tigi

Razem jesteśmy silni (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Michael cały czas obserwował mieszkanie Maxa. Widział jak Tess wróciła z zakupami, ale Max ani raz się nie pojawił, nawet w oknie. Nagle usłyszał kroki skradające się za nim. Odwrócił się z podniesioną ręką, gotowy do obrony lub ataku. Ale było to niepotrzebne, ponieważ zbliżała się do niego Isabel. Widząc jego śmieszna pozycję, lekki uśmieszek pojawił się na ustach.

— Isabel, co ty tu robisz?

— Ray dzwonił z komórki. Mam pomóc ci obserwować Maxa. – Michael zauważył u Isabel zaczerwienione oczy. Dziewczyna nie powiedziała mu wszystkiego.

— Co się stało? Mów!

— Nasedo ma kamienie. Sprowadził do Roswell wojska Kivara.

— Kiedy? Kiedy ukradł na kamienie?!

— Musiał podczas waszej nieobecności. Nie wiem. Co teraz będzie? Po co staraliśmy się zyskać zaufanie Maxa? Już za późno.

— Isabel, uspokój się. Będziemy go chronić, gdyż jest naszym bratem.

— Nie damy rady. Nie uwierzy nam.

— Bądź dobrej myśli – próbował dziewczynę pocieszyć Michael.

— Czy to nie Liz idzie do Maxa?
Michael wyjrzał na ulicę. Isabel miała rację. Liz zbliżała się powoli do budynku. Chłopak wstał i zawołał ją.

— Liz, po co do niego idziesz?

— Ray kazał mi z nim postarać się spędzać czas jak najdłużej. Ma nadzieje że wtedy wojska nieprzyjaciela nie będą chcieli atakować, jak zobaczą z nim istotę ludzką. – zażartowała Liz.

— Chcesz się narażać?

— Przecież wy będziecie w pobliżu.

— Idź, ale się nie narażaj.

Liz zapukała do drzwi mieszkania. Nie wiedziała co ma robić, mówić by Max zechciał z nią spędzić cały czas. Ray zakazał jej wspominać o Kivarze, żeby nie denerwować chłopaka. Ona uważała inaczej. Lepiej żeby wiedział o grożącym niebezpieczeństwie i był przygotowany do walki. Jak dowie się niespodziewanie o zdradzie, to może przeżyć szok, nawet domyślając się że knuł coś za jego plecami.
Drzwi otworzyła Tess.

— Co to robisz o tej porze?

— Muszę porozmawiać z Maxem. To pilne. Mogę wejść.
Tess wpuściła ją. Liz rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie było Maxa.

— Usiądź. Max jeszcze nie wstał. Zjesz coś? Napijesz się herbaty?

— Herbatę poproszę. – Liz zdała sobie sprawę jeszcze z jednego problemu. Jak ma wytłumaczyć Tess, że musi być cały czas z Maxem.
Tess postawiła na stoliku dwie filiżanki i dzbanek.

— Czy mogę wiedzieć, co sprowadza cię do Maxa o tak wczesnej porze.

— Wolałabym nie mówić.

— Pójdę sprawdzić, czy rzeczywiście śpi. Czasami czyta pół dnia nie wychodząc z pokoju.
Tess cicho zapukała do drzwi i ostrożnie uchyliła. Max siedział na krześle. Na dźwięk otwieranych drzwi spojrzał w tamta stronę.

— Masz gościa. – powiedziała Tess.

— Kto?

— Liz Parker. Ma ważna sprawę do ciebie.

— Tess, jest Nasedo?

— Wyszedł wczesnym rankiem. Nie mówił dokąd. Coś się dzieje?

— Wyczułaś coś?

— Co niby? Nie mów zagadkami!
Max spojrzał w okno. Chciał podzielić się z Tess wiadomościami, ale nie wiedział czy może jej ufać. Komu ma ufać? Niepokoiło go jeszcze to złe przeczucie z którym się obudził rano. Użyto wielkiej siły i to nie do czynienia dobra. Gdzie podział się Nasedo? Czy to wszystko ma wspólnego z nim. Starał się śledzić Nasedo, znaleźć wśród jego rzeczy coś co powiedziałoby mu, że to Nasedo jest zdrajcom. Ale bez efektów.

— max, Liz czeka na ciebie – wyrwała chłopaka z zadumy Tess. Zrezygnowała z wyciągnięcia od Maxa jakiś informacji. Tak jak postanowiła wcześniej nie będzie integrować w sprawy na drodze Max – Nasedo.

— Możesz ją poprosić?
Tess wyszła do Liz. Zastanowiła ją ta dziewczyna. Ostatnio często rozmawia z Maxem. Czy coś ich łączy? Poczuła lekkie ukłucie zazdrości w sercu. Wiedziała że wcześniej ustalili z Maxem, że ich stosunek będzie czysto koleżeński, ale serce rządzi się swoimi regułami. Czy powinna wyznać, że go kocha? Wszyscy zawsze uważali ich za parę, ona tego nie zmieniała, ponieważ tak było lepiej. Nikt nie pytał się wtedy dlaczego razem mieszkają, chodzą wszędzie razem. Czasami gdy pokłóciła się z Maxem i ich kontakt ochłódł kręciło się wokół niej wiele chłopaków, ale żaden nie dorastał Maxowi. Później zaczęła go już sama traktować jako chłopaka. Ale co będzie teraz? Czy Liz znaczy coś dla Maxa? A ona sama znaczy coś dla niego? Tyle wątpliwości ją nurtowała, a nie wiedziała gdzie znaleźć na nie odpowiedź. Nie miała z kim nawet porozmawiać. Tak strasznie brakuje jej przyjaciółki, osoby, której można powierzyć tajemnice sercowe. Może Liz byłaby odpowiednią osobą?
Dziewczyna spojrzała na Liz. Siedziała odwrócona bokiem i powoli piła herbatę.

— Wejdź!
Liz na dźwięk głosu odwróciła się. Wchodząc do pokoju zdziwiło ją, jakie to pomieszczenie jest małe i ciemne. Przez małe okno z trudem wpadały promienie słoneczne, które teraz wyraźnie oświetlały Maxa. Wyglądał teraz jak wielki król, na osobą mądra pełną wewnętrznej siły, mocy. Liz w wyobraźni dorysowała mu skrzydła. Widziała w nim anioła.
Nawet nie spojrzał na nią. Czy wiedział o jej obecności?

— Max, musimy poważnie porozmawiać.
Powoli odwrócił głowę w jej stronę.

— Tym razem na jaki temat? Jak pięknym miasteczkiem jest Roswell, o pogodzie czy o szkole? – zadrwił Max.

— Nie. Chodzi o kamienie. Nasedo je ukradł. Wojska Kivara niedługo będą na Ziemi.

— I mam w to uwierzyć?

— Jesteś w niebezpieczeństwie. Pozwól sobie pomóc.

— Jesteś po stronie Raya. Wy macie kamienie, granolith. Mam uwierzyć że jeden kosmita was przechytrzył? Skąd niby tak wcześnie wiedzielibyście o tym?
Chłopak wstał.

— Ray poczuł niebezpieczeństwo zbliżające się. – Liz nie wiedziała jak przekonać Maxa. Aż nagle zaświtał jej pomysł. – Widziałeś dzisiaj Nasedo?

— Nie.

— A wczoraj zachowywał się dziwnie? Często wychodził?
Do Maxa docierało powoli to co chciała przekazać mu Liz. Nie miał pojęcia co robi teraz Nasedo. Może rozmawia z Kivarem albo wyszedł tylko na spacer. Jak ma traktować wczorajsze dziwne zachowanie opiekuna? Położył się wcześnie spać, milczał. Ale czy Nasedo mógł go zdradzić? Czy dla niego nie liczyły się te 10 lat spędzone razem? Sam miał dziwne przeczucie o zagrożeniu. Czuł że nie poradzi sobie sam.
Liz obserwowała zachowanie Maxa, który ciągle krążył po pokoju. Nagle zatrzymał się. Spojrzał na Liz. Nagle usiał pod ścianą i się rozpłakał. Liz zdziwiło to zachowanie. Podeszła do chłopaka i uklękła przy nim. Ręką dotknęła jego włosów i zaczęła głaskać.

— Liz, to wszystko mnie przerasta. Nie wiem co myśleć, co robić. Miałem nadzieję, że minie więcej czasu do przybycia wojsk nieprzyjaciela – mówił przez łzy.

— Rozumiem Cię. Ale od Twojej decyzji zależy życie twoje, moje, Isabel, Tess, Michaela i wiele innych. Zaufaj nam.
Max widział w oczach Liz, że mówi prawdę. Ta dziewczyna nie jest w stanie kłamać. Ale czy oni ją nie zmylili? Może tak jak Tess, nie wie nic o innych działaniach Raya.

— Na razie Wam zaufam, ale będę was obserwował. – postanowił Max.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część