Luthien

Król Zan i królowa Simbelmyne (9)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział 9 Spotkanie

Nasi kosmiczni przyjaciele wyjechali 2 godziny po tamtej rozmowie. Dotarli do celu około 3 popołudniu. Spotkanie miało odbyć się w jaskini niedaleko inkubatorów. Max nie był z tego zadowolony.

—Liz możemy pogadać na osobności?-spytał.

—Dobra, chodźmy-odparła Liz.
Odeszli kawałek dalej od grupy.

—A co jeśli mnie rozpoznają albo to pułapka?-spytał Max.

—Obronimy się. Jest nas pięcioro. Nie będą cię pamiętali. Zresztą nie wierzę, że to będą sami władcy. Pewnie przysłali swoich ludzi, pewnie zastępców, posłów. Nie martw się. Nie wolno nam tylko wyjawić naszych imion. Ja jestem Beth. Ty i Is musicie zmienić swoje. Michael nie koniecznie. Musimy uważać co mówimy. Wracajmy.

Przy skałach stało 10 samochodów. Władcy nie pozbawili posłów eskorty. Czwórka Roswellianów i Melaya weszli do jaskini. Na początku było ciemno,
ale w głębi dostrzegli dziwne światło.

—Kosmiczne zabawki-stwierdził Michael.
Przeszli przez coś w rodzaju bramy i znaleźli się w dużej sali. Na miejscu czekało na nich około 30 "zielonych ludzików".

—Nareszcie jesteś Melaya! Czekamy na ciebie od dłuższego czasu.-odezwał się jeden z nich.

—Witaj. Musiałam przyjechać. Mieliśmy problemy z dotarciem na miejsce.-usprawiedliwiła się.

—Mieliście? Właśnie, kim są twoi towarzysze?-spytał.

—Uratowali mi życie. Tyle ci wystarczy. To jest Jack, jego żona Beth, jego siostra i przyjaciel.-przedstawiła Max i resztę.-A to są posłowie Lahreka-Kanster, a to Korse-Masel- i innych władców.-wyjaśniła im.

—Można im ufać?-spytał Masal.

—Inaczej nie przyjechałabym z nimi. Poznałam ich w Roswell.

—Ludzie z Roswell??? Świetnie!-powiedział ironicznie.

—Uważaj na słowa!-odparł Michael.

—Bo co? Nas jest 30 a was 4, kto by wygrał?

—Mike spokój!-powiedział Max.

—Tchórzycie?-kosmita nie miał zamiaru przestać, a mając liczebną przewagę nie bał się niczego. Michael uspokoił się trochę. Żaden Rosweliański człowiek czy kosmita nic nie odpowiedział. Masel się zdenerwował. Niespodziewanie wycelował w Michaela. Tego nie mogła przewidzieć nawet Liz.
Michael nie zdążył zareagować, ale moc Masala zatrzymała się tuż przed jego nosem.

—Dość!-krzyknęła postać stojąca do tej pory w cieniu.

—Dość-powtórzyła już spokojniej-Oni są ważniejśli i silniejsi niż myślicie.

—Kim jesteś i co tu robisz?-spytała Melaya nie poznając po głosie.
Wtedy postać weszła w krąg światła. Zmieniła się. Mizła teraz jasne blond włosy, o wiele mniej kolczyków. Wyglądała jak zwykła amerykańska dziewczyna. Ktoś obcy mógłby ocenić ją na 18 lat, a miała 25. Była bardzo ładna, ale nawet Masal skamieniał widząc wyraz jej twarzy. Nie dopuści, aby coś stało się jej przyjaciołom.

—kim jesteś?

—Nazywam się Ava i przybyłam z Nowego Yorku. Masal, nie jesteś tu po to, aby wszczynać kłótnie!-powiedziała-chyba.

—Nie bójcie się. Jestem z nie udanego zestawu. Antarska Ava była zła-ja jestem jej przeciwieństwem.-dodała Ava widząc jak Melaya na nią patrzy.-Ta czwórka to moi przyjaciele. Możecie im ufać, ale nie wiem czy oni powinni ufać wam. Powiedzieliście im?-zwróciła się do Maxa.

—Nie.

—Niby o czym mieliby nam mówić?-spytała Melaya.

—I nie róbcie tego. Przy spotkaniu z Khavarem mogliby nieumyślnie was zdradzić.

—Co?! Przy spotkaniu z Khavarem?-cała 34-osobowa jaskinia nie była zachwycona taką perspektywą.

—Może dojść do spotkania. A teraz czas na sprawy dla których się tu zebraliśmy. Układ Pięciu Planet może niedługo zostać zniszczony, Khavar przejmie władzę także nad Ziemią. Co zamierzacie zrobić?-spytała Ava.

—Trzeba zabić Khavara lub przewieźć Melayę na Lamper lub odnaleźć Zana. Nie mamy dośc siły, aby go zabić, nie wiemy czy Zan żyje, a Melaya może wrócić dopiero za rok.-odpowiedział Kanster. Dodatkowo nie wiemy co dzieje się z przybocznym Khavara na Ziemi, Nicholasem. Razem z armią skórów
zniknął 6 lat temu.-mówił dalej kosmita.

—Nicholas i skórowie nie żyją.-powiedział Max.

—Nicholas nie żyje? Skąd o tym wiecie?-dziwił się Masal.

—Zabiła ich Królewska Czwórka-wyjaśnił Max.

—Królewska Czwórka nie ma dość mocy by pokonać skórów.-odparła Kanster.

—Nieprawda! Czy nie pamiętacie o przepowiedni?-po raz pierwszy odezwała się Liz.

—Przepowiednia mówi o 5 osób. Zresztą dotyczy tylko Khavara.-powiedziała Melaya.

—Nie Khavara, ale największego wroga. Piątka kosmitów miała bronić swoich dwóch domów.-mówiłą dalej Liz.

—Co ty możesz wiedzieć o przepowiedni? Nigdy nawet nie byliście na Antarze!-Masal żywił do kosmitów z Roswell dziwną niechęć.

—Kto ci to powiedział? Byliśmy kiedyś na Antarze, ale to było dawno temu.-powiedział Max.

—To miał być zjazd władców, a wy kim jesteście? Zielonymi ludzikami, jak nas zwą na Ziemi, którzy nawet nie mają przywódcy i mieszkają kilka tysięcy
lat świetlnych od domu.-Masal nie poddawał się.
W tej chwili zdarzyło się coś bardzo dziwnego. Kilku kosmitów stojących z tyło zostało odrzuconych na boki, a w miejscu gdzie stali pojawiła się srebrno-błękitna tarcza, w którą trafiło białe światło. Za tarczą stało około 40 skórów.

2 minuty wcześniej.

W czasie, gdy trwała kłótnia Masala z Maxem Liz miała wizję.
Zachwiała się, ale Is ją podtrzymała.

—Co się stało?-spytała.
"Miałam wizję"-"odpowiedziała" Liz.-"kiedy dam znak utwórz barierę z tyłu za wszystkimi. Przekażę to reszcie. W piątkę damy radę. Musisz uwierzyć w swoją moc. Jesteś potężna. Pamiętasz, co Tess zrobiła skórom? Razem jesteśmy jeszcze silniejsi. Uda się, jasne?"
"To skórowie? A Khavar?"
"Tak, skórowie i nie, to nie Khavar"
"Ok, dam radę."
Liz "przekazała to" Maxowi, Michaelowi i Avie.
"Liz ja nie umiem zrobić tego co Tess"-"powiedziała" Ava.
"Ona też tego nie trenowała. Chyba. Ava jesteś bardzo silna, ale nie ufasz swoim zdolnością. Kiedy podejdą bliżej sprawdź ich umysły. Niektórzy mogą być po naszej stronie, tak jak Courtney."

—Mamy dwa domy!-powiedział Max, przerywająć milczenie.
Ich tarcza wytrzymała. Skórowie byli nie mniej zdziwieni od Melayi i reszty.
"Liz, nikt"przekazała Ava Liz.

—Kim jesteście i czemu chceliście nas zabić? Mówcie, bo zginiecie.-powiedział Max.

—HA, HA, HA...Nie macie dość siły!-odpowiedział jeden ze skórów.

—Jesteś taki pewien?-rzekł Michael.
"Michael przestań! Nie igraj z nimi!"-"krzyknęłą" Liz.
Światło zaczęło świecić jeszcze jaśniej, ale kosmiczna 5 nawet nie drgnęła.

—Khavar ich wysłał-powiedziała Ava.

—Nie czytaj w naszych myślach, bo to się dla ciebie źle skończy!-odkrzyknął przywódca skórów.
Ava zachwiała się,a bariera trochę przygasła, ale kiedy Liz chwyciła ją za rękę, to wszystko wróciło do normy.

—Po pierwsze nie musiała czytać ci w myślach, żeby do tego dojść, a po drugie na twoim miejsu zastanowiłabym się, co mówię! Czy Khavar jest z wami?-spytała Liz.

—Nie-sam dziwił się, że mówi prawdę-Sami sobie poradzimy. Ava złotko mam z tobą porachunki!

—Niby jakie?-dziewczyna nie wiedziała, o czym on mówi.

—Zabiłaś mojego przyjaciela na Antarze! Pożałujesz tego!
Wystrzelił jeszcze mocniejszą w stronę Avy.

Melaya, kiedy usłyszała, że Khavara nie ma na Ziemi, ochłonęła ze zdumienia i już chciała pomóc
tamtej piątce, ale nie zdążyła.
Kiedy skór wystrzelił do Avy bariera rozbłysła, a chwilę później po skórach zostały jedynie strzępy unoszące się w powietrzu.
Melaya znowu osłupiała.
Max, Liz, Is, Michael i Ava nadal stali bez ruchu. Nie opuścili jeszcze tarczy, ale bariera była przesunięta o kilkanaście metrów dalej.

—Co to było?-pierwsza ocknęłą się Melaya.

—Mówiłam, Masalu, żebyś z nimi nie zadzierał, bo są silniejsi od ciebie.-powiedziała Ava.

—WOW! Wy pokonaliście ponad 40 skórów!-Kanster był pod wrażeniem.
Bariera zniknęłą. Max opuścił prawą dłoń. Lewą przez cały czas trzymał Liz, a ona Avę. Liz po raz pierwszy użyła bariery. Nie musiała przy tym przytrzymywac jej ręką. Wystarczyła siła woli. Czwórka Kosmitów + Liz odwróciłą się spowrotem do Melayi i reszty.

—Ava dowiedziałaś się coś?-spytał Max.

—Nie dużo. Khavara rzeczywiście nie było na Ziemi kiedy to mówił, ale...

—Jak to nie było? Powinnaś powiedzić nie ma-przerwał jej Michael.

—ale nie wiem czy teraz nie przyleci. Zresztą oni z pewnością nie wiedzą wszystkiego. Khavar może być na Ziemi, ale oni o tym nie wiedzieli. On chciał zabić nas i Melayę. Poza tym nie wie, gdzie podziewa się Simbelmyne.

—Chwileczkę! Coś tu się nie zgadza.-powiedział Kanster-w jaki sposób udało wam się ich pokonać?

—Połączyliśmy siły-odpowiedziała Liz-Mieliśmy dobry refleks-lata ćwiczeń.

—Ale bariera powstała zanim oni zaatakowali, a po drugie żadna bariera nie jest w stanie powstrzymać skórów.-rzekł Kanster.

—Nie pamiętacie co mówiliśmy o skórach Nicholasa. Zresztą o co wam chodzi? Uratowaliśmy wam życie!-powiedział Michael.

—Nigdy nie widzieliśmy takiej tarczy. Zan miał zieloną...-powiedział Kanster.

—Dobra, nie ważne jak, ale uratowali nam życie. Teraz przejdźmy do spraw spotkania.-przerwała Melaya.
"Dzięki"

—Kiedy Khavar dowie się, że jego wysłańcy zawiedli pewnie wyśle nowych.-Zauważył Kanster.

—Albo sam przyleci.-powiedziała Liz.

—Lot na Ziemię trwa tydzień. Do tego czasu Melaya ukryje się. Ale gdzie? Zresztą lot będzie możliwy dopiero za rok-spytał Kanster.

—Melaya to już wasz problem. My mamy większy.-powiedział Max.

—Czyżby?

—Mamy rodzinę. To są ludzie. Khavar ich zabije, my możemy się obronić.

—Z Khavarem nie pójdzie wam tak łatwo. On jest bardzo potężny. Może przejdziemy wreszcie do spraw, dla których tu jesteśmy. Masalu mów.-powiedział Kanster.

—Mój pan, władca Korse, powrócił na waszą stronę. Khavar stracił przez to możliwość kontrolowania radą. Może zaatakować Korse. W imieniu króla proszę was o pomoc militarną. Pamiętajcie, że jeśli Khavar zdobędzie Korse wrócicie do punktu wyjścia, tylko bez nadziei na lepsze.-powiedział Masal.

—A co jeżeli to podstęp?-spytał Max.

—Nie zostałeś wezwany na zebranie, więc się nie odzywaj!-odparł Masal.

—Widzicie jak denerwują go moje rady. Wyślecie ludzi na Korse, a Khavar ich uwięzi lub zmusi do służby jemu.-powiedział Max.

—Max, daj spokój. To ich sprawa. Jeśli nie chcą cię słuchać, to Khavar zniszczy ich planety.-powiedziała Ava.

—Max?-zdziwł się Kanster.-masz na imię Max?

—No...Tak...I co z tego? Moje imię nie jest ważne.

—Mylisz się i to bardzo. Jesteś Roswell, prawda?

—No...

—Max z Roswell jest najbardziej poszukiwanym przez Khavara kosmitą na Ziemi! Podobno jego ludzie wykończyli Nicholasa, ale to tylko plotki. Wy powiedzieliście, że zabiła go Królewska Czwórka?-powiedział Kanster.

—Ava zabiła około 10 skórów. Reszta zginęła, ponieważ zniszczyliśmy ich kombinezony.-wytłumaczył się Max.

—Podobno rozwaliliście cały wydział "Łowców Kosmitów" FBI. Chcieli was zabić na zakończeniu szkoły, ale wy im zwialiście! Ty mógłbyś zostać królem ziemskich kosmitów! W ciągu tych 5 lat odkąd zniknęliście słychać o was poprostu legendy!-powiedział Kanster.

—Te legendy nic o nas nie mówią. Ale to prawda, zniszczyliśmy "Łowców kosmitów".

—Kim byli wasi rodzice na Antarze? Musieli być wysoko postawieni.

—Nie wiemy kim byli.-Max skłamał-Czy to przesłuchanie?

—Jesteś najbardziej znanym kosmitą na Ziemi! Skoro Zan nie żyje ty powinnieneś zostac królem Antaru.

—Nie wiecie nic o Zanie, ani o mnie! Ja nie wrócę na Antar, dopóki nie będzie innej możliwości.

—Narazie mamy jeszcze Khavara. Teraz rozumiem dlaczego mówiłeś o latach ćwiczeń.

—Więc co zamierzacie?-spytał Max.

—Melayę przestransportujemy na Lamper, kiedy to będzie możliwe, a potem zwołamy radę i pozbawimy Khavara władzy.

—Ale to dopiero za rok! Do tego czasu Khavar zabije i mnie i władcę Korse i Maxa.

—Chwileczkę! Nikt nie zabije mi tu Maxa!-przerwała Liz.-Ciebie zresztą też!

—Nie zawsze wyczujecie skórów. Oni ponowią atak! Khavar...-Melaya nie dokończyła.
Do jaskini wbiegł jeden z "ludzi" Kanstera.

—Khavar jest na Ziemi!!!!!-krzyczał.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część