Liz zanosiła się śmiechem jeszcze długo po wyjściu Maxa. Do rzeczywistości przywrócił ja telefon.
—Słucham?- spytała podnosząc słuchawkę.
—Liz? Nie zgadniesz kto mnie zaprosił na bal. – głos Mari był bardzo podekscytowany. Oznaczało to jedno: wielkie kłopoty albo pójście do łóżka z owym facetem.
—Wal, dzisiaj zniosę wszystko, może nawet jajko.
—Dobra Najlepiej usiądź.- po chwili- Siedzisz?
—Jasne siedzę- powiedziała Liz jednak dalej stała.
—Michael Guerin
—Co?!?!?!- tylko to zdołała powiedzieć nim usiadła na fotel. Otworzyła usta ze zdziwienia jednak nic nie zdołała z siebie wykrztusić.
—Właśnie to! Słodki jest może coś z tego będzie - i zaczęła swoje wywody na temat jaki to on jest męski. To typowe u zakochanej nastolatki.
—Dobra.. Zazdroszczę. Ja idę z Maxem.
—Ha! Więc jednak wygrasz zakład.- powiedziała Maria tłumiąc śmiech.
—Nie wiem co w tym takiego śmiesznego. Po prostu z nim idę i tyle- próbowała przywrócić ją do porządku dziennego.
—Ta jasne, a świnie latają. Muszę kończyć. Pa
—Cześć.
Odłożyła słuchawkę i powtórnie usiadła na fotelu. Jutrzejszy dzień zapowiadał się bardzo ciekawie
—Hm z tym Maxem?- spytał Alex gdy wraz z Liz i Maria siedział na stołówce.
—Tak z tym Maxem z którego miałam zrobić króla balu. – odparła Liz nabierając powietrza.
Zauważyła wchodzącego Maxa. Przelotnie na nią spojrzał tym swoim
zawadiackim spojrzeniem
—Przepraszam na chwilę- powiedziała Liz odchodząc od stołu i podążając w stronę Maxa i jego tak zwanej „paczki”.
—Cześć, możemy pogadać?- spytała słodko patrząc na Maxa.
—Jasne.- odparł spokojnie- Poczekajcie chwile- dodał do Isabell i Michaela.
—Co chcesz?- spytał gdy znaleźli się w korytarzu całkowicie sami.
—Czemu to zrobiłeś? Myślisz, że będę na każde twoje skinienie Don Juanie?- odpowiedziała pytaniem na pytanie a w jej głosie brzmiał sarkazm.
—Don Juani? A niby kto miał ze mnie zrobić króla balu?Hę?
Zaniemówiła. Spojrzała na niego i zobaczyła, że
on jest wkurzony.
—Tak, to było moje zadanie ale to nie tłumaczy tego , że miałam być następną zaliczoną ofiarą w twoim notesie!- krzyknęła.
—A ja miałem być kolejną ofiarą twoich głupich zakładów? Liz jednak jesteś beznadziejnie zapatrzona w siebie- powiedział nachylając się. Pocałował ja w usta mocno i zaborczo. Drgnęła pod naciskiem jego warg.
—Jak jestem to czemu to zrobiłeś?- spytała uwalniając się z jego uścisku.
—Bo miałem na to ochotę. Do zobaczenia- odparł i poszedł w swoją stronę