Graalion

Istota: Zwiastun (1)

Wersja do czytania Następna część

W czasie gdy Max i Liz wybrali się po brylant (1 odcinek 3 sezonu) w Roswell również co nieco się działo.

— Cześć, Misiek.

— Ty mi tu nie "cześćmiśkuj". Czekam tu od pół godziny.

— Nie przesadzaj, góra 20 minut.

— Co tam tak długo robiłaś? Remont mieszkania?

— Głupol. Mówiłam ci przecież, że muszę się przebrać. A przy okazji poprawiłam makijaż. Chyba chcesz, żebym dla ciebie ładnie wyglądała?

— Tak jakby makijaż mógł pomóc.

— Coś ty powiedział?!

— Eee, znaczy się ... Chciałem przez to powiedzieć, że ty przecież zawsze pięknie wyglądasz.

— Topornie ci to wyszło, ale powiedzmy że wybrnąłeś. Ledwo.

— To co, jedziemy do Crashdown?

— Dlaczego pytasz mnie? Przecież to był twój pomysł. "Umówiłem nas z resztą paczki w Crashdown tuż po zamknięciu. Muszę wam powiedzieć Coś Bardzo Ważnego". Coś ci świta?

— Miałem na myśli, czy jesteś już gotowa i możemy jechać.

— Aha. W takim razie tak, jestem gotowa.

— Więc możemy jechać?

— Jasne.

— ...

— Co?

— Kluczyki.

— Aaa, już, poczekaj. Lusterko, szminka, chusteczki, ...

— Prowadzisz tam drogerię?

— Ha, ha, bardzo śmieszne. A wiesz co by było jeszcze śmieszniejsze?

— Nie i bynajmniej nie jestem ciekaw.

— Ale i tak się dowiesz.

— Jakbym o tym nie wiedział.

— Jeszcze śmieszniejsze byłoby, gdybyś ... kurcze, zapomniałam co chciałam powiedzieć.

— Dzięki Bogu.

— Czekaj, zaraz sobie przypomnę.

— Maria.

— To było chyba coś z twoją głową i jakąś metalową płytą.

— Maria!

— I były tam też chyba mrówki. Mrówki? A może wilki?

— Maria!!!

— Co?

— Kluczyki.

— Ach, tak. Hmm ...

— Czy gdzieś w tej przepastnej torebce znajdują się kluczyki do tamtej Jetty?

— Wygląda na to, że nie.

— Jak to nie?!

— Nie krzycz na mnie. Musiałam zostawić je w domu. Zaraz przyniosę.

— Dobra. Tylko spokojnie, Michael. Czekaj, stój! Jeśli wejdziesz tam sama, przepadniesz na kolejne 20 minut. Pójdę z tobą.

— Dzięki za kredyt zaufania.

— Nie ma sprawy.

— Powiedziałam to z sarkazmem.

— Ja też.

— Nie wiesz, że kobiety przepuszcza się w drzwiach?

— Jestem za równouprawnieniem.

— Oj, Misiek ...

— Co?

— Grabisz sobie.

— Co robię?

— Nadużywasz mojej cierpliwości. Przeciągasz strunę. Zbierasz karne punkty.

— Naprawdę prowadzisz punktację?

— To tylko takie powiedzenie. Chodzi o to, że ... zaraz, ty się śmiejesz. Kpisz sobie ze mnie?

— Jakże bym śmiał.

— Natychmiast przestań rechotać!

— Kiedy ... nie mogę ...

— Taki jesteś? A masz!

— Maria, zostaw tą poduszkę. Mówię ci, przestań. Ostrzegam cię.

— Co jest, taki duży silny mężczyzna boi się zwykłej poduszki? A co powiesz na to? I na to?

— Powiem to!

— ...

— Cóż, ostrzegałem cię.

— Michael, czy wiesz ile czasu zajęło mi ułożenie włosów?

— Yyy. Trzy machnięcia grzebieniem?

— Próbujesz być zabawny?

— Maria, litości, masz przecież proste, rozpuszczone włosy. Nie trzeba chyba francuskiego stylisty, by uzyskać taki efekt.

— ...

— Trzeba?

— Odłóż poduszkę.

— Nie chcę.

— Powiedziałam odłóż poduszkę.

— Ty pierwsza.

— W porządku, sam tego chciałeś.

— To oznacza wojnę.

— Hej, to nie fair.

— Świat jest okrutny.

— Natychmiast mnie puszczaj!

— Najpierw zrobię to.

— Jeśli myślisz, że jeden pocałunek ... Że dwa pocałunki ... Mmm, muszę przyznać, że umiesz przepraszać.

— Maria.

— Mmm?

— Puść wreszcie tą poduszkę.

— Czemu? Może nam się jeszcze przydać.

— A, no chyba że tak.

— Michael.

— Tak?

— Chyba nie powinniśmy ... No wiesz, leżymy na kanapie w salonie.

— Więc?

— W każdej chwili może wrócić moja mama.

— Aha. Dobra, przenieśmy się do twojego pokoju.

— Michael.

— Tak?

— Spójrz na zegar.

— O, do diabła. Musimy jechać. Masz te kluczyki?

— Mam. Jedziemy.

— Czekaj!

— Tak?

— Wiesz co ... Może niech jeszcze trochę poczekają.

— Nie, nie, już jesteśmy spóźnieni. Chodźmy.

— Maria!

— Co?

— Ja jestem facetem.

— Zauważyłam. Kiedy z kimś chodzisz zwracasz uwagę na takie szczegóły jak płeć.

— Ale chodzi o to, że ...

— Taak?

— Nie możesz mnie w ten sposób rozpalać, a potem wstać i jak gdyby nigdy nic odejść.

— Przecież to ty wstałeś.

— Ale ...

— I nigdzie nie odchodzę. Idziemy razem. Do Jetty. Crashdown, pamiętasz?

— Maria!

— Dalej, Misiek, pospiesz się. Chyba, że chcesz żebym to ja prowadziła.

— Robisz to specjalnie.

— Siadaj za kółkiem, Don Juanie. Kurcze, gdzieś tu miałam grzebień. Kiedyś muszę zrobić porządek w tej torebce.

— W porządku, ale najpierw ...

— Co ...

— Teraz możemy jechać.

— Wiesz, może rzeczywiście nic się nie stanie jak trochę poczekają.

— Wsiadaj, bo cię zostawię.

— Drań.

— ...

— Kanalia. Szuja.

— Masz zamiar to robić przez całą drogę?

— Tak. Łajdak.

— Co ja takiego zrobiłem? Przecież tylko cię pocałowałem.

— Tylko pocałowałem? Dobrze wiesz jak na mnie wpływają twoje pocałunki.

— Więc nie chcesz żebym cię całował?

— Nie, tylko nie używaj pocałunków jako broni.

— Dziewczyny to robią przez cały czas.

— Wcale nie.

— A właśnie, że tak.

— Ale wy to lubicie.

— I to was usprawiedliwia?

— Tak.

— Skończmy tą rozmowę.

— W porządku.

— ...

— Michael?

— No?

— Co takiego ważnego chcesz nam powiedzieć?

— Już prawie dojeżdżamy, powiem przy wszystkich.

— Aha. No dobra.

— ...

— Michael.

— Co?!

— Nie krzycz na mnie!

— Przepraszam. Ale jesteś strasznie ...

— No jaka?

— Uciążliwa.

— Uciążliwa?

— Właśnie.

— Więc może lepiej by było gdybym wysiadła?

— To chyba dobry pomysł.

— Naprawdę tak uważasz?

— Jasne, przecież właśnie dojechaliśmy.

— ...

— Na co czekasz?

— Nie wysiądę, póki mnie nie przeprosisz.

— Za co?

— Za wszystko, ale w szczególności za nazwanie mnie uciążliwą.

— W porządku, przepraszam.

— Nie powiedziałeś tego szczerze.

— Maria, czy mogłabyś wreszcie wysiąść z samochodu?

— Znaj moje dobre serce.

— Dziękuję.

— O, to zabrzmiało szczerze. Czemu nie możesz taki być gdy mnie przepraszasz?

— ...

— No już dobrze, idę, idę.

— Panie przodem.

— Ten sarkazm nie był konieczny.


Wersja do czytania Następna część