może to, coś pod spodem też pachnie? Nie wiem, jeszcze nigdy nie wąchałem tak kwiatków, ale chętnie spróbuję... Bo wtedy spotkam mamę, prawda?


Poprzednia część Wersja do czytania