ArchanGeL

Roswell - Reaktywacja (3)

Poprzednia część Wersja do czytania

Już od kilku dni trwała wciąż narastająca burza. Niebo nad Nowym Jorkiem rozświetlały pajęczyny błyskawic wijące się we wszystkie strony. Krople padającego deszczu rozbijały się o okna pobliskiego klubu "Sweet Night". Lokal był ciemny i mglisty, stoliki oświetlone były zielonymi lub niebieskimi lampkami, ściany natomiast zdobiły różowe tapety. Przy stoliku znajdującym się w najciemniejszym rogu tego pomieszczenia siedziało dwóch mężczyzn dobrze zbudowanych, ubranych w garnitury i popijających piwo. Na wieszaku znajdującym się koło nich wisiały dwa płaszcze i dwa kapelusze.

— Christo. Słyszałem, że dostałeś przeniesienie.

— Tak to prawda, ale prosze Cie Rico nie mów narazie nikomu. Nie podjąłem jezcze żadnej decyzji.

— Dobra stary. Pamiętaj tylko, że nasz oddział bez Ciebie to nie będzie to samo.

— Nie przesadzaj.

— Nie przesadzam.

— Nie mówmy już o tym, skupmy się. Mamy robote do wykonania.
Do lokalu wszedł mężczyzna ubrany w zielony garnitur za nim wszedło czterech jego ochroniarzy trzyająćych w ręckach karabiny. Większość przesiadujących właśnie znikłą bez śladu jakby wogle ich tu nie było. W klubie zostały tylko największe mafijne ryby i dwóch agentów skrytych w mroku.

— No panowie robimy interesy. – Powiedział do wszyskich Gubernator. – Wyciągać towar na stół. Wszyscy podeszli do jednego wcześniej przygotowanego pod tego typu spotkania stołu.

— Co robimy Christo?

— Czekamy Rico. Dwóch ochroniarzy podeszło bliżej do stolika przy, którym siedziało dwóch policjantów.

— Hej, a wy kurwa co tu robicie?

— Niech Cie to nie interesuje.

— Szefie mamy tu dwóch cwaniaków.

— Heee... Kogo? Dajcie ich tutaj! – Krzyknął Gubernator. – Czego tu chcecie?

— Co robimy Christo? – Szepnał Rico.

— Przygotuj swoją broń.

— Przecież to tych dwóch gliniarzy co ostatnio zgarneli paru moich kumpli. Hahaha rozwalcie ich!

— Teraz Rico. – Chrisot wyciągnał z pod płaszcza, który ubrał na siebie przed podejściem do bossa i zaczął strzelać. – Rico za lade szybko. – Rico wyciągnał dwa Desert Eagle i teraz rozpoczęło się piekło. Potworny hałas, krzyki i wycie syren. Gdy wczystko umilkło i SWAT już obezwładnił reszte przestępców Christo wstał by pogratulować swemu partnerowi kolejnej dobrej roboty. Oczom jednak nie ukazał się zadowolony Rico tylko jego ciało całe akrwawione i leżące koło baru.

— Nie. – pomyślał Christo. – Lekarz, tutaj!!! Ranny oficer!!! Pomóżcie mu!!! – Do leżącego Riciego podbiegło dwóch lekarzy. Ich diagnoza była prosta: On nie żyje. Christo wstał otrząsnął się i poszedł w strone wyjśćia.

— Christopher Trod? – Spytał jakiś głos. Christo się odwrócił i przed jego oczami pojawiła się odznaka FBI.

— John Savant agent FBI do spraw bezpieczeństwa narodowego. Przychodze to...

— Wiem poco przyszedłeś. Tak zgadzam się. – Powiedział wykończonym głosem Trod.

— Nie pożałujesz jesteś dobry i wróży się przed tobą długa kariera...

— Tak słyszałem już tą gadkę. Oszczęź mi straciłę partnera i ide się przespać. Jutro pogadamy, dobra?

— Przykro mi, ale sprawa jest ważna dostajeś przydział w Roswell. Wyjeżdzasz natychmiast. Tam czeka na Ciebi mieszkanie i wszystko czego potrzebujesz. C.D.N


Poprzednia część Wersja do czytania