gosiek

Rządni Krwi (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

***

Sama nie wiedziała już po co to robi, to boli, ale coś ją ciągnie, ciągnie do prawdy. Nie ona już nie chce, pójdzie jutro do szkoły jak normalna dziewczyna, nie będzie interesować się już tym "przystojnym i ślicznookim wampirem" – myślała.
Miała ochotę dowiedzieć się coś jeszcze na jego temat. Miał na imię Zan. Podeszła do komputera i zaczęła szukać czegoś o tym stworze.
Po długo godzinnym poszukiwaniu znalazła tylko to, że nigdy nie rozstaje się z dwójką swojego rodzeństwa – Vilandrą i Rathem. Nijaka wampirzyca Sasha, jedna z najważniejszych w stadzie, chciała bardzo aby z nią był, jednak on nie śpieszył się do tego.
Nawet nie zauważyła gdy jej głowa opadła na bok i zasnęła.

***

Maria i Alex szli szkolnym korytarzem do szafek. Nagle obok nich zjawiła się Liz. Była zaspana, nie umalowana i nie uczesana. Popatrzyli na nią dziwnie, a ona tylko ziewnęła.

— Liz, zapomniałaś siebie wziąć z domu dziś?? – spytała Maria

— A co, aż tak źle wyglądam, zaspałam – odpowiedziała ponownie otwierając budzie

— Kim jesteś i co zrobiłaś z Liz??? – Alex potrząsnął Parker tak ze powypadały jej notatki

— Ej...uspokój się – dziewczyna schyliła się, aby je pozbierać
Maria natrafiła na jakąś notatkę o wampirach i jakieś dziwne zdjęcia. Wystraszyła się trochę. Liz taka ułożona, znająca swój cel dziewczyna nagle zainteresowała się takimi dziwnymi rzeczami

— Liz, co to jest? – spytała

— Nic...- powiedziała z wyrzutem wyrywając jej kartki z rąk – Na razie, muszę się umalować w łazience i wziąć książki z szafki, pa

— Pa...- odpowiedzieli naraz odprowadzając ją wzrokiem

Liz szła wąskim korytarzykiem do damskiej łazienki. Weszła obmyła twarz wodą i uczesała się. Popatrzyła na siebie w lustrze. Wyglądała okropnie, miała wielkie wory pod oczami i była blada. Zaczęła szukać w plecaku jakiś kosmetyków, dzięki bogu znalazła jakieś cienie i puder. Umalowała się i znów na siebie popatrzyła w lustrze. Już o wiele lepiej było. To jest prawdziwa Liz Parker.
Wyszła z łazienki i podeszła do swojej szafki. Z trudem ją otworzyła. Z niej wypadła mała biała karteczka. Podniosła ją i zaczęła czytać:
"Proszę, pomóż mi, nie bądź taka jak oni, spotkaj się z mną dziś o północy w parku, na mostku"
Kto to mógł być, rozejrzała się panicznie. Nagle ktoś ja złapał za ramie. Odwróciła się energicznie:

— Panno Parker, lekcje zaczęły się już 15 min temu – powiedział starszy mężczyzna

— Przepraszam pana, panie Howard, zaspałam – odpowiedziała spokojnie widząc historyka

— Wpadnie pani dziś do biblioteki?? – spytał odprowadzając ją do klasy

— Chyba tak, muszę cos znaleźć – uśmiechnęła się

— Dobrze...do widzenia

— Do zobaczenia! – Liz weszła do sali, miała teraz angielski

***

Liz siedziała na lekcji spięta, w ręku gniotła karteczkę. Myślała od kogo ta karteczka, ale pójdzie, ten ktoś prosił więc pójdzie.
Nie słuchała w ogóle nauczycielki, mówiła po raz setny o tym jak wspaniały był Szekspir. Jakie to piękne ma sztuki itp. Nudziło ją to. Ale wiedziała, że może jej nie słuchać bo ma wzorowe na koniec roku. A to za to, że piszę piękne wypracowania i jest zaczytana w książkach. Lecz Szekspira nie lubi.
Popatrzyła na zegarek. Jeszcze 15 min. Podparła się na łokciu i przymknęła oczy.

~*BŁYSK*~
Znowu odgłos dzwoneczków, gotyckie pieśni. Ta sama ściana, wyrzeźbione drzewo. Ona idzie, mała dziewczynka idzie i trzyma w ręku kulkę, świecącą małą kuleczkę.
Podchodzi do niej kobieta, była piękna. Jej kruczo czarne włosy wyglądały ślicznie na jasnej skórze. Kobieta pogłaskała ją po głowie i pocałowała w czoło.
Mała Liz uśmiechnęła się miło.
Kobieta wskazała palcem na wyrzeźbione drzewo. Liz podeszła tak i włożyła w mały otwór kulkę. Było ich tam więcej, ale nie świeciły, tylko dwie: jej, na samym dole i jedna na samej górze.

— Pa mamo! – powiedziała dziewczynka patrząc na kobietę z uśmiechem
~*BŁYSK*~


Poprzednia część Wersja do druku Następna część