***
Ciemna noc, a oni przemykają się pośród jeszcze ciemniejszych uliczek. W oddali słychać było wycie syren i trąbienie samochodów. Na plecach trzymali niewielkie plecaki. Na sobie wygodne ubranie. Szli tak w lekkim pośpiechu. Prowadziła ich ona, Liz, jakby od początku miała wszystko zaplanowane. Może i tak była, a co ich to obchodziło. Co jakiś czas musieli się jednak zatrzymywać, Nicholas jeszcze miał mało sił. Zatrzymali się w końcu przed wielkimi żelaznymi drzwiami. Liz podeszła do klamki, przesunęła rękę wzdłuż niej i pociągnęła mocno do siebie. "Wrota" otworzyły się z wielkim hukiem. W środku było ciemno. Wszyscy weszli kilka kroków do przody ustawiając się w czymś podobnym do rzędu. Liz podeszła do jednej z bocznych ścian i zapaliła światło. Wszyscy stanęli jak wryci patrząc na to co stoi przed nimi: dwa piękne, wywoskowane, lśniące, luksusowe Mercedesy CLK Cabriolet (dla mnie jest zajebisty :]).
— No kochanie postarałaś się – powiedziała prawie piszcząc Maria
— Z takim samochodem mógłbym wszystko...- Michael i Maria natychmiast wskoczyli do jednego
— Gdzie ty takie znalazłaś, one dopiero co weszły na rynek! – spytał Alex przejeżdżając palcami po masce
— No wiesz, ja potrafię wszystko! – pochwaliła się Liz
— Jest extra – zachwycał się Kyle wsiadając do tego samego co Michael i Maria. Zaraz za nim poszła Tess
— To rozumiem, że wasza czwórka jednym?? – spytała Liz nie słysząc odpowiedzi – to dobrze, to ja jadę z Maxem, Is i Alexem. Kto u nas prowadzi??
— Ja...- zgłosił się Max
— Ok.- odparła Parker – A ty Nicholas z kim chcesz jechać??
— Ja wole z nimi – wskazał na samochód w którym siedziała Maria, Michael, Tess i Kyle – przynajmniej wiem ja Valnty prowadzi! – zaśmiał się i wsiadł do Mercedesa. Po chwili do drugiego wsiadła tamta czwórka czyli Liz, Max z przodu i Isabel i Alex z tyłu.
Po chwili z piskiem opon wyjechali z garażu i pojechali w świat. (może zróbmy tak: Merc#1 to ten w którym siedzi Max, Liz, Is i Alex, a Merc#2 to ten w którym siedzą Maria, Michael, Kyle, Tess i Nicholas)
***
Dziesięć godzin drogi dało się we znaki. W każdym samochodzie spali wszyscy oprócz kierowców (odeśpią sobie jeszcze).
#1
Czuła się tak miło, sama nie wiedziała czy śpi, czy po prostu pilnuje aby przypadkiem nie odszedł od niej. Jednak mocna smuga słońca nie pozwoliła jej się nacieszyć tą chwilą. Chłopak poruszył się tak jakby się budził. Uniosła głowę w górę, aby sprawdzić czy to prawda. Tak, niestety obudził się i przeciągnął leniwie. Zbliżyła się powoli do jego policzka i pocałowała. On nie otwierając oczu uśmiechnął się i powiedział:
— Is, mogę prosić jeszcze troszkę?
— Tak – opowiedziała bez chwili wahania i pocałowała ponownie tym razem w usta
— Dzięki, za to właśnie cię uwielbiam – otworzył oczy i przytulił ramieniem czule.
Is spojrzała na przednie siedzenia. Liz już też nie spała. Siedziała skulona i pisała coś w zeszycie.
"Mój świat"
Mój świat był zwyczajny:
dom, szkoła, przyjaciele.
A potem zjawiłeś się ty
i wszystko straciło znaczenie.
Chciano odebrać nam miłość,
ale nie poddawaliśmy się. Nie my!
Najważniejsza była przyszłość,
a w niej ja i ty.
(autor: Olka (majahp@wp.pl ) Przepraszam jeżeli nie podobała ci się to że znalazł się w moim opowiadanku twój wiersz)
...Takie właśnie było moje życie, ale nie żałuje że poznała jego, jego rodzinę. Ale to nie było kilka dni temu, ja go znałam już ponad 50 lat temu, a nawet jeszcze wcześniej. Tam na gdzieś we wszechświecie jest nasz dom, jego i mój, tak byliśmy szczęśliwi i będziemy już zawsze...
Tymi słowami Liz zakończyła zapisywanie w dzienniku i włożyła go z powrotem do plecaka. Patrząc na ledwo patrzącego na oczy Maxa. Wiedziała, że go kocha, chce z nim być na zawsze.
Jechali właśnie jakąś szosą. Dziewczyna spojrzała na zieloną tabliczkę: Roswell 50km. "Boże, jeszcze cała godzina"- pomyślała.
— Max przyśpieszmy, my zaraz z głodu umrę! – powiedziała Liz łapiąc się za brzuch
— My...?? – spytał
— No...tak, ja ...i...Isabel i Alex, prawda – odwróciła się do przyjaciół z tyłu
— Tak!! – powiedzieli naraz
— Jak tylko przyjedziemy do Rowell, zabierzemy was do ekstra cafeterii, zjecie tam pyszne kosmiczne jedzenie
— Kosmiczne?? – spytali Alex i Liz naraz
— No, wiesz u nas jest taka znana restauracje Crashdawn i tam zwala się całe miasto, a ja tam pracuje razem z Tess, no pracowałyśmy – odpowiedziała Is – Jak wiecie to miasto jest znane z katastrofy UFO 1947 i tam jest wszystko kosmiczne – dodała. Na takich rozmowach schodziła im dalsza droga.
#2
Maria już dawno nie spała, nie ona w ogóle chyba nie spała. Cały czas czuwała czy przypadkiem Kyle nie zaśnie przed kierownicą. W pewnych momentach kiedy chłopak skręcał gdy był rozpędzony wpadała w panikę. Nudziła się już strasznie, więc prześliznęła między przednimi siedzeniami i włączyła pierwszą lepszą płytę. Akurat trafiła na jej ulubioną "Limp Bizkit". Włączyła tak głośno, że echo odbijało się po pustyni. Przy okazji obudziła wszystkich w samochodzie.
— Cześć Misiek – zbliżyła się do chłopaka i pocałowała, a on odwzajemnił to w pół przytomny
— Cześć – odpowiedział po chwili – którą mamy?? – spytał przeciągając się
— Jedenastą, za pół godziny powinniśmy być na miejscu – odpowiedział Kyle
— Jestem głodna!- żaliła się Tess z kwaśną miną
— Ja też!!!- wykrzyknął Nicholas – zjadłbym cyklopa
— Najecie się w Crashdawn, zjecie sobie pierścień Saturna, albo paper'jacka – powiedział Michael
— Dobra niech będzie nawet jakaś planeta, byle by była – odparła Maria
— Niedługo będziemy na miejscu, tamci też chyba się już niecierpliwią – Tess wskazała na Mercedesa jadącego przed nimi.