_liz

Siostry podświadomości (3)

Poprzednia część Wersja do czytania

* * *
Isabel zatrzymała się przed budynkiem i rozejrzała uwaznie. Był to dwupiętrowy budynek o barwie zabrudzonej szarości. Tynk odpadał płatami z jego zrujnowanych ścian, a okna były powybijane lub ewentualnie pozabijane spróchniałymi deskami. Drzwi wisiały i skrzypiały, trzymając się jedynie zardzewiałych zawiasów. Ostrożnie pchnęła drzwi. Te wydały z siebie przeraźliwy pisk i jedynie odrobinkę się przesunęły, pozostawiając uchyloną szparę. Popchnęła je ponownie. Odpadające drewno znów rozdarło się na całą ulicę. Lecz tym razem wrota się rozchyliły na tyle możliwie, że mogła wejść do środka. Wewnątrz panował przerażający i otumaniający mrok. Issy rozejrzała się uważnie. Po chwili usłyszała kroki za sobą i błyskawicznie się odwróciła. Uspokoiła się nieco, kiedy zobaczyła Marię i Liz.

— Co wy tu robicie? – warknęła

— Przyjechałyśmy za tobą. Miałyśmy dziwne przeczucie.

— Kazałam wam zostać.

— Issy, chyba nie sadzisz, że byśmy cię posłuchały? – powiedziała Maria – W końcu sama nas tego nauczyłaś.

— Idźcie stąd zanim coś się wam stanie.

— A co się może niby stać? – zakpiła De Luca

— Możecie zginąć. – syknęła Issy

— A co zabijesz nas? – zapytała Liz

— Ja nie, ale on.

— On? – Liz i Maria zapytały razem
Isabel zawahała się. Ale przypomniały jej się wszystkie chwile, które spędziła razem z Ziemiankami. Jak wiele Liz i Maria zawsze ryzykowały dla niej i dla pozostałych. Mimo, że na to nie wyglądało, to jednak były przyjaciółkami. Issy nie miała nikogo innego prócz Maxa, Michaela i ich dwóch. Była im winna wyjaśnienia.

— Kivar. – szepnęła

— Kivar?! – Liz prawie krzyknęła – To on?

— Tak. Ten mężczyzna to Kivar. Idźcie. On chce tylko mnie.

— Pogięło cię? Nie zostawimy cię Issy!
Wrota wejściowe zatrzasnęły się za nimi z wielkim hukiem. A cisze przerwało czyjeś dobitne klaskanie. Odwróciły się i skierowały swój wzrok w stronę drzwi. To był on. Kivar.

* * *

— Vilandro, kochanie. – zabrzmiał miękki głos mężczyzny

— Zostaw ją poparpańcu. – syknęła Maria
Mężczyzna jednak zbliżył się w jej stronę. Maria chciała mu przeszkodzić, ale kosmita skierował swoją dłoń w jej stronę. Po chwili De Luca leżała na podłodze.

— Nie zbliżaj się Kivar. – jęknęła Issy wyciągając niepewnie dłoń

— Niestety nie mogę spełnić tej prośby.
To powiedziawszy znów uniósł rękę, jakby chciał zaatakować Isabel. Ale jasny strumień nie trafił w nią. Issy otworzyła oczy i zobaczyła Liz, która ją osłoniła własnym ciałem. Tego było za wiele. Nie dość, ze chciał ją znów wykorzystać to jeszcze śmiał zranić jej przyjaciółki.
Issy wyciągnęła przed siebie obie ręce. Po chwili wydostało się z nich jasne i przenikliwe światło. Zerwał się potężny wiatr, który przebiegł pomiędzy wszystkimi zgromadzonymi. Liz i Maria, które się ocknęły i szybko przesunęły w kąt pomieszczenia, mocno się siebie złapały i zamknęły oczy. Spojrzały na Isabel. Dziewczyna wyglądała przerażająco. Stała się jakby wyższa, a jej włosy potargał wiatr. Oczy nastolatki błyszczały jak nigdy i zdawały się mieścić w sobie setki tysięcy gwiazd, które zaczęły emanować swa energią. Jasne i delikatne dłonie dziewczyny wydawały się być jakby wyrzeźbione z marmuru i posiadały w sobie niezmierną siłę. Białe, choć z nutkami królewskiego złota, światło wydobywało się z jej dłoni. Potężny wiatr zachwiał postacią Kivara. Nie wiedział co się dzieje. Po chwili wiatr połączył się z owym nieziemskim światłem. Świetlista masa uderzyła ze zdwojoną siłą w budynek. Kamienica zadrżała. Jasność wypełniła całe pomieszczenie i oślepiła wszystkich. Nic nie wiedzieli prócz rozzłoszczonej Isabel. Kiedy wiatr ucichł, a jasność zanikła, Maria i Liz otworzyły oczy. Spojrzały na Issy, która momentalnie wróciła do swej poprzedniej postaci. Wyglądała na niezmiernie wyczerpaną, ale zadowoloną z wyniku jej postępowań. Nagle poczuły delikatny podmuch wiatru. Rozejrzały się i stwierdziły z przerażeniem, ze budynku, w którym się przed chwilą znajdowały, nie ma. Po prostu nie ma. Jakby się rozpłynął w powietrzu. One wciąż stali tak jak wcześniej. Tylko, ze nie miały pod nogami rozsypującej się podłogi, a ciemną ziemię, która wchłaniała w siebie płatki śniegu. Dziewczyny rozejrzały się w poszukiwaniu Kivara.

— Nie ma go.

— Jego tez wymazałaś? – zapytała Maria

— Nie. – powiedziała Issy z przygnębieniem

— Więc co się z nim stało?

— Uciekł?

— Nikt nie uciekł, moje drogie. – odezwał się czyjś głos
To był Kivar. Zły w całym tego słowa znaczeniu. Wyciągnął przed siebie dłoń i skierował strumień zielonego światła przeciw ziemskim dziewczynom. Te porażone kosmiczną mocą, padły z krzykiem na ziemię i skuliły się z bólu. Issy szybko użyła swojej siły przeciwko niemu. Widząc co się dzieje, Liz i Maria wzięły się w garść. Wstały z ziemi i spojrzały na swoją przyjaciółkę i na wroga. Zrozumiały, że to ostateczna walka i losy wszystkich zależą od niej, od nich. Dotarło do nich również, że jeśli nic nie zrobią to Issy przegra. Liz pociągnęła Marię za ramię. Same nie wiedziały co robię. Ale podeszły do Isabel i złapały ją za ręce. Dziewczyny utworzyły krąg, nie puszczając swoich dłoni. A przecież Maria i Liz nie posiadały w sobie żadnych mocy... Jednak dziwna energia się z nich wydobyła. Dziewczyny zdawały się lekko unosić w powietrzu. Strumienie kosmicznej energii, które z nich wypływały zaczęły kierować się przeciwko Kivarowi. Ten był już niesamowicie wstrząśnięty samym faktem tego co się działo. Nagle ogromny błysk rozświetlił przestrzeń. Dziewczyny opadły na ziemię. Stały chwilkę w milczeniu.

— Wow! – wreszcie odezwała się Maria – To było niezłe.

— Jak wyście to zrobiły? – zapytała Isabel

— Nie mamy pojęcia. – wyznała Liz – Po prostu czułyśmy, że trzeba ci pomóc.

— A co z tym alfonsem? – wtrąciła De Luca rozglądając się

— Chyba zmieliłyśmy go na proch. – powiedziała Liz

— Nie no, ja pytam poważnie.

— A Liz ci poważnie odpowiada. – stwierdziła Issy
Wskazała Marii miejsce na ziemi, gdzie leżał drobno rozsypany zielony pył. De Luca otworzyła aż usta.

— Super! Teraz będę mogła straszyć Michaela.
Dziewczyny zaśmiały się.

— Zapraszam was na obiad i duży koktajl. Na koszt firmy. – powiedziała Liz

— Takie walki są wyczerpujące – stwierdziła Issy – Masz rację, czas coś zjeść.

— A może by tak założyć jakąś spółkę? – nawijała Maria – Zmiana w pył itp.?

— Nie. – zaśmiała się Liz – Ja proponuję usługi budowlane. Usuwanie budynków bez zbędnych maszyn i dynamitu.

— Bardzo zabawne. – powiedziała Issy – Na początek proponuje zając się czymś skromnym...Podejmuje propozycję Marii.
Liz i De Luca spojrzały na nią. A Isabel śmiejąc się powiedziała:

— Postraszmy Maxa, Michaela i Kyla.

— O tak! – dziewczyny jej przyznały
The End






Poprzednia część Wersja do czytania