Alex Whitman

Żniwa Śmierci

Wersja do czytania

Jest rok 2014. Miesiąc przed końcem świata. Rodzice Liz, Marii, Alexa oraz Maxa i Isabel zginęli na początku wojny, która rozpoczęła się 4 lata temu. Szeryf Valenti i jego syn Kyle zginęli parę miesięcy temu. Obydwaj znaleźli się za granicami miasta, gdzie dorwało ich 10 Skórów. Umierali w cierpieniach. Trójka Obcych zaczyna przegrywać, gdyż bez Tess, która odeszła, ich moc jest niepełna. Odeszła, gdy Max i Liz wzięli ślub w Las Vegas w kaplicy Elvisa Presleya. W najbliższym czasie ma się wszystko rozegrać.

— Nie mam już siły – szepnęła płaczliwym głosem Isabel. Powolna walka wycieńczyła ją. Strasznie schudła.

— Wraz z Maxem, Alexem, Marią, Liz i Michaelem siedzieli w Crashdown. Nad miastem rozciągnięte było pole ochronne, dlatego żaden Skór nie mógł się do niego dostać.

W mieście zostało niewielu ludzi. Dawne szkolne pary, były teraz małżeństwami: Max i Liz, Maria i Michael oraz Isabel i Alex. Zmienili swój wygląd, już nie byli nastolatkami, a dorosłymi ludźmi, doświadczonymi ciężko przez los. Max zapuścił włosy, które teraz sięgały mu już prawie do ramion. Isabel ścięła swoje długie blond włosy do ramion i przefarbowała na brąz. Liz też ścięła włosy, ale zrobiła sobie grzywkę. Michael tak jak Max zapuścił włosy, natomiast Maria i Alex nie zmienili swoich fryzur. Byli już zahartowani walką ze Skórami oraz bardziej odporni na widok umierających osób.

— Musisz wytrzymać. Na szczęście jesteśmy razem – pocieszył Alex.

— Żebyśmy wiedzieli gdzie jest Tess – rzekł Michael.

— Tess nie żyje – poinformował ich Max.

Wszyscy się na niego popatrzyli.

— Nie mówiłem wam. Przesłała mi wizję. Zginęła miesiąc temu.

Zapadła cisza. W kawiarni siedzieli tylko oni, gdyż ci co przeżyli bali się wyjść za miasto. Maria była w ciąży. Oczekiwała dziecka. Michael wiedział, że będzie ojcem, cieszył się z tego, ale nikt oprócz nich o tym nie wiedział. Postanowili poinformować ich teraz.

— Słuchajcie, chcemy wam coś ogłosić – uciszył resztę Michael. Maria uśmiechnęła się. Wszyscy popatrzyli się na nich wyczekująco.

— Będziemy rodzicami – oświadczyli dumnie Michael i Maria.

Alex otwierał i zamykał usta nie mogąc wykrztusić ani słowa. Liz rzuciła się Marii na szyję.

— Gratulacje! Tak się cieszę.

Max i Alex zaczęli gratulować Michaelowi. Isabel ożywiła się składając życzenia.

— Będę ciotką – zaśmiała się.

Na chwilę oderwali się od ponurej rzeczywistości. Wtedy odezwał się alarm. Zamilkli.

— Skórowie! – powiedział Max i wraz z Isabel i Michaelem wyszli z kawiarni.

— Uważajcie na siebie! – krzyknęła za nimi Maria.

Wrócili po godzinie.

— Jeszcze jeden. Zlikwidowaliśmy go – powiedział beznamiętnie Michael.

Kiedyś każde z nich wzdrygało się na dźwięk tych słów, lecz teraz nie czuli już nic, nawet satysfakcji. Walczyli żeby przetrwać, nie było miejsca na litość dla wrogów. Tak zlatywał dzień po dniu. Minęły dwa tygodnie. W kawiarni siedzieli Alex i Isabel. Od tych dwóch tygodni nie pokazał się żaden Skór. Wtedy odezwał się alarm.

— Co robimy? – spytała Isabel.

— Nie ma Maxa i Michaela, bo pojechali do komory inkubacyjnej, gdyż udoskonalają granilith. Pojechali wraz z Marią i Liz.

— Pojadę sama – zdecydowała dziewczyna.

— Nie! – zaprotestował Alex.

— Jadę z tobą.

Wybiegli z kawiarni i wskoczyli do samochodu. W polu ochronnym było tylko jedno przejście, na drodze stanowej. Tam właśnie pojechali. Gdy dotarli na miejsce zauważyli, że przejście zostało uszkodzone, dzięki czemu przeszło przez nie troje Skórów. Małżeństwo wysiadło z samochodu.

— Odejdźcie stąd – rozkazała im Isabel.

Skórowie zaśmiali się.

— Ty nam rozkazujesz?! Ty, która zdradziłaś swój lud! – powiedział jeden ze Skórów, wyciągając oskarżająco palec w jej stronę.

Nagle inny Skór bez ostrzeżenia strzelił świetlnym promieniem w stronę Isabel.

— Nieeee! – krzyknął Alex i zasłonił dziewczynę własnym ciałem. Dostał w brzuch. Jego żona widząc to w przypływie rozpaczy i wściekłości strzeliła swoją mocą w trzech Skórów. Klęknęła koło Alexa.

— Alex! Proszę nie rób mi tego. Nie umieraj.

— Isabel – szepnął z wysiłkiem Alex – Uciekaj.

Pom... – nie zdążył powiedzieć, skonał na rękach Isabel.

Dziewczyna starała się nie płakać. Podniosła ciało swojego męża. Wniosła z trudem go do samochodu. Miała siąść za kierownicą, gdy poczuła jak "coś" przeszywa jej ciało. To jeden ze Skórów, przed śmiercią strzelił w nią swoją mocą. Dziewczyna czuła, że krwawi, bardzo obficie. Wsiadła do samochodu Musiała dojechać do miasta, żeby ostrzec Maxa, Michaela, Liz i Marię.

XXXX

W kawiarni "Crashdown"

— Gdzie oni mogli się podziać? – zapytał Max.

— Przecież mieli tu czekać na nas – zezłościł się Michael.

— Coś się stało. Czuję to – powiedziała zaniepokojona Liz.

Wtedy usłyszeli pisk opon i straszny huk. Wybiegli z kawiarni. Samochód Isabel wjechał w mur. Podbiegli do auta. Wyczołgała się z niego siostra Maxa.

— Isabel! – krzyknął Max.

— Skórowie. Trzech. Oni nas zaatakowali. Przejście jest uszkodzone i... Alex nie żyje – dziewczyna zaczęła płakać. Zobaczyli, że jest ranna. Max dyskretnie chciał ją uzdrowić, ale to nic nie dało.

— Nie próbuj. Wiem, że umieram.

— Nie umierasz – zaprotestowała Liz.

— Nie zostanę ciotką – zaśmiała się z wysiłkiem Isabel. Z jej ust płynęła wąska strużka krwi. Dziewczyna zaczęła kaszleć krwią. Max miał łzy w oczach.

Uratujcie się. Proszę was o to – mówiąc to dziewczyna zamknęła oczy, jej oddech stawał się coraz płytszy, aż wreszcie zamarł. Liz przytuliła Maxa. Ten zaczął płakać jak dziecko. Ona spokojnie głaskała go po głowie. Po chwili Max wstał. Podniósł ciało Isabel, a Michael wyciągnął z samochodu ciało Alexa. Pojechali na cmentarz. Pogrzebali ich we wspólnym grobie. Ksiądz nie żył już od dawna, więc sami się pomodlili. Zostało ich czworo. Z dnia na dzień pole ochronne zaczęło coraz bardziej szwankować. Moc była niepełna. Brakowało Tess i Isabel. W ciągu 14 dni całkiem znikło. Skórowie dostali się do Roswell. Czwórka ocalałych próbowała wydostać się z miasta. Przemykali się uliczkami, zaułkami, a nawet kanałami. Mieli ukryty samochód i chcieli się do niego dostać. Później mieli pojechać do komory inkubacyjnej. Dzięki radom nieżyjącej przyjaciółki Liz – Seriny, zdołali przerobić "granilith", tak że mógł zrobić "wyrwę" w czasoprzetrzeni. Max miał wrócić do przeszłości. Zmienić ją, kosztem miłości jego i Liz, ale dzięki temu mogli ocalić świat, gdyż przez Skórów został zburzony porządek kosmosu. To groziło kosmicznym kataklizmem. Dostali się do samochodu, z daleka usłyszeli głosy Skórów. Maria siadła za kierownicą. Jej ciąża była już lekko widoczna. Mimo, że u obcych ciąża trwała miesiąc, to Maria była człowiekiem, a Michael też był nim po części. Głosy Skórów stały się wyraźniejsze. Max, Liz i Michael poszli sprawdzić, czy zdążą uciec samochodem. Maria przekręciła kluczyk w stacyjce. Coś zgrzytnęło.

— Nie chce zapalić. Coś zgrzyta – krzyknęła do przyjaciół.

Michael zorientował się, że to pułapka.

— Mariaaa! Wyskakuj – krzyknął do swojej ciężarnej żony.

Niestety nie zdążyła. Potężny wybuch rozerwał samochód na strzępy. Była w nim bomba. Miała zabić ich wszystkich.

— Mariaaa! – krzyknął Michael i zaczął biec w stronę samochodu, a raczej tego co z niego zostało.

Samochód palił się. Dobiegł do auta. Wtedy z jednego z zaułków wybiegł Skór i strzelił swoją mocą w stronę Michaela. Ten zaskoczony atakiem, nie zdążył się obronić. Michael odwrócił się powoli w stronę Maxa i Liz. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i rozpacz. Upadł na kolana. Max szybko zabił Skóra. Podbiegł do Michaela.

— Maria! Dziecko! – wyjęczał Michael i umarł.

Max trzymał na rękach ciało Michaela. Prócz Liz stracił wszystkich, których kochał. Pojawili się kolejni Skórowie. Max wiedział, że musi ocalić Liz.

— Uciekamy! – krzyknął do swojej żony. Znów uciekali ciemnymi uliczkami. Zauważyli czyjś samochód. Max uruchomił go swoją mocą. W ciągu dwudzestuparu minut dojechali do komory inkubacyjnej. Wbiegli do pomieszczenia, gdzie znajdował się "granilith".

— Nie zostawię cię – rzekł Max.

— Przestań – powiedziała Liz.

— Wiesz, że jeśli mi się uda... jeśli to zrobię, nasza miłość umrze.

— Max! Jeśli tego nie zrobisz umrzemy wszyscy.

— Nigdy cię już nie zobaczę – szepnął zrozpaczony Max. Liz przytuliła się do niego.

— Dziękuję – podziękował chłopak.

— Za co?

— Za każde muśnięcie warg, każdy uśmiech.

— Max nie żałuję ani jednej chwili.

Nagle komora zatrzęsła się. Upadli na ziemie. Max wyciągnął biało-przeźroczysty wałek, który był kluczem do "granilithu". "Granilith" zaczął działać. Max wstał i przyłożył rękę do czrno-fioletowej powierzchni. Coś błysnęło i mąż Liz znalazł się we wnętrzu "granilithu". Liz wstała i wyciągnęła rękę, by dotknąć powierzchni urządzenia. Max wewnątrz "granilithu" zrobił to samo. Zetknęli swe ręce, tyle że przeszkodziła im ściana granilithu. Znów błysnęło. Max zniknął.

— Max! Max – krzyknęła Liz. Upadła na kolana. Po chwili do pomieszczenia wpadło dwóch Skórów. Jednym z nich był Nicolas.

— Gdzie on jest? – spytali, łapiąc Liz.

— Przegraliście – szepnęła dziewczyna.

— Nie odpowiesz?! Więc giń! – Skór wyciągnął broń. Wtedy kolejny raz rozbłysła błyskawica, która powoli zamieniła się w wszechogarniające światło. Dziewczyna wiedziała, że się udało. Max zmienił przeszłość. Ona i Skórowie w jednej chwili zniknęli.

KONIEC

Wersja do czytania