Lizzy_Evans

Cien (5)

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część

Liz szybko spojrzala na Millana i pedem rzucila sie w strone roswell. Biegla i biegla wogole nie meczac sie. Wiedziala ze przyjaciele sa w niebezpieczenstwie..ze moga zginac, ze grinakowie to potezne stwory. Biegla ile sil w nogach az nie dotarla do creashdown. Bylo tu spokojnie. Wszyscy siedzieli jak zawsze..nie bylo zadnej ofiary. Nic..bylo poprostu za cicho.
Liz pobiegla na gore do swojego pokoju i zauwazyla jakis liscik na biurku.
Ruchem reki podniosla koperte i otowrzyla ja. W srodku zauwazyl;a czerwona kartek.
"Vhenna twoj czas nadszedl. Znowu zginiesz. a wraz z toba ci ktorych kochasz!".
Dzirwczyna usiadla na lozku. Max..Maria..mama..tata oni wszyscy moga przez nia zginac.
W dzwiach ukazal sie Millan.

—wiem gdzie mozemy ich znalezc.

Pustynia zdawala sie byc pusta jednak za skala zauwazyli jakis ruch. L:iz podbieglsa sprawdzic co to jest. Wyjrzala za skalki maskujac sie troche i ujrzala ni to ludzi ni to wilki..pomieszane,...poprostu okrpone. Zakryla usta zeby nie zwymiotowac.
Rzucila spojrzenie w strone millana i niespodziewanie zza jego plecow wyszedl Max!
Podbiegla do niego.

—co ty tutaj robisz?!-spytala zdenerwowana.

—przyszlem ci pomoc....-max zdawal sie byc zaskoczony ta sytuacja. z niechecia patrzyl na millana-kim ion jest?

—to..to jest moj poddany..max tu jest ...-ostatnie slowa liz zagluszyly\ly jakies krzyki i w ich strone pedzili Grinakowie!
Max chcac obronic swoja ukochana uzyl mocy jednak nie zatrzymal ich na dlugo.
Bariera zostala przerwana a Maxa ugodzano jakas strzala. Upadla mocno na ziemie. Liz szybko podibeglas do niego mimo nadchodzacych w jej strone griuankow.
Millan widzac cala ta scene zaczal strzelac z jakiejs dziwnej broni do wrogow.

—liz...-max plunal grudka krwi-wiesz ze cie kocham?-spytal silac sie na usmiech

—tak..ale..ale nie zostawiaj mnie samej!-krzyknela dziewczyna tulac jego twarz do swojej piersi.

—ach..liz..chcialbym..ale..ale miusiz ty zyc dalej..dla mnie..nie zapomnij o mnie prosze..-ostatnie slowa maxa wypowiedziane zostaly pieknym tonem..a na koniec z jego ust wyplynal potok krwi.
Lsniace lzy zaczely splywac po twarzy liz..chciala sie nawet poddac\.
"Ale nie moge..musze dla niego to zrobic..i zrobie!"- z takim postanoiwieniem sama z millanem ruszyla na grinakow. Stwory przestraszone ich pewnoscia siebie zaczely sie odsuwac. Nagle z liz zaczely buchac plomienie dosiegajace nieprzyjaciol.
Zostal z nich tylko popiol a liz nieprzytomna runela na ziemie.

Poprzednia część Wersja do czytania Następna część