Kes_ALF

Ciężka noc

Wersja do czytania

Pięć dni temu, kosmici i ich przyjaciele, opuścili Roswell. Od tamtej pory, jechali cały czas, zatrzymując się tylko, na kilka chwil, żeby nabrać benzyny i skorzystać z toalety, nawet jedli w czasie jazdy. Wszyscy mieli już dosyć, i marzyli o nocy spędzonej w zwykłym łóżku, jakimkolwiek, nawet najbardziej niewygodnym, byle wysiąść z tego samochodu.
Nagle, wszyscy poczuli dziwny wstrząs, samochód przez chwilę podskakiwał na wybojach, a następnie uderzył w coś, i zatrzymał się lekko przechylony na bok. Michael poderwał się znad kierownicy, przez chwilę nie był pewien, co się dzieje.
-Nic się nikomu nie stało?
-Wygląda na to, że nie.- Max wygrzebał się spod sterty bagażów.- Ale następnym razem, postaraj się odróżniać jezdnię od pobocza, rozumiem, że już ciemno, ale tyle można dostrzec.
Z przedniego siedzenia dał się słyszeć zdenerwowany głos Marii.
-Michael, czy to moja wyobraźnia? Czy ty przed chwilą zasnąłeś i wjechałeś do rowu?
-Nie, to był tylko sen. Mówiłem żebyś nie wyłączała mi radia!- Sam nie wiedział, dlaczego na nią krzyczy, przecież tego nie chciał.
-Zwariowałeś?! Mogłeś nas wszystkich zabić!
Nic nie odpowiedział, nie chciał się z nią kłócić.
-Michael, uderzyłeś się.- Mówiła już łagodnie, ze współczuciem.- Ty krwawisz.
-To nic.- Otarł rękawem, krew, płynącą z nosa. Nie chciał jej współczucia.... Nie, to nieprawda, chciał, ale za nic w świecie się do tego nie przyzna, przynajmniej jeszcze nie teraz.
Wyjęła chusteczkę, i zaczęła wycierać mu krew z twarzy. Zamknął oczy. Delikatny dotyk jej dłoni, o mało nie przyprawił go o zawrót głowy, tak bardzo ją kochał, dlaczego nie mogło być jak dawniej? Pośliniła chusteczkę, i ścierała zaschniętą krew, jak dziecku, trochę bolało, ale i tak chciał żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Zrobiło mu się żal, gdy Max położył mu rękę na ramieniu.
-Mam się tym zająć?
-Nie trzeba, nic się nie stało.
-To nie ma sensu, wszyscy jesteśmy zmęczeni, zatrzymamy się w najbliższym motelu. Puść mnie, teraz ja prowadzę.
Michael przesiadł się do tyłu, Maria również, robiąc miejsce Liz. Udawał, że drzemie i przyglądał się jej, spod półprzymkniętych powiek. Była taka piękna, gdyby tylko wiedział, czego chciała. Pojechała z nimi, ale od tamtego wieczoru, nie rozmawiali o swoim związku, było inaczej, jakby na coś czekała, może na jakiś krok z jego strony? Ale bał się zrobić coś, czego by nie chciała, nie chciał jej do siebie zrazić, szczególnie teraz, gdy nabrał odrobinę nadziei, nie chciał jej stracić.
Zatrzymali się przed motelem, nareszcie, może teraz będzie miał okazję trochę się uspokoić i pomyśleć.
Max wrócił z kluczami.
-Przykra sprawa, są wolne tylko trzy pokoje, dwójki, dwa z podwójnymi łóżkami i jeden z dwoma, więc nie wiem, jak chcecie?
-Chyba jasne, że jedno podwójne dla was.- Isabel wzięła od brata klucz do pokoju z dwoma łóżkami.
Maria patrzyła, to na Isabel, to na Michaela, niech wreszcie coś powie, niech da jej jakiś znak, wiedziała, że ją kocha, powiedział jej to, ale miał do niej żal, że go zostawiła. Tak bardzo jej go brakowało, ale nie była jeszcze do końca pewna, czego właściwie od niego chce. Gdyby tylko zrobił coś, co ostatecznie rozwiałoby jej wątpliwości, przecież go kochała, dlaczego nie mogło być jak dawniej, gdyby tylko wiedziała, czego on chce, czy jej wybaczy? Czy wróci do niej, jeżeli go poprosi? Bała się, zachwiać tą delikatną równowagę, która między nimi powstała, bała się stracić nadzieję, bała się stracić Michaela.
Michael wpatrywał się w czubki swoich butów, jakby poza nimi, nie istniało nic ciekawszego na świecie. Tak bardzo marzył, o spędzeniu z nią nocy, leżeć obok niej, czuć jej ciepło, nie w jakimś ciasnym, zatłoczonym samochodzie, tylko w prawdziwym łóżku. Nie wiedział czy będzie potrafił zasnąć obok niej i nie zrobić nic więcej, ale tak bardzo chciał spróbować, marzył tylko, żeby być blisko niej, nic więcej nie obchodziło go w tej chwili. Poczeka aż zadecydują, przecież nie powie jej, że chce z nią spędzić noc, mogłaby to źle zrozumieć, nie, właściwie dobrze by to zrozumiała, bo on tego właśnie chce, najbardziej na świecie, ale nie zrobi nic, przez co mógłby ją stracić.
Isabel, zadecydowała za nich.
-Chodź Kyle, wygląda na to, że tę noc, spędzimy wspólnie.
Kyle skrzywił się udając zrozpaczonego.
-Dlaczego to zawsze ja, muszę wylądować z mężatką?- I pobiegł za Isabel.
Żadne z nich, nic nie powiedziało. Michael wziął klucz, i poszedł do pokoju, prawie nie mógł w to uwierzyć, czyżby Isabel, czytała w jego myślach? Znów bawiła się, w odwiedzanie cudzych snów? Miał nadzieję, że nie.
-Całkiem przytulny pokoik. Możesz iść pierwsza do łazienki.- Nie wiedział, skąd ten ucisk w gardle, dlaczego czuł się tak dziwnie? Nie wiedział, co ze sobą zrobić, nie, to nie był jednak dobry pomysł, trzeba była spać z Kylem, nie potrafi po prostu spać obok niej, za bardzo ją kocha.
Maria uśmiechnęła się do niego, zabrała swoje rzeczy i poszła do łazienki. Dlaczego nic nie powiedziała? Nie chce z nim rozmawiać? Jest zła, że muszą spędzić tę noc razem? Czy może czuje się tak samo jak on? Jak miał się tego dowiedzieć?
Maria umyła się, i stała przed lustrem, w łazience. Była zdenerwowana, tak bardzo chciała, żeby coś zrobił, nie była pewna, czy chce z nim TO zrobić, właśnie dzisiejszej nocy, ale nie chciała żeby dalej tak było, gdyby tylko mogli szczerze ze sobą porozmawiać, wytłumaczyłaby mu to wszystko, i może by jej wybaczył. Wiedziała, że jest mu ciężko panować nad uczuciami, ale nie była jeszcze do końca pewna swoich. Nie chciała go znowu zranić, nie chciała, żeby znowu wyszło tak, jak wtedy, gdy zaproponowano jej kontrakt. Nie była pewna, czy w tej sytuacji, powinna pokazywać mu się w tej prawie przezroczystej, krótkiej koszulce nocnej, ale w pośpiechu, nie zabrała żadnej innej. Przecież nie wyjdzie tam, i nie poprosi go, żeby pożyczył jej swoją koszulkę. Trudno, spróbuje przemknąć jak najszybciej do łóżka.
Michael siedział na fotelu, zdjął przepoconą koszulę, było mu gorąco, zastanawiał się, co będzie miała na sobie po wyjściu z łazienki. Wyobrażał ją sobie pod prysznicem, miał ochotę tam wejść i ją pocałować, nie dać jej wyboru. Nie, nie wolno mu nawet o tym myśleć, dlaczego tak trudno jest nad tym zapanować. Wreszcie wyszła. Poczuł jak gorąca fala, przeszywa go od stóp, aż po czubek głowy. To, co miała na sobie, trudno nazwać okryciem, mimo, że usiłowała się jakoś osłonić, widział dokładnie każdą część jej pięknego ciała. Uśmiechnęła się nieco zażenowana.
-Możesz już iść.- Przyglądała mu się jak wstawał i szedł do łazienki. Widziała jak bardzo napięte były jego mięśnie, tak bardzo chciała go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, tak jak wtedy, gdy przyszedł do niej, w deszczu, po kłótni z Hankiem. Prawie żałowała, że dzisiaj nie pada.
Michael szybko zatrzasnął za sobą drzwi łazienki, nie mógł się opanować. Włożył głowę pod zimną wodę, trochę pomogło, ale nie bardzo. Usiadł na podłodze i próbował zapanować nad swoimi reakcjami, było o wiele trudniej niż mógłby to sobie wyobrazić. Przed oczami, cały czas, miał jej obraz. Doskonale widział, linię jej bioder, smukłe nogi, jej drobne piersi, zawsze powtarzała, że są za małe, on tak nie uważał, były dokładnie takie, jakie powinny, jak bardzo marzył, żeby ich dotknąć, pocałować. Nie, tego było za wiele, nie potrafił sobie z tym poradzić, nie chciał się jej narzucać, ale miał odrobinę nadziei, że może ona chce tego samego i da mu to jakoś do zrozumienia. Tak trudno było czekać na jej decyzję. Musi czekać, nie ma innego wyjścia, nie narazi się na to, że dostanie w twarz, a ona już nigdy się do niego nie odezwie, nie przeżyłby tego, już wolałby zostać jej przyjacielem, jeśli nie może liczyć na nic więcej. Musi się wreszcie opanować, i wyjść tam, nie może spędzić całej nocy w łazience.
Siedział tam tyle czasu, Maria zaczęła się niepokoić, nasłuchiwała, nie woda nie leciała, co on tam robił tak długo? Podeszła do drzwi i lekko zapukała.
-Michael, wszystko w porządku?
Lodowaty, dreszcz przebiegł mu po plecach.
-Tak.- Wyksztusił, przez zaciśnięte gardło.
-Źle się czujesz?
-Nie, naprawdę wszystko w porządku, zaraz wychodzę.
Robiło mu się na przemian, zimno i gorąco. Co jeśli się domyśliła?- Zimno. Pytała czy wszystko w porządku, martwi się o mnie.- Gorąco. Ale jeżeli się domyśliła, co sobie o mnie pomyśli?- Zimno. Skoro się martwi, zależy jej na mnie.- Gorąco. Powinien był puścić wodę pod prysznicem, myślałaby, że po prostu się myje. Właściwie powinien, wziąć prysznic, tak, lodowaty prysznic, to jedyne wyjście.
W końcu wyszedł z łazienki. Maria przyglądała mu się podejrzliwie, nie do końca wierzyła, że wszystko w porządku. Stanął, niezdecydowany, na środku pokoju.
-Dasz mi poduszkę?- Zapytał.
-Po co? Nie chcesz chyba spać na podłodze? Nie wygłupiaj się, przecież się zmieścimy, co najmniej trzy osoby, mogłyby tu, spokojnie spać.
-Skoro ci to nie przeszkadza.
Stał jeszcze przez chwilę niezdecydowany, a potem zgasił światło, i zaczął się rozbierać.
Maria przyglądała mu się, jak zdejmował spodnie. Dlaczego zgasił światło? Wolałaby, go widzieć lepiej, ale i tak, słabe, rozproszone, światło z ulicy, padało do wnętrza, oświetlając jego sylwetkę, i kładąc na jego ciele, srebrne refleksy. Jak bardzo za nim tęskniła, za dotykiem jego rąk, za jego pocałunkami, za ciężarem jego ciała, na swoim. Tak bardzo bała się, że go straci, a jednocześnie nie potrafiła zrobić nic, żeby go zatrzymać, czuła, że on niczego nie zrobi, że nie chce się jej narzucać, ale sama jeszcze nie potrafiła zdecydować. Tak bardzo chciała, żeby zadecydował za nią. Widziała lekkie drżenie jego mięśni, czy to z jej powodu, czy po prostu jest mu zimno?
Michael położył się na samym brzeżku łóżka, na prawym boku, plecami do niej. Nie przykrył się kołdrą, nie potrafiłby, być tak blisko niej, teraz przynajmniej tkanina oddzielała go od niej, ale nie wiedział, co by się stało, gdyby tej warstwy zabrakło, i nic nie oddzielało go od jej, gorącego, prawie nie osłoniętego, ciała. Nie, to nie do końca prawda, wiedział, ale nie chciał o tym nawet myśleć.... Nie potrafiłby się opanować, po prostu by ją zmusił, nie dałby jej wyboru. Nie może do tego dopuścić, za wszelką cenę. Długo leżeli obok siebie, wsłuchując się w swoje oddechy, tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Michael nie mógł zasnąć, było mu niewygodnie, marzył o przekręceniu się na drugi bok, ale nie wiedział czy ona już śpi, nie mógł na nią spojrzeć, nie wytrzymałby tego, nie potrafiłby zapanować nad własnym ciałem. Maria czuła niemal namacalnie jego mękę, nie, nie może tego tak zostawić. Odwróciła się do niego, teraz miała przed oczami, jego nagie plecy. Powstrzymała się od pogładzenia ich, widziała, że drży, teraz wiedziała, z jakiego powodu, po prostu to czuła, ona również drżała z podniecenia. Już nie miała, żadnych wątpliwości, co do swoich własnych uczuć, nareszcie wiedziała, czego naprawdę chce.
-Michael, śpisz?- Doskonale wiedziała, że nie spał.
-Nie, nie mogę zasnąć.- Sam zdziwił się, swoją szczerością.
-Czy możesz na mnie spojrzeć?- Wolała patrzeć mu w oczy.
-Wolałbym nie.-Gardło miał ściśnięte, bał się, że źle to zrozumie.
Maria zrozumiała, dlaczego nie chciał patrzeć. Tym razem, pogładziła delikatnie jego plecy. Wstrząsnął nim dreszcz, przez chwilę ciężko dyszał.
-Michael, naprawdę, możesz się odwrócić, nie przeszkadza mi to.
-Co, ci nie przeszkadza.- Miał nadzieję, że dobrze rozumie.
-To, co czujesz, cieszę się, że tak jest.
-Dlaczego?- Głupio było tak rozmawiać, leżąc plecami do niej.
-Dlatego, że ja też tak czuję, i wiesz co Michael, chciałam cię przeprosić.
Odwrócił się do niej, już nie musiał się ukrywać.
-Jak to, przeprosić? Za co?
-Za to, jak z tobą postąpiłam, i jeszcze za to, co zaraz zrobię. Ale chciałabym, żebyś zrozumiał, musiałam przekonać się, jak wygląda normalne życie, bez tego całego kosmicznego zamieszania, nie mogłam całkiem od tego uciec, ale zawsze trochę, musiałam się dowiedzieć czy jestem gotowa z tego zrezygnować, musiałam się dowiedzieć...
Michael patrzył jej głęboko w oczy.
-I, czego się dowiedziałaś?
Spuściła wzrok.
-Ze wcale, nie chcę takiego życia, a wiesz, dlaczego?- Znów spojrzała mu prosto w oczy.- Bo nie ma w nim ciebie....Michael, wybaczysz mi?
Nic nie odpowiedział, odgarnął jej delikatnie, włosy z czoła i pocałował. Odsunął kołdrę, i zaczął całować jej szyję i ramiona, przesunął rękę po jej piersi. Nareszcie ją rozumiał, wiedział, czego chce, i zamierzał jej to dać, tak długo na to czekał.
-Rozumiem to, jako, tak.- Nie mogła w to uwierzyć, to było jak cudowny sen.
Michael, coś sobie przypomniał, przestał na chwilę.
-Mówiłaś, że przepraszasz jeszcze za coś, co zaraz zrobisz, co to miało być?- Patrzył na nią ciekawie.
Uśmiechnęła się do niego.
-Gdybyś mi nie wybaczył, i tak zrobiłabym to, co właśnie zacząłeś.
Zaśmiał się, i wrócił do poprzedniej czynności, odwzajemniła pieszczotę, ich pocałunki stawały się coraz gorętsze, i coraz bardziej niecierpliwe. Wirujące gwiazdy i planety, zmieniające się obrazy, coraz szybciej i szybciej.... Liczyli się tylko oni, świat przestał istnieć.
***
Michael otworzył oczy. Maria już nie spała, przyglądała mu się, oparta na łokciu.
-Dzień dobry.- Cieszył się, że to nie był sen.
Uśmiechała się do niego.
-Mało brakowało, a byłoby, dobry wieczór, już dwunasta. Wiesz, że uwielbiam patrzeć jak śpisz?
-Czy ja przypadkiem nie śpię z otwartą buzią?- Patrzył na nią podejrzliwie.
-Tak, i to jest właśnie takie słodkie, wyglądasz, jak małe dziecko.
-Aha, to jakiś nowy rodzaj zboczenia?- Śmiał się, pocałował ją, i położył z powrotem na poduszce.
-Zaraz, powiedziałaś, że już dwunasta? Dlaczego nikt nas nie obudził? Rano mieliśmy jechać dalej.- Michael się zaniepokoił.
-Chyba nic się nie stało? Chodźmy sprawdzić.
Razem wyszli z pokoju, reszta przyjaciół siedziała przy stoliku, przed motelem, śmiali się i żartowali.
-Hej, co jest?! Dlaczego nas nie obudziliście?- Michael był poirytowany.
Max, przyjrzał im się uważnie.
-Nie chcieliśmy wam przeszkadzać, i jak poszło?
-Przecież widać, że dobrze im poszło, skoro nie dawali znaku życia, do wpół do pierwszej, a teraz stoją tu cali i zdrowi.- Kyle obrzucił ich badawczym spojrzeniem.- Ale swoją drogą, to było ryzykowne, nie wiadomo czy zostało by ci jeszcze coś do leczenia.
-Co było ryzykowne? O czym wy mówicie? Co miało dobrze pójść?- Michael czuł się, całkowicie zbity z tropu.
Isabel, wyjaśniła im, w czym rzecz.
-Bo widzicie, to był taki podstęp, żebyście się w końcu dogadali. Nie mogliśmy już patrzeć, jak tak naokoło siebie chodzicie, i Max wymyślił żeby was zamknąć na noc w jednym pokoju, w jednym łóżku. To nie prawda, że nie było innych pokoi, mogliśmy w nich spokojnie przebierać.
Max śmiał się widząc ich miny.
-Pomyślałem, że albo się pozabijacie, albo się pogodzicie, i czy tak czy tak, będzie z wami spokój.
Teraz, Michael i Maria, śmiali się także.
-No dobrze, ale skoro uknuliście przeciwko nam spisek, musicie ponieść karę, a karą będzie pobyt tutaj do jutra, i nie spodziewajcie się naszego towarzystwa.- Michael objął Marię, i poszli z powrotem do pokoju.
Nikt nie protestował.

KONIEC






Wersja do czytania