agu84

Mroki Przeszłości (4)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Mroki Przeszłości 4


Krzyk obudził Sophie. Z bijącym sercem usiadła na łóżku. Dopiero po chwili zorientowała się, że to był jej własny krzyk. Dobrze, że jej matki nie było w domu.
"Tylko dlaczego krzyczałam. Przecież nic mi się nie śniło..."w tym momencie wspomnienia ze snu przedarły się do jej świadomości. Ciemna sala, szmery rozmów, a pośrodku piękna dziewczyna w białej sukni. "Boże, to ta dziewczyna..." Jednak ten sen wyglądał inaczej. Nie były to już oderwane wspomnienia, pokazujące się bez żadnego składu. Czuła się tak jakby naprawdę tam była. Jakby była częścią tych wydarzeń. Czuła ból, kiedy obserwowała jak czerwona plama powiększa się na sukience, oraz gniew i nienawiść ociekające z szybko wypowiadanych słów dziewczyny. "Zaraz, tam był ktoś jeszcze..." Słowa nie były kierowane bezpośrednio do niej. Sophie zaczęła sobie powoli przypominać. Zresztą nie rozumiała, o czym mówiła dziewczyna. Adresatką tych okrutnych zdań była jakaś dziewczyna. Dziewczyna z długimi, ciemnymi włosami, nie kruczoczarnymi jak Soph, ale koloru czekolady. Sophie nie mogła zobaczyć jej twarzy, ponieważ była odwrócona do niej tyłem. Ciemnowłosa dziewczyna jakby wyczuła obecność Soph. Próbowała się odwrócić tak, że Soph mogła częściowo zobaczyć jej profil. Wtedy rozległ się krzyk i huk. To właśnie ten krzyk ją obudził.
"Dlaczego mi się to śni. Nawet nie wiem czy to prawda czy tylko bajka, wytwór mojej wyobraźni. Może to tylko nocne mary?" Jednak Soph nie wierzyła w to. Wiedziała, że gdzieś tam ukryta jest prawda. Musi ją odnaleźć, to może wszystko się wyjaśni. Wstała z łóżka i podeszła do okna. Była pełnia, jednak księżyc zasłonięty był przez chmury. Szkoda, jego światło zawsze uspokajało Sophie. Niestety wyglądało na to, że będzie padać następnego dnia. Gdy Soph spojrzała w górę, pierwsze krople upadły z nieba. Jedna z nich uderzyła w parapet. Rozległ się huk. "To nie możliwe, przecież to tylko jedna mała kropelka..." W tym momencie obrazy ze snu znów zaczęły napływać do niej. Uczucie szoku zawładnęło jej umysłem. "Boże, to przecież ta dziewczyna z knajpy, ten punk, jak jej tam było, Lonnie." Wstrząs, który przeszedł przez jej ciało był na tyle silne, ze Soph musiała złapać się parapetu, żeby nie upaść. "Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? Tylko jak mogłam ją rozpoznać skoro one się tak różnią. Ta ze snu to anioł. Anioł zagłady, lecz wciąż piękny, onieśmielający. A ta z klubu to istna diablica. Do cholery, o co w tym wszystkim chodzi???"
Sophie zlustrowała niewidzącym wzrokiem okolicę. Jeden szczegół przykuł jej uwagę. Ciemna postać, pod drzewem po drugiej stronie ulicy. Chłopak. Spoglądał prosto w okna Soph. Ciemność, która nie stanowiła przeszkody dla wzroku dziewczyny oraz deszcz nie były w stanie ukryć tożsamości obserwatora. Punk z knajpy. Rath.

**

Rath nie za bardzo wiedział, co robi. Spławił Lonnie zaraz po wyjściu z knajpy. Nie miał ochoty na kolejne kłótnie, nie miał zamiaru wracać od ich nowej nory. Miejsce w Chicago, w którym obecnie mieszkali było trochę lepszym stanie niż ścieki NY, ale nie za wiele. Musieli zostawić inkubatory. Żadne z nich nie miało ochoty na ponowną konfrontacje z Max'em i spółką., albo z którymś z żołnierzyków Kivara. Czasem Rath zastanawiał się czy dobrze zrobił zabierając się z Lonnie. Miał dość tej suki i jej ciągłych żalów. Tak jakby on jeden był winien. Zaczynał wątpić w to całe przeznaczenie. Może od początku powinni dać sobie spokój i ułożyć sobie jakoś życia tu na Ziemi, nie oglądając się za siebie. Rath kręcił się tak koło knajy, aż w pewnym momencie zobaczył TĄ dziewczynę. Ona i jej paczka zbierali się do odjazdu. Nie wiedząc czemu Rath wsiadł do swojego rozlatującego się grata i postanowił pojechać za nimi. Nie wiedział i nie obchodziło go to jak Lonnie dostanie się do "domu". Najpierw odstawili Rudowłosą laleczkę. Zawsze myślał, że długie, kręcone, czerwone kędziory świadczą o ostrym temperamencie. Widać niewiele wie o Ziemiankach. Za to z jego Czarnej było niezłe ziółko. Zobaczył to w jej ruchach i sposobie z jakim patrzyła na Lonnie. Może gdyby trochę poczekał, i gdyby nie ten chłoptaś, mieliby szanse zobaczyć damską walkę z prawdziwego zdarzenia.
Następny w kolejce był głupawy blondynek. Rath miał straszną ochotę zetrzeć uśmiech z tej gęby Kupidyna. Za następnym zakrętem wóz się zatrzymał i od strony pasażera wyszła dziewczyna. Zaczęła iść w stronę piętrowego domku jednak jej koleś ją zatrzymał. Rath czekał aż zaczną się mizdrzyć, jednak oni nawet do siebie bliżej nie podeszli. Rath'a zaskoczyła ulga jaką poczuł. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że cały czas wstrzymywał oddech. Sam nie wiedział co o tym myśleć.
Po tym jak samochód odjechał, a dziewczyna znikła za drzwiami, miał wracać, ale nie mógł się do tego zmusić. Usadził się wygodnie na przednim siedzeniu i postanowił poczekać do rana.

**

Rath obudził się nagle. Z początku nie wiedział gdzie się znajduje i co się do cholery stało, że wyrwało go to ze snu. Potem przypomniał sobie ciało, które trzymał w ramionach poprzedniej nocy oraz zielone oczy, które go hipnotyzowały. Była noc a on siedział w tym cholernym samochodzie. Dalej jednak nie był pewny co go obudziło. Spojrzał na domek. Po chwili coś mu mignęło w oknie. Postanowił podejść bliżej. Wysiadł z wozu i stanął pod pobliskim drzewem. Była tam. Spoglądała w niebo jakby na coś czekała. Dla Rath'a było to wygodniejsze. Przynajmniej dopóki patrzyła w chmury, na pierwsze krople deszczu, nie zwracała uwagi na okolice. W pewnym momencie zobaczył jak dziewczyna zachwiała się i prawie upadła. "Czyżby za dużo wypiła w knajpie?" Zadrwił z uśmiechem pod nosem, jednak mina szybko mu zrzedła kiedy zorientował się, że dziewczyna patrzy wprost na niego. Miał wrażenie, że zajrzała dokładnie w jego oczy. "Idiota, Ziemianki nie widzą w nocy, a w dodatku w deszczu." Z chwilą kiedy ta myśl zawitała w jego umyśle, dziewczyna wycofała się od okna. " No, Mała nie wyglądałaś na taką płochliwą sarenkę, kiedy wtulałaś się we mnie w klubie."
Rath odwrócił się. Zamierzał po prostu skończyć z tą błazenadą jednak nie zrobił nawet dwóch kroków kiedy usłyszał za sobą odgłos zatrzaskiwanych drzwi. "Cholera..." zaklął pod nosem. Najgorsze było to, że jego serce już zaczęło podskakiwać. Rath zdał sobie sprawę, że całą noc na to czekał. Odwrócił się w stronę domu i zamarł. Szła w jego kierunku, w skąpej bluzeczce i szortach. Boso. Deszcz, który z każdą chwilą padał coraz bardziej, już zdążył ją zmoczyć. Nie patrzyła mu w oczy, jakby bała się tego kontaktu, który ostatnim razem okazał się tak intymny. Rath nie był w stanie ruszyć się nawet o centymetr. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Czekał. Sam nie wiedział, na co, ale czekał. Gdy dziewczyna przystanęła kilka kroków od niego, poczuł ukłucie zawodu. " Czego się Idioto spodziewałeś, że rzuci się na Ciebie i powali Cię na mokry trawnik?..." Rath nie poznawał samego siebie. Spojrzał na jej twarz, lecz nadal uciekała wzrokiem. Jego oczy zaczęły się prześlizgiwać po jej ciele. Boże, jakaż była piękna. Czarne, krótkie włosy, które jeszcze niedawno jeżyły się na wszystkie strony, teraz przylegały do jej twarzy. Ciało miała niezwykle seksowne, lecz w tym momencie jakby dziwnie napięte. Drżała. Rath nie był pewny czy drżenie wywołały emocje, czy deszcz. Nie mógł się ruszyć, chciał się zbliżyć, ale obawiał się, że jeśli spróbuje jej dotknąć, dziewczyna ucieknie. A tego nie chciał; był pewny, że nie może jej zostawić, zapomnieć. Pewny, że teraz jego życie nie będzie już jak dawniej. Duże krople wody ściekały po jej twarzy. Zagubiony kosmyk czarnych jak smoła włosów opadł na policzek. Rath nie mógł się powstrzymać, wyciągnął rękę z zamiarem odgarnięcia włosów i to wtedy na niego spojrzała. Miał wrażenie, że jej zielone oczy świecą. Były jak dwa, płonące wewnętrznym ogniem szafiry. Żyły. Rath stracił resztki oddechu. Jego palce bezwiednie dotknęły policzka dziewczyny. Poczuł chłód, przewrotny, palący chłód. Przeszedł go dreszcz. Boże, dlaczego ta dziewczyna tak na niego działa. Sprzeczności zawładnęły jego umysłem. Równocześnie pragnął zatopić się w niej, poczuć jej smak, i uciekać jak najdalej przed jej zabójczym magnetyzmem. Bał się całkowitego zatracenia. Jeśli zwykły kontakt wzrokowy i delikatny dotyk tak go poraziły, co się stanie, kiedy posunie się dalej? Po raz pierwszy odkąd pamiętał jego serce było rozdarte. Po raz pierwszy pomyślał o sobie jako po części człowieku, poczuł się ludzki. I to wszystko sprawiła ta dziewczyna. Ku jego uciesze przerażenie w jego sercu przegrało walkę z pasją i chęcią poznania. Dłoń Rath'a powędrowała przez obojczyk i delikatnie objęła kark dziewczyny. Przyciągnął ja bliżej, tak blisko, że mógł zobaczyć złote ogniki w jej tęczówkach. Dotknął wargami jej drżących ust. Delikatny z początku pocałunek zaczął wypalać znamię w jego sercu. Zatracił się w tym odczuciu. Pogłębił pocałunek. Jego język zaczął błądzić po jej wargach, delikatnie je rozchylając.
Nagle coś się stało. Poraził go błysk, a cała okolica wypełniła się zielonym, rozpalonym światłem. Z początku nie widział nic poza tą zielenią, potem zorientował się, że spogląda wprost w oczy anioła. Spogląda w oczy, które wyrażały bezgraniczną miłość. On również czuł tą miłość w sercu. Był świadomy tej wzajemności. Nigdy nie czuł czegoś takiego z Lonnie, z żadną kobietą, na Ziemi. Tylko, że to nie była Ziemia. Antar – dziwna pewność zrodziła się w jego świadomości. Jego anioł był częścią jego przeszłości, tamtego życia. Stał teraz jak palant niezdolny się ruszyć. A ona go przyciągała. Coś mówiła.
"Rath...zabronione...musiałam...zbrodnia...kocham...liczy...Ty...kocham..." był w stanie wychwycić i zrozumieć tylko niektóre słowa. Zielone światło jej oczu już go nie oślepiało. To światło księżyca. Tak przyjazne, a jednak tak zabójcze. Poczuł dławiący strach. Bał się nie tyle o siebie, co o nią. Wdział rosnące przerażenie w jej oczach. Jej twarz zmieniła się. Krew. Grymas bólu zniekształcał jej piękne rysy. Poczuł uderzenie mocy, piekący ból i krzyk kobiety, którą kochał. Chciał sięgnąć do niej ręką, uspokoić, pocieszyć. W tym jednak momencie wszystko zniknęło.
Znów był na Ziemi, pod tym drzewem, w deszczu. Woda kapała mu za kołnierz. "Co do cholery..." W tym momencie zobaczył ją. Stała kilka kroków od niego, oparta o drzewo. Oczy szeroko otwarte, bijący z nich szok i przerażenie. Znienacka odwróciła się na pięcie i uciekła. W pierwszym odruchu Rath chciał ją gonić, wyjaśnić swoje zachowanie. Myślał, że to pocałunek tak ją wystraszył. Nagle jednak zdał sobie sprawę, że nie ma po co tłumaczyć. Ona to wszystko widziała, czuła. Ona wiedziała. Ona jest brakującym ogniwem w tej historii.


Poprzednia część Wersja do czytania Następna część