gosiek

Inna Liz (20)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

***

Patrząc na drogę, myślała o przyszłość, o tym jak to się teraz potoczy. Co ma teraz zrobić, powiedzieć mu teraz czy jeszcze poczekać. A tak w ogóle ile trwa "kosmiczna" ciąża?
Max zauważył zmieszanie dziewczyny. Kontem oka obserwował co robi, praktycznie nic. Cały czas patrzy zamyślona w krajobraz. Smutna, jakaś inna. Czyżby to jego wina, może zrobił coś źle. W końcu postanowił się odezwać

— Liz, naprawdę podobał ci się ten miś?

— Co??...A tak śliczny – Liz "obudziła się" – I dzięki za różę, lubię białe – próbowała udawać uśmiech

— Maria mi powiedziała, że je lubisz

— Stara papla...nie lubię jej za to. To był mój mały sekret – dziewczyna jakby oddaliła się od swoich problemów

— O czym myślałaś?? – spytał po krótkiej chwili Evans

— A tak jakoś się zamyśliłam, o niczym ważnym naprawdę

— Jesteśmy na miejscu, witam w mojej byłej szkole!
Liz przyjrzała się budynkowi, był taki czysty, gdy ona chodziła do szkoły – a skończyła ją rok temu tak jak Max, Michael, Maria, Kyle i Tess, Isabel i Alex byli starsi od nich o rok – w Nowym Jorku była ona taka brudna, a zarazem kolorowa dzięki licznemu graffity.
Max złapał dziewczynę za rękę i wprowadził do środka.
Rok szkolny dopiero co się zaczął, był początek września. Na korytarzu było pełno młodzieży gdyż trwała przerwa. Liz spojrzała w stronę jednej z gablot. W środku widniały dwa wielkie puchary i trzy zdjęcia. Pociągnęła Maxa i oboje podeszli tam. Liz po chwili zaczęła czytać:

— " Puchar za zdobycie I miejsca w stanowych zawodach koszykówki" – uśmiechnęła się szeroko – To była drużyna? – spytała patrząc na największe zdjęcie

— Tak

— Ale Max!! To ty i Michael – wykrzyknęła zachwycona, wskazując na dwa, mniejsze zdjęcia obok – Byliście najlepszymi zawodnikami, czemu nic mi nie mówiłeś, uwielbiam koszykówkę!!! -rzuciła mu się na szyję

— No wiesz, nic do gadania, dwa puchary: stanowy i krajowy za III miejsce. To nic takiego – Max podrapał się w tył głowy

— Max ni bądź taki skromny – Liz pokazała dziwną minę i pocałowała w usta

— O witam panie Evans, co cię tu sprowadza?? – spytał jakiś głos z boku, przerywając zarazem pocałunek

— O dzień dobry panie Howad. Przyszedłem po zaświadczenie ukończenia szkoły, zupełnie o nim zapomniałem – odpowiedział Max widząc swojego byłego wychowawcę

— A co to za piękna panienka, nowa zdobycz – spytał uśmiechając się nauczyciel

— Można tak powiedzieć, Liz to jest mój były wychowawca pan Howard

— Witam pana, mam nadzieję, że Max nie był takim zwierzakiem w szkole jak w innych sprawach – Liz wyciągnęła witając się rękę i zaśmiała się pod nosem. Chłopak popatrzył na nią pytająco

— No wie pani, nie znam go aż tak dobrze, to jest już pani sprawa, ja nie wnikam – nauczyciel jednak zrozumiał intencję jej słów – Max, zapraszam do mojego gabinetu, zaraz ci dam dokumenty.
Liz, Max i pan Howard kierowali się w stronę pokoju. Szli tuż za nauczycielem, a Liz aż kucała ze śmiechu. Max pokiwał zrezygnowany głową i powiedział jej cicho

— Liz, nie musiałaś tego mówić
Ale dziewczyna jeszcze bardziej zaczęła się śmieć, bezgłośnie. Po chwili jednak jej przeszło, ale w szła cały czas uśmiechnięta.
Spojrzała na wpatrujących się w nich uczniów. Na ich twarzach było widać grymasy, jakby coś im, a zwłaszcza dziewczynom, nie podobało się w Liz. Ale to było w dla niej zabawne, pewnie tamte nigdy nie miały szans u Maxa, bo był cały czas z Tess, a ona jedną "nocą" miała go na smyczy. " He, nieźle to ujęłam, na smyczy", pomyślała. Słyszała nawet szepty zza pleców – " Co to za nowa laska Evansa" "Widziałaś tą dziewczynę, jaka ona jest dziwna, te kolczyki na twarzy, łe" " Widziałam ją wczoraj w Crashdawn, w ogóle, cała banda Evansowie i spółka mają fajnych nowych znajomych".
Max i Liz po chwili wędrowania przez korytarze doszli do gabinetu pana Howarda. Chłopak odebrał od niego dokumenty i pogadał chwilę. A potem obije wyszli i pojechali w stronę cafeterii.

***

Nicholas, trochę zły wyszedł zaraz za Sarą z zaplecza. Spojrzał w stronę drzwi przez które właśnie weszli jego przyjaciele: Max i Liz.

— Siemka młody! – pomachała Liz

— Cześć, jak fajnie że przyszliście – odpowiedział trochę zawiedzony Nicholas

— Co was sprowadza?? – spytała mile Sara

— A tak sobie wpadliśmy, bez okazji – odpowiedział Max

— Chcecie się czegoś napić, zjeść??

— Ja poproszę Cole Cherry

— A ja nie dziękuje, od rana nie za dobrze się czuję – powiedziała Liz

— Oki, proszę Max -cała czwórka siadła przy ladzie – opowiedzcie trochę o NY – poprosiła Sara

— No, nic nadzwyczajnego. Znaleźliśmy ich, naszą jakby rodzinę kosmitów. Połączyliśmy się że tak powiedz pary...

— Wypraszam sobie...- przerwał Maxowi Nicholas

— No, oprócz tego młodego zgreda – dodała Liz – nie udawaj Nasado – dodała

— A tak poza tym to nic ważnego się nie działo...- dokończyła Max

— No jeszcze oprócz tego, że Max stracił swoje dziewictwo!! – Krzyknął ktoś wchodząc do caffeterii. Cztery pary oczu zwróciły się w tamtą stronę, do środka wszedł właśnie Michael i Maria

— To było niezłe Misiek – powiedziała śmiejąc się Maria, zaraz po niej zaczął się śmiać Guerin, Nicholas i Liz

— No i jeszcze Liz oceniła to za nieudane zajście – dodał po chwili

— Czemu ja muszę zawsze być ofiarą?? – żalił się Max

— Bo jesteś jeszcze głupiutki braciszku – do Crashdawn weszła również po chwili, Isabel z Alexem – Ale wyjdziesz z tego!! – cała grupa razem z Maxem zaczęła się śmiać
Po 10 min. zwijania się ze śmiechu Is zaproponowała, aby zrobić w piątek, czyli za dwa dni, małą zapoznawczą imprezę. Wszyscy zgodzili się z tym. Stwierdzili, że nowojorczykom przyda się to, poznają ludzi z miasta.
W Cafeterii zaczęli zbierać się ludzie, to w końcu czas na lunch w szkole, młodzieży zebrało się dużo. Isabel postanowiła wykorzystać to i ogłosić piątkową imprezę u nich. Stanęła na środku i krzyknęła:

— Wy, ludzie, zapraszamy was w piątek na imprę do nas, niech przyjdzie kto chce!!!!!!!! – usłyszała tylko gwizdy i krzyki radości gdy podeszła do swoich przyjaciół i siadła na kolana Alexowi.
Posiedzieli jeszcze trochę, a potem zdecydowali, że będą się zbierać w końcu Tess i Kyle zostali sami w domu. Wszyscy po kolei wstawali i kierowali się w stronę drzwi. Nagle Liz złapała się gwałtownie za głowę i straciła równowagę spadając bezwładnie na ziemie. Jednak Max był szybki i złapał ją w locie. Wszyscy ze strachem popatrzyli na nią. Evans pomógł jej wstać i spytał:

— Liz, co się stało?

— Nie nic, już dobrze, po prostu w głowie mi się zakręciło – odpowiedziała trochę oszołomiona

— Na pewno wszystko dobrze?? – spytała ponownie Is

— Tak, nie martwcie się, ja tak mam czasem – jednak Isabel wiedziała, jaki jest tego powód – Chodźmy już!! – wszyscy wyszli z restauracji, przy okazji żegnając się z Sarą. Jedynie Nicholas wrócił się i spytał dziewczynę:

— Sara, masz może ochotę gdzieś wyjść dziś wieczorem??

— Z przyjemnością – odpowiedziała i pocałowała go w policzek – przyjdź po mnie o ósmej

— Ok. – rzucił chłopak gdy wychodził.
Był w siódmym niebie, nareszcie odważył się, a jeszcze ona go pocałowała. No może nie tak naprawdę, ale to i tak było cudowne. Z rozpromienioną twarzą wsiadł do jednego z samochodów.
Wszyscy pojechali w stronę domu.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część