Firia (tłum. Olka)

Łańcuch

Wersja do czytania

Od autorki: żadnego "... i żyli długo i szczęśliwie...", to tragiczny epilog do odcinka "Destiny". Nie czytajcie tego, jeśli nie lubicie smutnych opowiadań.
Od Olki (tłumacza): Jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy fanfick, jaki czytałam. Świetnie napisany. Jeśli chcecie napisać do autorki (po angielsku), oto adres: tenshima666@yahoo.com, a oryginalną wersję tego opowiadania (jeśli znacie angielski, to przeczytajcie ją też w oryginale, gdyż żadne tłumaczenie nigdy nie odda wiernie tego, co autor chciał przekazać) znajdziecie pod adresem: http://www.crashdown.com/fanfic/max_liz/TheChain_1_Firia.shtml


Miłość jest czymś tak pewnym, tak mocnym, tak prawdziwym, że dla tych, którzy kochają, ukrywanie swych uczuć, byłoby niczym popełnienie samobójstwa. V. Van Gogh

***********

Jesteśmy tu wszyscy. Nas pięcioro. Nie wiem co się stało. Nie wiem, naprawdę. Dlaczego?

Wydawało się, że wszystko z nią wporządku. Nie wiem. Może znałam ją mniej niż myślałam. Wydawała się silna. Była radosna i mówiła, że życie musi toczyć się dalej. Nawet bez niego.

Nie było jej wczoraj w domu, kiedy przyszłam po nią by podwieźć ją do szkoły. Wtedy zajrzałm do jej sypialni. Nie było jej. Nie było jej również w szkole. Nie widziano jej w pracy. Nikt jej nie widział. Zapytałam Alexa, ale on też nic nie wiedział. Przecież nigdy nie opuściłaby lekcji. Coś było nie tak. Max się martwił. Pomimo, że zerwali ze sobą, nadal ją kochał. Kocha ją nawet teraz.

Jego oczy, pełne strachu. Przerażenie, że coś mogło jej się stać. Wtedy, nagle, przestał mówić cokolwiek. Byliśmy na dziedzińcu. Łzy. Nie rozumieliśmy, co się dzieje. Isabel odwiozła go do domu. Michael podążył za nimi. Alex i ja poszliśmy do jej domu. Jej rodzice płakali, a Valenti stał przy drzwiach patrząc gdzieś, tam...

Nie chcę słyszeć. Widzieć, ani słyszeć czegokolwiek. Nie chcę.

Jej łóżko jest zimne.

Alex płacze. Isabel obejmuje go, płacze. Michael patrzy na mnie przez chwilę, potem odwraca wzrok. Max jest na zewnątrz, siedzi w fotelu. Puste oczy i uśmiech na jego twarzy. Nie sądzę, że zrozumiał, co się stało.

Czuję się dobrze. Chyba. Nie mogę płakać.

Liz nie żyje.

Jej rodzice płakali. Szeryf podszedł do nas. Powiedział, co się stało.

Znaleziono ją w motelu. Nieżywą. Znaleziono ją, ponieważ nie opuszczała pokoju, gdy czas jego wynajęcia dobiegł końca. Drzwi były zamknięte. Jej rzeczy nadal tam leżały. Drzwi łazienki były zamknięte. Coś je blokowało.

Max nadal siedzi w fotelu. Tuli jej koc. Isabel nadal płacze. Alex siedzi na podłodze. Dłonie w jego włosach. Michael szuka czegoś.

Czegoś.

Liz już tu nie ma.

Powiedzieli mi, że nie cierpiała. Nie sądzę, by to coś zmieniło. To, co zrobiła... zrobiła to, bo żyła w bólu. Ból.

Powiedzieli mi, że znaleźli ją siedzącą blisko wanny. Jej ramiona blokowały kran, tak by woda wciąż się lała. Czerwień. Woda. Zaplanowała wszystko, tak by nikt nie mógł jej już uratować. Chciała umrzeć.

Wiem dlaczego. Nie chcę o tym myśleć.

Nie mogę płakać. Michael coś mi podaje. Wiem, co to jest.

Napisała, że źle się czuła. Jej zatrzymane_ złamane serce. Jej zmiażdżona_rozdarta dusza. Nie mogła żyć. Jej życie było tak bardzo zależne od niego. Skończyło się, kiedy on odszedł. Śmierć duszy bez śmierci ciała.

Wiem, co czuła. Wiem, co chciała powiedzieć.

Nagle jej mały, idealny świat wydawał się zbyt mały, by móc chociażby oddychać. Już nie był idealny. Tonęła w swych własnych uczuciach. Żadnej możliwości odegnania bólu. Żadnej kontroli nad swoim życiem. Czuła że umiera od środka.

(Napisała, że) była zmęczona, zmęczona tak bardzo, że nie mogła spać. Tak bardzo bała się zasnąć, ponieważ podczas snu wszystko powracało pomnożone przez tysiące. Czuła się taka samotna, taka wypalona. Nie mogła jeść, spać, ani myśleć o czym kolwiek. Ogromny ból. Chciała uciec od Roswell w Nowym Meksyku, od Niego, od tego całego, pieprzonego przeznaczenia, od tego, że jej dusza łączy się z rzeczami, które ją niszczą. Ale nie mogła. Była przywiązana do tego miejsca, do Niego, do nas, do tej sytuacji. I wtedy jej ciało ją zdradziło, stało się wrakiem, czuła, że umiera dzień po dniu. Uciekała. Przynajmniej się starała. Ale wszystko zwracałao się przeciwko niej, czuła to.

Tylko śmierć jest końcem wszystkiego.

Nie była samolubna. Nie była też tchórzem. Ona po prostu nie mogła przezwyciężyć bólu, żalu, samotności.

Mam nadzieję, że teraz już dobrze się czuje, że to co zrobiła było dobre, że ból odszedł.

Wszystko ma swój koniec. Życe także. Ale co zrobić, gdy dusza odejdzie, zanim zrobi to ciało? Teraz znam odpowiedź.

Nie sądzę, by Max wiedział, że Liz nie żyje. Uciekł do innego świata. Do jego własnego świata. Świata z Liz. Blokuje swój ból. Co się stanie, gdy już nie będzie do tego zdolny?

Alex płacze. Isabel także. Ja nie potrafię.

Nie potrafię_płakać.

Pogrzeb. Nie wiem. Może ma on pomóc ludziom, którzy pozostali.

To już trzy dni.

Isabel mówi, że z Maxem jest coraz gorzej. Nie reaguje. Nie mówi. Nie je. Nie śpi. Wychodzi jedynie by posiedzieć na jej balkonie. Ja też tu jestem.

Przeczytał jej dziennik. Myślę, że źle się stało. Źle się stało. Jestem pewna tylko dwóch rzeczy. On umrze. Liz o tym nie pomyślała. Żadne z nas nie udźwignie tego bólu.

Początek końca.

Mam jedynie nadzieję, że to nie jest bolesne. Mam na myśli umieranie.
***********

Nie płacz, bo słońce zniknęło: łzy nie pozwolą ci zobaczyć gwiazd. Tagore.

Wersja do czytania